[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zrozumiała, że znalazła się pośród jej min.Dziewczyna uśmiechnęła się, pokazując zepsute zęby, i wskazała ręką na swoje szmatławe odzienie.Towarzyszące jej wilczki podniosły się i zaczęły wykonywać dziwaczne ruchy i grymasy.Jaskiniowe dzieci jakby małpowaty pokaz mody.– Witać.uśmiechać się.prezent.– zaszemrał chór przerdzewiałych strun głosowych.– Prezent? Oczywiście, przyjmuję wasz podarunek.Co to miało być? Ofiara dla bogini puszek z konserwami? Kompletnie bez sensu!– Nazywam się Aura Riak.Jestem jedną ze Śpiących.To znaczy, że wpadam w katalepsję mniej więcej co osiemdziesiąt lat.Ale one jej nie słuchały.Powtarzały wciąż te same słowa, te same gesty.Czas płynął.Aurę coraz bardziej paraliżowało zimno i chwytały ją skurcze.Głód skręcał żołądek.Wydawało się jej, że dziwaczny rytuał trwa godzinami, gdy nagle dziewczyna włożyła T-shirt i wyprowadziła swoje stadko wilczków.Po chwili zjawił się może z tuzin chłopaków.Ustawili się w półkole przed nią.– Witać.uśmiechać się.prezent.Ich odzież było tak samo niechlujna, jak ich przywódczyni, ale Aura zauważyła, że składa się wyłącznie z kawałków czerwonego materiału.Chłopcy wyszli i natychmiast zastąpiła ich kolejna banda, której członkowie obojga płci byli okryci jakby zbrojami z czarnej tkaniny, skóry i kawałków metalu.Dopiero gdy pojawiła się czwarta grupa, Aura przypomniała sobie, czym różniły się od innych ubrania tej pierwszej: kawałki, z których były sklecone, miały na sobie markowe metki.Po zjawieniu się piętnastej grupy przestała liczyć kolejnych przybyszów i, zmęczona, przysnęła.Laass i Lina schronili się w zielonej kołysce samotnej zatoczki.– No więc jak, spiskujemy? – spytał Rhys.Żadne z nich nie odpowiedziało.Lina, rozciągnięta na trawie, do połowy zanurzona w wodzie, nawet się od niego nieco odwróciła.Laass siedział, machając nogami tuż nad taflą wody.– Mów Linie, co masz do powiedzenia, i wracaj, skąd przyszedłeś.– Nie ma o czym mówić.Ja.Mój Przewodnik znowu się spóźnił.Rozmawialiśmy raczej o tym, co mam robić w przyszłości.– Dam głowę, że poprosiłeś go o pozwolenie na wyjazd do Thirezji, a on ci odmówił.– I co z tego? Nie twój interes.– Nasi też się nie zgodzili – powiedziała Lina, przeciągając się leniwie.– Jesteśmy tu zamknięci na całe miesiące.Ale szef ekipy powinien to zaakceptować bez większych problemów.Laass pochylił się nad nią.– Lina, no, spójrz na niego.Wygląda na tak samo rozżalonego, jak my.Wiesz, wziął mnie do ekipy tylko dlatego, że jestem tu jedynym, który widział istoty pozaziemskie.– Widzę, że wam przeszkadzam – powiedział Rhys.– Już sobie idę.– Spokojnie.Woda jest ciepła.Mam tu miłosokówkę, możemy się z tobą podzielić.Laass wyciągnął w stronę Rhysa słomkę.Zanurzyli ją w owocu przypominającym spłaszczoną dynię o kolorze szafranu i pociągali drobnymi łyczkami słodki miąższ z euforiogennymi cząsteczkami.– Wiecie, że każdy szef ekipy zna kod do garażu stukółek?– No i co z tego?– Może wjeżdżać i wyjeżdżać, kiedy chce.– Bez wątpienia.– Czy to nie ty mówiłeś mi kiedyś, że znalazłeś stary tunel nadziemnej kolejki?– A niech cię.Laass długo wciągał powietrze, przymykając oczy.– Chodźmy sprawdzić.Byłbyś gotów zmusić stukółkę do wywiezienia nas poza pas bezpieczeństwa?– Dlaczego, panie Rhys? Dlaczego zmusza mnie pan do czegoś tak ohydnego?Rhys pochylił się z zaciśniętymi zębami nad tablicą rozdzielczą wehikułu.Silne światła stukółki kładły potężne cienie na ścianach tunelu.Jej biadolenie towarzyszyło Linie, Rhysowi i Laassowi od chwili, kiedy zeszli na stację nadziemnej kolejki.– Mogłabyś się zamknąć – westchnęła Lina.– Już jej sto razy mówiłem, żeby przestała nudzić.Odkąd wyruszyli, dziewczyna zachowywała się coraz dziwniej.Jak gdyby zapadająca ciemność wyzwalała w niej jakąś niepojętą pewność siebie.Wyjęła z paska z niezliczonymi kieszonkami, który otaczał jej szczupłą talię, jakiś przedmiot i podała go Rhysowi z grymasem sfrustrowanej Madonny.– Jeśli stukółka się nie zamknie, potraktuj ją tym – rzuciła ostro.Rhys jej nie poznawał.Gdzie się podziało to słodkie blond stworzenie, którego nie miał sumienia ukarać?– Nie!– Panie Rhys, sądzę, że pan i pańscy przyjaciele dotarliście do celu.Tunel kończył się olbrzymią metalową bramą.– Jest zamknięta – rzekła Lina.– Oczywiście – potwierdził Laass.– Systemy bezpieczeństwa działają świetnie.Ale my nie zamierzamy wykorzystywać głównego tunelu.Stukółko, poświeć na ścianę po lewej stronie.Stukółka wykonała polecenie.– Widzicie te drzwi? Prowadzą do tunelu konserwacyjnego.Stukółko, użyj swoich programów i otwórz je.– Nie mam prawa wozić was tak daleko od Miasta!Laass złapał zapalniczkę Liny i bez ostrzeżenia przyłożył czerwieniejącą końcówkę do tablicy rozdzielczej.W tej samej chwili w kokpicie rozległ się ostry krzyk:– Litości, Laass! Jestem tylko zwykłą stukółką.– Natychmiast przestań! – wrzasnął Rhys, wykręcając rękę Laassowi.– Stukółko, nie chcemy ci zrobić nic złego.Pragniemy tylko pojechać do Thirezji.– Jak pan każe, panie Rhys – wyjęczała stukółka.Kilka minut później mogli już przedostać się przez drzwi tunelu konserwacyjnego.Rhys nie odczuwał żadnej satysfakcji.Tylko jakieś nieokreślone uczucie wstydu i przekonanie, że jeśli nawet zawsze marzył o tym, by znaleźć się w Thirezji, wyjątkowo fatalnie dobrał sobie towarzyszy podróży.Gdy Aura odzyskała wreszcie pełną świadomość, wciąż uwięziona w sarkofagu, ogarnęła ją desperacja.Szarpnęła się mocno, aż zabolały ją przeguby rąk otarte od więzów.Jej wycieńczony przez głód organizm Śpiącej wymagał posiłku co cztery godziny.Wyprężyła się, na ile mogła, by sięgnąć do końcówki dozownika żywnościowego.Wytrysnęła z niego letnia ciecz, opryskując jej twarz i tors, a po chwili – wysychając – zaczęła cuchnąć jak wymiociny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]