[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Proszę pójść na plac Pigalle… tam znajdzie pan odpowiednie domy z cybernerosami… Patrzcie go…— Ależ panie kierowniku…— Niech pan nie robi awantur, młody człowieku… Proszę spojrzeć, już zrobiło się zbiegowisko… Niech pan idzie po dobremu, bo naprawdę wezwę policję…— Tego już naprawdę za wiele… Tak obchodzić się z klientami — mówi młodzieniec i usuwa się nadąsany, udając obrażonego.Przy ladzie naprzeciwko — wprawdzie ó wiele ciszej — rozgrywa się podobna scena.— Proszę pana, przecież pan tu przychodzi już czwarty raz…— Siódmy — poprawia klient.— Siódmy raz i nic pan nie kupuje… Pokazałam już panu cały komplet.Czy mam poprosić kierownika?… Może on będzie mógł zaproponować panu coś odpowiedniego.Mężczyzna odpowiada niespokojnie.— Nie… ależ skąd.— Już myślałam, że pan też należy do darmozjadów… Tak nazywamy cybernerosowych piratów… Ale pan nawet ich nie wypróbowuje… Jakiego typu pan właściwie szuka?Mężczyzna wzdycha.— Widzi pani, ile robię kłopotu.— Nie ma o czym mówić… Po to tu jestem, żebym pana obsłużyła… Tylko jaki pan sobie życzy… Wczoraj też nadeszły nowe modele.Może wśród nich znajdzie się coś odpowiedniego.— No więc,… takie blond włosy… jak u panienki…— Proszę… ten ma blond… Najwyższej jakości, luksusowe.— Tak, ale ja chciałbym takiego, który miałby jasnoniebieskie oczy, podobne do pani.— Proszę, jak pan sobie życzy… Jakie mamy szczęście, znaleźliśmy i takie.— Chciałbym trochę delikatniej zbudowanego… Wie pani, jestem zapalonym wioślarzem… Chciałbym w niedzielę wybierać się razem na przejażdżki łódką po Sekwanie.Gdybyśmy mogli być razem… Rozmawialibyśmy o muzyce, literaturze.— Z cybernerosem?— No tak, oczywiście… Z nim nie można… Najwyżej z takim zrobionym na zamówienie… Ale on też jest jak papuga… Przecież ja nie jestem z tych, których interesuje tylko to… Lubi pani muzykę?— O, tu jest mniejszy.— Ma takie oczy bez wyrazu.— Niech pan chociaż wypróbuje.— Mam wypróbować?— Jeśli chce pan kupić… Dobrze jest wypróbować… W końcu nie codziennie kupuje się cybernerosa.— No dobrze… Robię to tylko dla pani… Żeby się pani nie fatygowała tyle na próżno.Zrezygnowany rusza w kierunku kabiny prób z cybernerosem pod ramię.— Proszę poczekać.Chodźmy do magazynu.Może znajdziemy coś odpowiedniego dla pana.Mężczyzna zawraca.Przechodzą do magazynu.Sprzedawczyni pokazuje mu po kolei blondwłose cybernerosy.— Tu jest taki… Ten nie dla pana… Ma taki pospolity wyraz twarzy… Spójrzmy na tego… E, nie rozumiem, dlaczego produkują cybernerosy z takimi wystającymi łopatkami… No, ten może będzie najbardziej odpowiedni… Ten z kolei ma zeza… Prawda?… Pan też widzi, że ma zeza… Żebym tylko nie miała dużo takich wybrednych klientów, jak pan… Wtedy nie zostałabym tu długo… No, wreszcie… Oj, oj, ten też nie dla pana… Piersi wypadły nieco większe niż trzeba… Naprawdę chciałabym już znaleźć coś odpowiedniego, skoro się tak fatyguję dla pana.— Ja już znalazłem.— Gdzie? — pyta przestraszona sprzedawczyni.Mężczyzna obejmuje ją nagle i całuje w usta.Spośród cybernerosów wybiera sprzedawczynię.Spośród cudownych poematów myśli technicznej — niedoskonałego człowieka!— Czy pan zwariował? Pomylił mnie pan z cybernerosem…— Tak, zwariowałem — odpowiada mężczyzna i znowu całuje ją w usta, jeszcze goręcej.— Hej, młody człowieku! Nawet najlepszego, luksusowego cybernerosa trzeba najpierw nastawić na przychylność, a potem na oddanie, a pan zaczyna od razu tak natarczywie…— Tak, zaczynam tak natarczywie… Bo od chwili, kiedy panią zobaczyłem, przychodzę tu dla pani… Potrzebuję pani doskonałej miłości.Z panią chciałbym pływać łódką po Sekwanie… Chciałbym, żeby pani była moim jedynym cybernerosem.I pocałował dziewczynę trzeci raz, jeszcze goręcej, a ona tym razem nie stawiała oporu.— Ale ja przecież nawet nie wiem, jak się pan nazywa — zauważyła dziewczyna.— Jestem Guy Dornand… dziennikarz… A pani jak się nazywa?— Liliane… Liliane Buffet.— Ładne imię… No tak, czy mógłbym na panią czekać po pracy, Liliane? W kawiarni Élysee?Dziewczyna przytakuje.— Tylko niech pani nie przyśle jakiegoś cybernerosa zamiast siebie…*Jeśli nawet ta transakcja niezupełnie powiodła się tak, jak by tego wymagało dobro firmy, to za to przy innym stoisku była mowa o znacznie grubszym interesie.Sam pan Labiche, kierownik działu, rozmawia z niskim, zgrzybiałym małym człowieczkiem, który z ciekawością rozgląda się wśród cybernerosów.— Przysłowie nie bez racji mówi: mały człowiek potrzebuje dużej laski, ha, ha, ha!… Pan, drogi panie Pichegru, jest reklamą dla naszej firmy… Wielu młodych mogłoby panu pozazdrościć… Co za ogień, co za namiętność panem owładnęła.(Mili czytelnicy pamiętają może to nazwisko.Po wykładzie na Sorbonie Dornand spotkał się z jego właścicielem w metrze… Tak, to właśnie on porównywał wynalezienie cybów z Bleriotem i dlatego tak niewinnie oberwało mu się od pewnej kobiety.)— Tak jest, proszę pana, ogień, namiętność są sensem mojego życia.Tylko tyle mam z niego.Nic innego mnie nie interesuje.— Jak sobie przypominam, kupuje pan u nas już szóstego cybernerosa… A przecież magazyn został otwarty nie tak dawno… Ma pan już chyba prawdziwy harem… Ale proszę mi powiedzieć, tak między nami mężczyznami, jak potrafi pan żyć z tyloma? Jaki stosuje pan system zmieniając je i używając?— Och, to jest naprawdę bardzo proste, proszę pana.Jestem zapalonym konstruktorem zegarów.Amatorem.Ale muszę panu powiedzieć, że pozazdrościłby mi niejeden zawodowiec.Kiedy kupię cybernerosa, zanoszę go do mojego warsztatu, do moich zegarów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]