[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przy niewolnikach nie wolno panu zdejmować maski.- Coś takiego? - zdumiał się Jansen.- Pan ma niewolników? Widzę, że dojdzie mi parę smaczków do raportu.O’Reilly westchnął ciężko w duchu.Jak wytłumaczyć Jansenowi, że człowiek o jego pozycji społecznej musi mieć co najmniej kilku niewolników? Już i tak patrzono na niego ze zdziwieniem, że zawsze sam prowadzi wóz, ale on nie miał zaufania do szoferskich umiejętności Taurydańczyków.Weszli do obszernego białego pokoju.Podłoga wyścielona była grubym futrzakiem o długim włosiu, w kącie stało łoże zrobione z kilku olbrzymich poduch nakrytych dywanem, a obok niego leżały cztery wygodne pufy z brązowej skóry i przeszklona szafka-chłodnia z napojami.Jansen z westchnieniem ulgi opadł na pierwszy z brzegu puf.- Wstać - rozkazał po taurydańsku O’Reiłly, błyskawicznie zmieniając maskę Przyjaznego Nieznajomego na maskę Urażonego Dobroczyńcy.Lewą ręką wykonał ruch jakby otwierał wachlarz - gest rozczarowania.- Poproś o przebaczenie - powiedział szybko po angielsku do wstającego powoli Jansena.- Prze-przepraszam - zająknął się inspektor.Taurydańskiego używał poprawnie, aczkolwiek miał ten niepokojący akcent Południowych Wysp, a przybysze stamtąd nie byli specjalnie mile widziani w stolicy.O’Reilly zmienił maskę Urażonego Dobroczyńcy na Wybaczającego Władcę, usiadł wygodnie na łóżku, przetrzymał chwilę w miejscu stojącego Jansena, po czym dał mu znak, aby usiadł.Potem gestem odprawił niewolnika.- Co ma znaczyć ta cała szopka? - wybuchnął inspektor.O’Reilly z ulgą zdjął z ramion płaszcz i włożył go do szafy.Potem nalał sobie i Jansenowi po szklaneczce soku prosto z chłodni.- Nie wolno panu siadać wcześniej niż usiądzie gospodarz - wyjaśnił.- Może to być uznane za celową zniewagę.W ten sposób daje mi pan poznać, że jest pan lepszy ode mnie.Gospodarz nie może na to pozwolić, bo utraci honor.- Cholera - zaklął Jansen.- Dużo oni jeszcze mają podobnych idiotyzmów?- Sporo - odparł z namysłem O’Reilly.- Jeżeli chce pan czegokolwiek tu dokonać musi się pan ich nauczyć i dostosować do nich.muszą stać się pana drugą naturą.- Nie zamierzam tu długo siedzieć - burknął inspektor.- Wysmażę raport i wio do domu.Dobra, ale niech mi pan powie, co znaczyło to zmienianie masek i tak dalej.Cała ta szopa zrobiona po to, żeby niewolnik przypadkiem sobie nie pomyślał, że pana obraziłem.Agent zdjął z twarzy maskę i otarł dłonią pot z twarzy.Jansen poszedł w jego ślady z nieukrywanym zadowoleniem.- Ta maska - powiedział, pokazując ją inspektorowi - to Wybaczający Władca.Stosuje się ją darowując komuś przewinę.Używana w stosunkach pomiędzy przełożonym a podwładnym bądź w stosunku do ludzi o niższej pozycji społecznej.Założona w obecności kogoś o wysokim prestiżu może stać się powodem pojedynku.- Barbarzyństwo - rzekł z przekonaniem Jansen.- A poprzednia?- To był Urażony Dobroczyńca.Stosuje się ją do osób, które zawiodły zaufanie i które odpłaciły lekceważeniem za wyświadczoną przysługę.Ja zaszczyciłem pana, mającego na twarzy Ponurego Milczka, a więc maskę człowieka o nikłej pozycji, zaproszeniem do swego domu, a pan chciał mnie obrazić.Jeżeli nie usłyszałbym przeprosin mógłbym wyrzucić pana z domu, co pozbawiło by pana honoru, bądź wyzwać na pojedynek.Ale zabicie Ponurego Milczka jest odbierane jako dyshonor, zrobiłbym więc to pierwsze.- Pan by mnie na prawdę wyrzucił? - inspektor otworzył szeroko oczy.- Nie pozostawałoby mi nic innego - wyjaśnił obojętnie O’Reilly.- A wtedy jedynym sposobem by nie zostać tu poturbowanym byłby dla pana szybki wyjazd.- Cholera - Jansen stuknął pięścią w otwartą dłoń.- Ale przecież przyjeżdżają tu cudzoziemcy.No, turyści, naukowcy i tak dalej.O’Reilly aż zamarł na moment, ale zaraz się opanował.Cały czas zapominał, że ma do czynienia z cudzoziemcem nie znającym symboliki gestów.- To prawda - odparł po chwili - Ale oni chodzą bez masek.Traktowani są grzecznie, lecz ich pozycja jest równa zeru.Obraza z ich ust nie jest obrazą, a splamienie sobie rąk ich krwią byłoby hańbą.To miasto, jak żadne inne, panie Jansen.Człowieka z odsłoniętą twarzą nie spotka tu żadna krzywda, nawet gdyby udał się w najbardziej zakazane miejsce z walizką pełną pieniędzy.- To wspaniałe wyjście dla tajnej policji - zauważył bystro.O’Reilly spojrzał na niego.„Nic nie rozumie”, pomyślał bezradnie.No, ale to wymaga czasu.Tauryda jest rzeczywiście skomplikowanym organizmem społecznym.- Niestety nie - odparł.- Jakiż szanujący się człowiek przyjąłby raport od podwładnego wiedząc, że pełnił on służbę bez maski? Potworna hańba.- No nie - roześmiał się Jansen.- Dać tu kilku naszych, a w trymiga zrobiliby porządek z przestępczością.Tak.Z pewnością.Był taki jeden co próbował podobnie.Oficer policji Nykkanuus, szlachetnie urodzony, bardzo zdolny.Zbyt sprytny.Aż dziwne, że wychowany na Taurydzie mógł wpaść na podobny pomysł.Źle skończył.- Ale dobra - inspektor potarł brodę knykciami.- Niech pan mówi o Henricksie.O’Reilly cały czas zastanawiał się, czy wyjawić prawdę.W gruncie rzeczy wynik inspekcji Jansena był mu całkowicie obojętny.Dawno już uniezależnił się od pensji płaconej mu przez Centrum i jak na taurydzkie warunki był człowiekiem w miarę majętnym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]