[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.„Szukamy własnej drogi” - odparli.„Cóż to oznacza?” „Dokładnie nie wiemy.Dopiero nad tym się zastanawiamy, młodzieńcze.”Nie byli buntownikami - we własnym mniemaniu nie byli.Nie wątpiłem jednak, że strażnicy byliby zdania odmiennego, i to nie bez racji: system rządów oparty na dobrowolnej równości nie zniesie nigdy nadużycia pierwszego członu tej uświęconej zwyczajem zasady.„Mogę iść z wami?” - spytałem.Przyjęli mnie do swego grona w sposób tak naturalny i prostoduszny, iż bezsensem byłoby dochodzić, czy obawiają się zdrajców lub tego, co świadomi powikłań dziejowych Annopolitańczycy nazywają wrogą penetracją.Niczego się nie obawiali, w umysłach ich ani na moment nie zakwitła myśl o ewentualności prześladowań.Byli jak dzieci odkrywające nowy świat: ufni, weseli, wspaniali.Bezdrożami i lasami szliśmy cały dzień.Pod wieczór spostrzegłem, że ich brak wizji jest nie tylko urokliwy, ale i nużący.Zanosiło się na wieczne pałętanie się po pustkowiach, a w niemiłej konsekwencji - na ostateczny rozpad owej mini-wspólnoty, różniącej się istotowo od wielkiej wspólnoty jagońskiej.Powiedziałem, co powinni zrobić.Zapytali, co właściwie, przyznając się - z wyjątkiem starca - do bezradności.Sam nie bardzo wiedziałem i żeby wybrnąć z opresji, opowiedziałem im o moich ostatnich przejściach, nie przemilczając ich ohydnej strony.Długo milczeli, jakby zdjęci przerażeniem, a następnie jęli kolejno padać przede mną na kolana.Zrozumiałem: ich czyste umysły gotowe były przejąć każdą ideę mogącą zastąpić utracone wartości i przypadkiem przyjęli i uznali za swoją tę ideę, której przenigdy nie powinni przyjmować.Jeden siwowłosy nie złożył mi hołdu.Jeszcze wówczas nie byłem królem i nawet spodobała mi się owa niezależność, może i wynikająca z pospolitej zawiści.Dlatego nie potępiłem go ani nie odtrąciłem, zezwalając mu na dalsze przebywanie w mej obecności.Okropnie było patrzeć, jak się męczą, wypełnieni nową wiarą po brzegi i zarazem pozbawieni możności realizacji jej wskazań.Nie mogłem ścierpieć tego widoku.Uchyliłem dla nich nieba, ale cóż - żadnej stosownej ofiary pod ręką nie było, a do walk w naszym łonie wolałem nie dopuścić.Nie wiedziałem wtedy jeszcze, iż moja nienawiść żywiona do równości przestanie być wreszcie bezowocna i że niebawem wstrząśniemy posadami owej społeczności.Ten triumfalny marsz nie jest do opisania, bo głos łamie mi się, gdy wspominam te zwycięskie chwile i gdy przed moim wzrokiem przesuwają się obrazy wielbiących nas mieszkańców i pokonanych, upokorzonych piewców i strażników dawnego porządku, który upadł tak nagle, gasnąc niby zdmuchnięta świeca.Co zadecydowało o powodzeniu, pytacie? Zbyt trudne to pytanie, nie odpowiem wam.Przemyślcie jednakże zagadkę następującą: co czynią ludzie, gdy przekonują się, że można postępować inaczej niż się dotąd postępowało, że nowość ta jest całkiem przyjemna i że jednocześnie istnieją jeszcze tacy, którzy pragną ich tej przyjemności pozbawić?Jagonowie stworzyli ustrój równości doskonałej, lecz zaniedbali uchronić go od katastrofy.Równość była u nich wpojona w zwyczaj, a nie narzucona i utrzymywana siłą.Miało przyczynić się to do wiecznotrwałości ustroju, ale stało się inaczej - zadecydowało to o jego zgubie.Nie wróg zewnętrzny bowiem zniszczył równość, a wewnętrzny - sami obywatele odwrócili się od równości, by zaznać ukojeń niesionych przez skutki nierówności; by poczuć się podpalaczami, złodziejami, gwałcicielami, świętymi, mordercami wyzwolicielami, wywrotowcami, spiskowcami, obrońcami sierot i starców, wspomożycielami biednych i chorych, dobroczyńcami ludzkości i opiekunami cnotliwych praw; czyli żeby doświadczyć tego wszystkiego, czego nie mogli zaznać w ustroju absolutnej równości, będącej sędzią najwyższym, najsprawiedliwszym i nieomylnym.Władza strażników opierała się na autorytecie owych świątobliwych starców, a nie na przymusie.Gdy rozkazałem paru z nich ukamieniować i gdy posłuchano mego polecenia, autorytet ów rozwiał się raz na zawsze, a ja pojąłem, iż w oczach tubylców tracę atrybuty człowieczeństwa i nabieram cech boskości.Jagońską równość zgubiła zbyt wielka liczba jej przyrodzonych obrońców.Zbuntowali się przeciw niej ci, którym ona służyła.Gdyby Jagonowie nienawidzili równości i skrycie wielbili nierówność, natychmiast po moim buncie oddaliby mnie w ręce kata.Ponieważ jednak ich dawni prawodawcy założyli przed wiekami, że równość winna być chroniona zrozumieniem i cnotą, nie siłą, ocalałem i mogłem nawet osiągnąć tę pozycję, jakiej nie osiągnąłbym nigdy w żadnym cywilizowanym kraju.Podejrzewam, iż właśnie tak było; że równość nie rozwinęła się tu naturalnie, a została zaprowadzona przez mędrców przepojonych troską o dobro ludu, które pojmowali w sposób zbliżony do Teraucha.Teraz ja ją obaliłem, nie czyniąc niczego, czego musiałbym się wstydzić przed moimi rodakami, o dostojni?Cóż jeszcze.jestem otóż królem, ale strach nie opuszcza mnie prawie nigdy.Ciemne moce, którym zawdzięczam wyniesienie, mogą w każdej chwili obrócić się przeciw mnie.Dawny ustrój nie ze szczętem zginął.Jego jawni obrońcy oddali już wprawdzie głowy pod topór, lecz i ja rządzę tylko dzięki boskiemu uwielbieniu, a nie opieram swej władzy o brutalną i widoczną siłę.Wbrew gadaninie idealistów i przeróżnej maści utopistów uważam, iż nie ma nic lepszego nad siłę i że na nastrojach niczego nie można zbudować.Co się stanie ze mną, gdy przestanę być przedmiotem kultu? Wiem, co się stanie i wolałbym tego uniknąć.A pozostałości starego są nadal silne.Czy uwierzycie, dostojny Aliarze i ty, szlachetny Mundasie, iż równość istnieje tam w dalszym ciągu, jeno w zmienionej postaci? Tak! Władam Jagonami jako najsroższy tyran, za byle poduszczeniem, pod byle pretekstem wysyłam ludzi na śmierć, wobec mnie - boga - są wszakże absolutnie równi! Każdego zgładzę, gdy zechcę, dopóki tłum wykonuje moje polecenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl