[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Duchowym, nie wiem, religijnym? On tam był, na samym dole.A myśmy widzieli z góry małego człowieczka, który wolno brnie dnem wąwozu.Tam się coś musiało wydarzyć, mówię panu, coś, czego nikt z nas nie zauważył.Wie pan, to jest nagrane, sekunda po sekundzie, w telewizji to mają.Ale nie o to chodzi, że coś umknęło, tylko.Sam nie wiem, jak to powiedzieć.On tam był z nimi, na samym dnie Gehenny, a myśmy to tylko oglądali z zewnątrz, jak jakiś spektakl.Chyba o to chodzi.Wreszcie usnął, ale wtedy ja nie mogłem spać.Patrzyłem, jak śpi, jak wolno, równo oddycha.I zastanawiałem się, dlaczego mnie wybrał.Do dziś się zastanawiam nieraz.To znaczy, nie do tego pilnowania w sypialni, tylko w ogóle, na osobistego sekretarza.Opowiem panu, jak to było.Jak po raz pierwszy pojawił się na Wawelu, tuż po elekcji, opowiadałem panu, to oprowadzaliśmy go tam w kilka osób.Dyrektor Zamku, ja i jeszcze dwie osoby.Za nami oczywiście premier, marszałek, jacyś oficjele, teraz już nie pamiętam za dobrze, tak byłem oszołomiony.Ja tam dopiero co zacząłem pracę, to znaczy jakiś rok wcześniej.Kończyłem właśnie doktorat z historii sztuki, z witraży Wyspiańskiego, tych niezrealizowanych.Zresztą, potem panu o tym jeszcze opowiem, bo to ciekawe.I tak go oprowadzamy, on się bronił przed zamieszkaniem w najlepszych komnatach, bo w ogóle był bardzo skromny.I wreszcie pyta mnie, po jakiejś godzinie, czy interesuję się polityką.A ja mu na to, że nie.On mnie tylko spytał, kto jest ministrem rolnictwa, a ja nie wiedziałem.Więc uśmiechnął się, potem poważnie spojrzał mi w oczy i zapytał: „Zechce pan zostać moim osobistym sekretarzem?”.Zgodziłem się, pan by się nie zgodził? Nawet się nie zastanawiałem.W tamtych dniach wszystko było takie inne, ludzie tak urośli w sobie.To był zaczarowany czas.Dopiero w domu ochłonąłem.Powiedziałem rodzicom, że właśnie zostałem osobistym sekretarzem króla.Oczywiście nie uwierzyli.On miał wprawdzie asystenta, w Cambridge.Ale to był Anglik, bardzo zdolny człowiek zresztą, poznałem go potem.Tylko wie pan, polski król nie powinien mieć zagranicznego sekretarza.W każdym razie nie pierwszy król po dwóch stuleciach.I on to wyczuwał.Ale dlaczego wybrał mnie? Nie wiem.Potem pisali, że jestem spoza układów.Pewnie to racja.Ale czy to wszystko tłumaczy? Nie wiem, naprawdę.Doktorat broniłem jakieś dwa lata później, bo to się wszystko przeciągnęło.Wie pan – wyjazdy, wizyty, ciągłe zamieszanie.Wreszcie dał mi trzy tygodnie wolnego, żebym o niczym innym nie myślał, i skończyłem.Pan wie, że Wyspiański te witraże zaprojektował dla Katedry Wawelskiej, ale się wtedy Kościół nie zgodził? Kazimierz Wielki, święty Stanisław i Henryk Pobożny.Zwłaszcza Kazimierz, szkic był robiony przy otwarciu trumny.Czaszka, kości, broda, regalia.Upiorne połączenie.Ale robiło wrażenie nawet na kartonach, które po Wyspiańskim zostały.I on się tym moim doktoratem zainteresował, że w końcu postanowił te witraże w Katedrze osadzić.Przekonał Metropolitę i teraz mamy, po stu latach.Tak tylko mówię, bo to trochę moja zasługa.Był pan już w Katedrze po remoncie? Musi pan koniecznie zobaczyć.Robi wrażenie, mówię panu.Ale ten.Strasznie skaczę, to potem sobie pan to wytnie.O czym.Aha, mówiłem, że wreszcie zasnął.Jeszcze rankiem był spokój.To znaczy, z Gehenną.Bo on wstał zmęczony, ale widziałem, że jakoś się odnowił.A może tylko udawał, maskował się dobrze przed nami, przede mną? Tak czy owak, śniadanie przebiegło normalnie.Jakby nic się nie wydarzyło.Szepty było słychać tylko z brzegów rzeki.No, może z bulwarów.Dalej to tylko taki szmer, jak samochody za oknem, coś takiego.Zakłócenia, których się na co dzień nie zauważa.Dopiero wtedy, jak się człowiek wsłucha.A na Wawelu to przecież zawsze jest głośno.Turyści, te ciągłe wycieczki.Spokój był do piętnastej, prawie równo.Jakby się umówiły.I powoli zaczął narastać krzyk.Wpierw pojedyncze, lecz z każdą sekundą dołączały następne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]