[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wariant końcowy, że tak powiem.— Niech pan powie, czy można tam przypadkowo zawadzić o awaryjny bezpiecznik? Artur zamyślił się.— Właściwie… Właściwie można… Ale musiałaby się najpierw sama otworzyć tablica kontrolna.A to już jest zupełnie nieprawdopodobne.— Ale mimo wszystko możliwe?— No, niby tak… A o co chodzi?— A nic.Tak pytam.Z ciekawości.Miedwiediew wysunął ze ściany rozkładany fotel i usiadł wyciągając nogi.Zamknął oczy i wyglądało, że się zdrzemnął.Tylko czasami jego splecione długie palce podrygiwały i kurczowo zaciskały się.Andriej wszedł po dziesięciu minutach — przygarbiony, ciężkim, niepewnym krokiem jakby podłoga kołysała się lekko pod nim.Był blady i ponury.— Towarzyszu kapitanie, kosmonauta Sawin melduje swoje przybycie z kwadratu 288–B.Witaskop dostarczony.Żadnych komplikacji nie było.— Dobrze.Może pan odejść, Sawin.Andriej odwrócił się, żeby wyjść.— Źle się pan czuje, Sawin?W głosie Miedwiediewa było coś takiego, że Andriej aż się skurczył w środku.— Nie, czuję się znakomicie.Po prostu trochę się zmęczyłem.W spojrzeniu Miedwiediewa nie było zwykłej dla niego żartobliwości.Patrzył surowo i ze smutkiem.— Jeśli tak, to chciałem pana prosić, aby mi pan trochę pomógł.Czując między łopatkami strumyczki zimnego potu, Andriej szedł za Miedwiediewem po jaskrawo oświetlonym korytarzu.Szef coś podejrzewa.Jeżeli się domyśli… Andriej już kiedyś widział coś takiego: osiem dyskoplanów wiszących nad powierzchnią planety, skrzyżowane strumienie lodowatej plazmy niszczącej najdrobniejszy okruch życia… Według regulaminu to się nazywa „natychmiastowa zupełna sterylizacja zakażonego terenu”.Kabina radiowa lśniła wypolerowanym metalem i szkłem pod ciemną kopułą trójwymiarowej mapy.Dziwaczna gwiezdna kopuła z zawieszonymi w przestrzeni nazwami, wzdłuż i wszerz poprzekreślana wytrasowanymi nitkami linii mengołączności nadawała kabinie wygląd planetarium.Podłoga lekko połyskiwała podświetlając od dołu punkty łączności.Nad jednym z nich opalizujące lśnił ekran bezpośredniej łączności z Ziemią.Ten właśnie ekran po ponad półrocznej przerwie miał już niedługo ożyć.Tam na granicy Systemu Słonecznego…Andriej poszukał— oczami opancerzonej torpedy „Chronosa”.Kapsuły nie było.To znaczy, że „Chronos” już jest w awaryjnej katapulcie.Jakiej pomocy oczekuje od niego szef?— Trzeba jeszcze sprawdzić cały system kontroli radiowej SAZŻ–5 i ,,Primy” — niespiesznie i bezbarwnie, nie patrząc na Andrieja, powiedział Miedwiediew.— Kiedy zniknął kontrolny sygnał ze skafandra…— Przypadkowo zawadziłem o awaryjny bezpiecznik.— Tak, tak, od razu powiedział mi pan o tym.Przecież był pan już wtedy w kabinie.— Widzi pan! Kiedy zniknął sygnał ze skafandra, od razu skontrolowałem „Primę” — tam też nie było sygnału… Przecież wystartował pan od razu, jak to wynika z radiogramu?— Od razu…— Tak… To znaczy, że w systemie kontroli radiowej coś jest nie w porządku.Innej przyczyny być nie może.Jeżeli tylko…Miedwiediew w roztargnieniu poruszał to w lewo, to w prawo pokrętłem miksera mocy aparatu kontrolnego i długa strzałka głównego amperomierza pokornie kołysała się od zera do ostatniej kreski skali.Miarowe kołysanie hipnotyzowało.— Jeżeli tylko pan nie zdejmował skafandra, żeby odetchnąć świeżym powietrzem tej gościnnej planety.Ostatnie zdanie zabrzmiało głośno i ostro.Andriej oderwał w końcu wzrok od hipnotyzującej strzałki i spróbował się uśmiechnąć.— Tak, właściwie… m—miałem zamiar pospacerować, jak pan pamięta… Ale jakoś nie wyszło.Może innym razem…Miedwiediew nie uniósł głowy pochłonięty zabawą z mikserem i Andriej zaczął się pomału denerwować.— Koniec końców nie wiem, o co chodzi.Możliwe, że to wina schematu.Zielone słońce było w zenicie, a wtedy, jak pan sam wie, zjonizowany w ciągu czarnego dnia dwutlenek węgla wyładowuje się w przestrzeń.Powstają rozmaitego rodzaju magnetyczne i elektryczne obłoki.Możliwe, że taka chmurka na moment zekranizowała kontrolny sygnał „Primy”.Skąd mam wiedzieć? A schemat… Schemat, jak pan chce, możemy sprawdzić i tak…Miedwiediew uniósł głowę i potarł czoło popatrując na Andrieja, jak gdyby zobaczył go po raz pierwszy.Andriej wytrzymał spojrzenie, tylko zbladł jeszcze bardziej.— Tak… Tego nie wziąłem pod uwagę.Ma pan rację.Schemat jest w porządku.To pewnie jakieś zakłócenia doprowadziły do zaginięcia sygnału
[ Pobierz całość w formacie PDF ]