[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mary Blanchard odci¹gnê³a Elizabeth na bok.- Pos³uchaj - szepnê³a.- Nie wiem, co ci siê sta³o, ale samolot musi l¹dowaæ wPuerto Rico, rozumiesz? Jeœli tam dotrzesz, na pewno wcisnê ciê na pok³ad.Obiecujê.Lot dzie­wiêædziesi¹t dziewiêæ o szóstej.- Wskaza³a g³ow¹ Petera.-W koñcu siê pojawi³, co?Nie czekaj¹c na potwierdzenie, wsiad³a poœpiesznie do sa­molotu.Hammer skrêci³i teraz jecha³ wprost na nich.Elizabeth schwyci³a Petera i poci¹gnê³a go zasob¹.Pobieg³ za ni¹ i dopiero po chwili zorientowa³ siê, ¿e pêdz¹ w kierunkujednosilnikowej cessny stoj¹cej w pobli¿u.- Wyrzuæ pilota! - krzyknê³a.Spojrza³ zdziwiony.- Umiesz tym lataæ?- Nie, durniu, ty umiesz!Cholera, pomyœla³.Temu Hansowi trudno dorównaæ.Ot­worzy³ drzwi i wyci¹gn¹³pilota, t³ustego Amerykanina w czap­ce baseballowej.- Ja to poprowadzê - powiedzia³ mu.Grubas patrzy³ z przera¿eniem, jak dwojeumazanych b³otem w³Ã³czêgów pakuje siê do jego samolotu.- Hej! - zawo³a³, ale nie próbowa³ ich zatrzymywaæ.Poraniony mê¿czyzna mia³coœ dzikiego we wzroku, poza tym ten cholerny samolot by³ wynajêty.Siedz¹c za sterami, Peter wpatrywa³ siê w nie jak og³upia³y.- Ruszajmy! - wrzeszcza³a Elizabeth.Zbli¿a³y siê do nich z du¿¹ prêdkoœci¹ dwahammery.- Co mam robiæ?- Poci¹gnij za to! - wskaza³a przepustnicê.Peter poci¹gn¹³ dŸwigniê i samolot poderwa³ siê do przodu z okrutnym rykiem.Szybko nabiera³ prêdkoœci.Peter próbowa³ zachowywaæ siê tak, jakby prowadzi³samochód, ale to nie da³o rezultatu.Maszyna zaczê³a zje¿d¿aæ z pasa.Poczu³dreszcz paniki, a jego nogi same znalaz³y peda³y sterów i umiejêtnie na nienadeptywa³y.Cessna g³adko powróci³a na pas i sunê³a nim coraz szybciej.- Jesteœ pewna, ¿e umiem lataæ? - zapyta³.- Nie wyg³upiaj siê, Hans, czy kim tam jesteœ.Nie wiem, co ci zrobili z g³ow¹,ale Hans umia³ lataæ samolotem, z za­mkniêtymi oczami, wiêc siê niezastanawiaj, tylko leæ!Pos³ucha³.Lew¹ rêk¹ poci¹gn¹³ lekko trzonek sterowniczy i samolot uniós³ siê wpowietrze.Spojrza³ na dó³ ze zdziwie­niem.Pas startowy wygl¹da³ ju¿ jak w¹skawst¹¿ka, a samo­chody ich przeœladowców jak maleñkie zabawki.- Dobra robota, Peter - powiedzia³ sam do siebie.I dziêki Bogu za Hansa.Rozdzia³ 14Wiedzia³ tylko tyle, ¿e Puerto Rico le¿y zaledwie piêtnaœcie kilometrów odVieques.Nie mia³ natomiast pojêcia, jak wygl¹da z powietrza, zw³aszcza w nocy,wœród niewielkich œwiate³ek b³yszcz¹cych na ³odziach, w blasku gwiazd,rozœwietlonych domów i budynków firm.Wœród setek wysp.- Aerodynamikê znam tylko z teorii - powiedzia³ ze spokojem - ale chybaprzyœpieszamy.- Spadamy! Podci¹gnij go w górê!Zrobi³o mu siê przykro, ¿e na niego krzyczy.Beatrice by³a twarda, ale umia³ago delikatnie upominaæ.Ta kobieta mówi³a, co myœla³a.- Chyba siê mylisz - próbowa³ j¹ uspokoiæ.- Zdaje siê, ¿e jesteœmy nadciep³ymi wodami, wiêc pewnie unosimy siê wraz z ciep³ym powietrzem.- To dlaczego widzê fale?! - wrzasnê³a.Przyjrza³ siê uwa¿niej.Fale zbli¿a³y siê w zawrotnym tempie.- Cholera - zakl¹³, zastanawiaj¹c siê, jak unieœæ samolot.- Poci¹gnij dŸwigniê!Grzywy fal pojawi³y siê przed ich szyb¹.Umys³ Petera wy³¹czy³ siê, aby cia³omog³o siê zmobilizowaæ.Chwyci³ odpowiedni¹ dŸwigniê.Samolot lekko dotkn¹³wody ko³ami, a potem uniós³ siê w górê.W kabinie rozleg³ siê g³oœny alarm.- Co to? - zapyta³ Peter.- Chyba sygna³ ostrzegawczy.Wyrównaj trochê!- Nie s¹dzê.- Nie s¹dŸ, tylko zrób, co mówiê!Zmusi³ umys³ do odpoczynku, a ramiona same popchnê³y dŸwigniê i wyrówna³y lot.DŸwiêk alarmu ucich³.Prawa d³oñ wyrówna³a stery.- No i co? - zachwyca³ siê.Elizabeth z przera¿eniem patrzy³a na to, co wyprawia³.Siêgn¹³ rêk¹ do radia inatychmiast cofn¹³ j¹.- Chcia³em w³¹czyæ radio - rzek³ przestraszony.- To nawyk - warknê³a Elizabeth.- Zawsze nastawia³eœ radio po starcie.Pamiêænic ci nie podpowiada?- Nie.chyba nie.Nie spojrzawszy nawet na niego, zapyta³a:- Dlaczego powiedzia³eœ, ¿e masz na imiê Peter?- Bo tak jest - odpar³.- Takie ci dali imiê? To nowa przykrywka?- Tak - przytakn¹), maj¹c nadziejê, ¿e to wystarczy.Elizabeth wyjrza³a przez okno, próbuj¹c to sobie pouk³adaæ.Zastanawia³a siê,dlaczego go nie znienawidzi³a.Ale nic takiego siê nie sta³o.W ka¿dym raziejeszcze nie teraz.- Wiesz, co ja o tym myœlê? Chyba mia³eœ jakiœ wylew.Jeœli prze¿yjesz,postanowi³ Peter, opowiesz jej o wszystkim, lecz nie teraz.- Tak, to bardzo mo¿liwe.- Kiedy wczoraj wieczorem do mnie przyszed³eœ, chyba w³aœnie coœ takiego siêdzia³o.- Od p³ywania?Dziwne, ale to mia³o sens.Mechanizm w jego g³owie zacz¹³ pracowaæ.Mo¿e.- Nic nie czu³eœ, nie mog³eœ mówiæ - próbowa³a go przekonaæ.- I to na pewnoju¿ siê kiedyœ zdarzy³o.Nie pamiêtasz, kim jesteœ, kim ja jestem, i zanik³yniektóre twoje umiejêtnoœci, w ka¿dym razie na pewno pilotowanie samolotu.- Ju¿ odzyskujê orientacjê - powiedzia³.- Mo¿e prze­szed³em kilka ma³ychzawa³Ã³w mózgu.W³aœnie w tej chwili by³ bliski takiego ataku.Mo¿e i mia³ atak, ale strach,który odczuwa³, nie by³ nim spowodowany.To zwyk³e tchórzostwo.W koñcuprzypomnia³ sobie, ¿e w³aœ­ciwie nigdy nie umia³ lataæ.- Pamiêtam sporo - sk³ama³, chc¹c uspokoiæ sam siebie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl