[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zresztą, co mógł zrobić? Majątek był jedynym, co Lia miała.Majątek i Paul.I choć pieniądze były bardziej posłuszne niż syn, udawało się jej wykorzystywać jedno i drugie w walce z teściami.Lia chrapnęła.Paul wyjął jej kieliszek z ręki i zaniósł do kuchni.Bardzo już śpiący, znalazł koc i przykrył nim matkę.Jaką żałosną parę stanowili!Nie powinien czuć się rozczarowany.Wiedział, czego oczekiwać po matce.Ale odziedziczył po niej jedno: nadzieję, irracjonalną i niewyczerpaną.Gdyby spojrzał prawdzie w oczy i pogodził się z sytuacją, przestałby być jej synem.9.La BellaPaul zostawił matkę śpiącą przed telewizorem i tuż po świcie wymknął się z domu.Szybko przemierzył krótką ścieżkę wśród trzcin.Mógł udawać, że nie działa z premedytacją, ale dobrze wiedział, że przed szóstą Riley poszła na dyżur.Zresztą, jeśli nawet działał planowo, to dość nierozważnie.Zakradł się przez siatkowe drzwi do kuchni i ruszył w górę po schodach.Nie zastanawiał się, co zrobi, kiedy dotrze do sypialni Alice, ale nie zatrzymał się, żeby pomyśleć.Wszedł do jej pokoju, choć nie miał do tego prawa.- Nie jesteś moim właścicielem - oświadczyła, gdy miała jakieś dwanaście lat.Wsiadała na motorówkę razem z koleżanką, której ojciec, sternik, był wyraźnie pijany.Paul zabronił jej z nim płynąć.- Nigdy tego nie twierdziłem - warknął.Wtedy zrezygnowała z przejażdżki, ale żadne z nich nie wierzyło we własne słowa.Teraz spała.Jej włosy były bezładnie rozrzucone po poduszce, twarz odwrócona do ściany.Skopała z siebie kołdrę, dzięki czemu mógł podziwiać jej długie nogi.La bella.Nie chciałby, żeby jego matka ją zobaczyła.Usiadł na brzegu łóżka, ale ona się nie obudziła.Czuł się samotny, kiedy była na niego wściekła.Nieszczęśliwy.- Przepraszam - wyszeptał jej do ucha.Poczuł wino w swoim oddechu.Dotknął jej włosów.- Wiem, co miałaś na myśli.Nie rozumiem, dlaczego zachowałem się, jakbym nie wiedział.Potrzebował jej dotyku, tak samo jak w dzieciństwie.Jak by zareagowała? Nie umiał powiedzieć, czego pragnie ani co jest gotowy jej dać.Ale kochał ją.Mógł jej to wyznać? Łatwiej było ją kochać i nie musieć tego wyznawać.Wierzył, że go nie odtrąci, nawet po tym wszystkim, co zrobił.Wśliznął się do łóżka i położył obok niej.Naciągnął kołdrę na nich oboje.Bardzo ostrożnie przysunął się bliżej, żeby poczuć jej ciepło.Na próbę objął ją w talii, ledwo jej dotykając.Omal nie jęknął, kiedy zarzuciła nogę na jego udo.Była rozgrzana od snu.Miał ochotę wtulić twarz w jej szyję, spleść z nią ręce i nogi.- Kocham cię - wyszeptał w gęstwinę jej włosów.Potrafił to wykrztusić, kiedy nie mogła usłyszeć.Leżąc tak, odprężał się powoli.Serce zaczęło bić równiej, znowu pozwolił sobie na normalny oddech.Jego umysł ogarnął spokój.Wyobrażał sobie, że jeśli kiedyś, w dorosłym życiu, znajdzie się w łóżku Alice, będzie inaczej niż w dzieciństwie.I rzeczywiście było inaczej.Jej dotyk i zapach działały na niego w sposób, o jakim mu się wcześniej nie śniło.Gdyby popuścił wodze fantazji, wymyś liłby parę rzeczy, o których wtedy nie miał pojęcia.Ale, choć je szarpał i napinał, nie chciał ich zerwać.Obawiał się tego, co mogłoby się stać.Jedna kwestia dręczyła go jak powtarzający się, niespokojny półsen na jawie.Czy miłość bywa trwała? Czy można przenieść ją nietkniętą z dzieciństwa do dorosłości, przez rafy i mielizny dorastania? Czy wtedy jest to takie samo uczucie, tylko wyrażone w nowy sposób? A jeśli te dwa rodzaje miłości są całkiem różne od siebie, wręcz sprzeczne?Może to nie odpowiedź była trudna, tylko pytanie niewłaściwie postawione.Może istniały nie dwa rodzaje miłości, ale trylion.Albo jeden.W każdym razie teraz obejmował Alice.Przestał się martwić, że ją obudzi.Odwróciła się do niego, nadal z zamkniętymi oczami, oplotła go ramionami, przytuliła policzek do jego piersi.Jej włosy zaczęły łaskotać go w szyję i pod nosem.Choć był za duży na to panieńskie łóżko, dzięki tej bliskości jakoś się na nim zmieścił.Zaufanie i miłość idą ze sobą w parze, rozmyś lał dalej Paul.Ale gdzie było miejsce na pożądanie? I, przede wszystkim, jak je stłumić?Nie wiedział, czy Alice śpi, czy już się obudziła, ale czuł, że jej serce bije równo.Czuł kształtną łydkę na swojej goleni, miękkość uda.Nie miał pojęcia dlaczego, ale dotyk jej skóry, ciepło i sposób, w jaki go tuliła, działały na niego kojąco.Może teraz wcale nie było aż tak bardzo inaczej niż kiedyś.Miała piersi i długie nogi, ale pozostała tą samą Alice.Może lubił w tuleniu się do niej dokładnie to samo, co dawniej.Bliskość.Koniec samotności.Ukojenie.Dotyk ciała, któremu ufał.Alice obudziła się, przechodząc z jednego snu do drugiego.I nie czuła żadnej potrzeby rozróżnienia między nimi, dopóki nadal śniła.Była wściekła na Paula, kiedy zasypiała, a teraz miała blisko przy sobie jego cudowne ciało, i złość gdzieś się ulotniła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl