[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odwróci³ siê i pomacha³trollowi, który zmieni³ siê ju¿ w ma³y punkcik na samej krawêdzi œwiata.Rincewind popatrzy³ na niego gniewnie.- Czy ciebie nigdy nic nie martwi? - zapyta³.- Ci¹gle ¿yjemy, prawda? A sam powiedzia³eœ, ¿e nie zadawa­liby sobie takichtrudów, gdybyœmy mieli zostaæ zwyk³ymi niewolni­kami.Tethis na pewnoprzesadza³.S¹dzê, ¿e odeœl¹ nas do domu.Ale najpierw naturalnie obejrzymysobie Krull.Muszê przyznaæ, ¿e to wszystko zapowiada siê fascynuj¹co.- A tak - przyzna³ g³ucho Rincewind.- Fascynuj¹co.I pomyœla³: pozna³em ju¿ emocje i pozna³em nudê.Nuda by³a lepsza.Gdyby któryœ z nich spojrza³ akurat w dó³, dostrzeg³by dziwn¹, trójk¹tn¹ falêrozcinaj¹c¹ powierzchniê wody.Wierzcho³ek fali wskazywa³ wyspê Tethisa.Alenie spojrzeli.Dwudziestu czterech hydrofobicznych czarowników patrzy³o, aledla nich by³ to po pro­stu kolejny fragment ohydy, nie ró¿ni¹cy siê od morzap³ynnej gro­zy dooko³a.I chyba mieli racjê.***Jakiœ czas przed tymi wydarzeniami p³on¹cy okrêt piratów z sykiem zanurzy³ siêpod fale i rozpocz¹³ d³ugi, powolny zjazd do odleg³ego, pokrytego mu³em dna.Bardziej odle­g³ego ni¿ zazwyczaj, poniewa¿ bezpoœrednio pod prze¿artym kilemznajdowa³ siê Rów Gorunny - bruzda w powierzchni Dysku tak g³êboka, czarna itak podobno groŸna, ¿e nawet krakeny zapu­szcza³y siê tam lêkliwie i tylkoparami.W podobno mniej groŸnych szczelinach ryby u¿ywa³y swych naturalnychœwiate³ i na ogó³ radzi­³y sobie ca³kiem nieŸle.W Gorunnie ich nie zapala³y;skrada³y siê, jeœli w ogóle istota bez nóg mo¿e siê skradaæ.Czêsto wpada³y naró¿ne przeszkody.Przera¿aj¹ce przeszkody.Toñ wokó³ statku zmieni³a siê z zielonej w fioletow¹, z fiole­towej w czarn¹, zczarnej w mroczn¹ tak absolutnie, ¿e w porówna­niu z ni¹ czerñ zdawa³a siêledwie szaroœci¹.Straszliwe ciœnienie zmia¿d¿y³o ju¿ wiêkszoœæ desek.Opada³ szerok¹ spiral¹ miêdzy gajami koszmarnych polipów i dryfuj¹cymi lasamiwodorostów, lœni¹cych s³abo md³ymi kolora­mi.Stwory muska³y go miêkkimi,zimnymi mackami, przep³ywaj¹c w lodowatej ciszy.Nagle coœ unios³o siê z mu³u i po³knê³o go na jeden kês.Jakiœ czas póŸniej wyspiarze z niewielkiego krawêdziowego atolu ze zdumieniemznaleŸli w swojej w³asnej ma³ej lagunie poro­zbijanego o ska³y straszliwegomorskiego potwora; sk³ada³ siê wy­³¹cznie z macek, dziobów i œlepi.Zdumiewa³yte¿ jego rozmia­ry, by³ bowiem sporo wiêkszy ni¿ wioska.Lecz zdumieniewyspia­rzy by³o niczym w porównaniu z wyrazem gigantycznego zaskocze­nia napysku martwego stwora, który najwyraŸniej zosta³ stratowa­ny na œmieræ.Kawa³ek dalej w stronê Krawêdzi dwie ma³e ³odzie ci¹gnê³y sieæ na drapie¿ne,samodzielnie p³ywaj¹ce ostrygi, obficie wystê­puj¹ce w tym akwenie.Z³apa³ycoœ, co holowa³o je obie przez kilka mil, nim kapitan wykaza³ doœæ przytomnoœciumys³u, by odr¹baæ liny.Lecz nawet jego zdumienie by³o niczym wobec doznañ mie­szkañców ostatniegoatolu w archipelagu.Nastêpnej nocy obudzi­³y ich dobiegaj¹ce z tutejszejmaleñkiej d¿ungli przeraŸliwe trzaski i odg³osy ³amanych drzew.Rankiem coodwa¿niejsi wyspiarze ru­szyli na zwiady.Powalone drzewa le¿a³y szerokim pasembiegn¹­cym od osiowego brzegu atolu wprost ku Krawêdzi.ZnaleŸli te¿ pozrywaneliany, zdeptane krzewy oraz kilka oszo³omionych i bar­dzo z³ych ostryg.***Lecieli dostatecznie wysoko, by widzieæ oddalaj¹cy siê sze­roki ³uk Krañca,przes³aniany puszystymi ob³oczkami, które przez wiêkszoœæ czasu mi³osierniezakrywa³y wodo­spad.Morze, ciemnoniebieskie i poplamione cieniami chmur,wygl¹da³o z wysoka niemal poci¹gaj¹co.Rincewind zadr¿a³.- Przepraszam.- odezwa³ siê.Zakapturzona postaæ porzuci³a obserwacjê zamglonego ho­ryzontu i groŸniewznios³a prêt.- Nie mam ochoty tego u¿ywaæ - oznajmi³a.- Naprawdê?- A co to w ogóle jest? - zainteresowa³ siê Dwukwiat.- Ró¿d¿ka Ca³kowitej Negacji Ajanduraha - wyjaœni³ Rin­cewind.- I prosi³bym,¿eby ni¹ tak nie machaæ.Mo¿e wypaliæ - doda³, wskazuj¹c lœni¹cy koniecró¿d¿ki.- Chcia³em powiedzieæ, ¿e to wszystko bardzo nam pochlebia, ca³a tamagia u¿yta na nasz¹ czeœæ i w ogóle, ale nie warto posuwaæ siê tak daleko.I.- Zamknij siê!Postaæ odrzuci³a kaptur i okaza³a siê niezwyk³ej barwy ko­biet¹.Mia³a czarn¹skórê.Nie ciemnobr¹zow¹ jak Urabewe ani lœni¹c¹ i niebieskoczarn¹ jakmieszkañcy nawiedzanego monsunami Klatch, ale czarn¹ jak pó³noc na dnieg³êbokiej jaskini.W³osy i brwi by³y koloru œwiat³a ksiê¿yca i taki sam odcieñmia³y wargi.Wygl¹da³a na piêtnastoletni¹ i bardzo przestraszon¹.Rincewind nie móg³ nie zauwa¿yæ dr¿enia d³oni trzymaj¹cej ró¿d¿kê - przedewszystkim dlatego, ¿e trudno przeoczyæ gwa³­town¹ œmieræ ko³ysz¹c¹ siêniepewnie o piêæ stóp od w³asnego nosa.Poj¹³ - wolno, gdy¿ by³o to dla niegouczucie zupe³nie nowe - ¿e ktoœ na tym œwiecie siê go boi.Sytuacja odwrotnazdarza³a siê tak czêsto, ¿e zacz¹³ j¹ traktowaæ jako coœ w rodzaju prawanatury.- Jak ci na imiê? - zapyta³ uspokajaj¹cym tonem.Mo¿e i by³a przestraszona, aletrzyma³a ró¿d¿kê.Gdybym ja mia³ tak¹ ró¿d¿kê, pomyœla³, niczego bym siê nieba³.Co w imiê Stworzenia ona sobie wyobra¿a, ¿e mogê zrobiæ?- Moje imiê jest nieistotne - odpar³a.- Œliczne imiê.Dok¹d nas zabierasz i po co? Chyba mo¿esz powiedzieæ.- Lecimy do Krulla - odpar³a dziewczyna.- I nie kpij ze mnie, Osianinie.Bou¿yjê ró¿d¿ki.Muszê was dowieŸæ ¿ywych, ale nikt nie mówi³ o dowo¿eniu wca³oœci.Na imiê mi Marchesa i jestem magiem pi¹tej rangi [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl