[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Deke dzwoni³ kilka razy, ostatnio ju¿ lekko wkurzony, a kiedy Steve muto wypomnia³, tamten odpowiedzia³, ¿e no có¿, ka¿dy by siê wkurzy³, œpi¹c trzytygodnie w œpiworze i chodz¹c na zmianê w piêciu koszulkach, wiêc czy Steve mazamiar wreszcie przyjechaæ, czy nie? "Ju¿ jadê, ju¿ jadê - odpowiedzia³ Steve -wyluzuj siê, stary".No i pojecha³.W³aœciwie wyjecha³, ju¿ trzy dni temu.Napocz¹tku by³o super.Ale dzisiejszego popo³udnia pêk³ chyba w¹¿ ch³odnicy albocoœ, pojecha³ wiêc zjazdem na Wentworth, szukaj¹c Wielkich OgólnoamerykañskichWarsztatów Obs³ugi Samochodów, gdy wtem - o ja ciê krêcê - pod mask¹ coœpotê¿nie huknê³o i wskaŸniki na desce rozdzielczej zaczê³y pokazywaæ same z³erzeczy.Mia³ jeszcze nadziejê, ¿e to uszczelka, ale odg³os sugerowa³ raczejt³ok.Tak czy inaczej ciê¿arówka Rydera, przy wyjeŸdzie z Nowego Jorku piêkna,zamieni³a siê nagle w bestiê.Ale to wci¹¿¯ADEN PROBLEM;trzeba tylko znaleŸæ Pana Majsterklepkê i on ju¿ zrobi swoje.Niestety, Steve skrêci³ nie tam, gdzie trzeba, oddali³ siê od terenówhandlowych przy rogatkach i wjecha³ w okolice podmiejskie.Pan Majsterklepkaraczej nie by³by sk³onny przebywaæ tu podczas godzin urzêdowania.Obchodzi³ siêwiêc z ciê¿arówk¹ jak z jajkiem, para wali³a z atrapy, ciœnienie oleju spada³o,temperatura ros³a, z wentylacji ci¹gn¹³ nieprzyjemny zapach sma¿eniny, ale towci¹¿ jeszczeNIE BY£ PROBLEM, STARY.No.mo¿emalutki problemdla ludzi z Rydera, fakt, ale Steve by³ przekonany, ¿e jakoœ to prze¿yj¹.Wtem- o, piêknie, kotuœ - ujrza³ osiedlowy sklep z niebieskim symbolem automatutelefonicznego nad drzwiami.A numer pomocy drogowej Rydera mia³ przed nosem,na os³onie przeciws³onecznej.ABSOLUTNIE NIE MA PROBLEMU,oto historia jego ¿ycia.Tylko ¿e teraz problem ju¿ by³.W porównaniu z nim rozeznanie siê w konsolecie"Klubu Uœmiech" to ma³e piwo.Steve Ames znajdowa³ siê w ma³ym, pachn¹cym tytoniem fajkowym domku, w salonikuo œcianach obwieszonych zdjêciami zwierz¹t w ramkach - wyj¹tkowych zwierz¹t,jak g³osi³y podpisy, w saloniku, gdzie jedynie wielki, bezkszta³tny fotel przedtelewizorem wygl¹da³ tak, jakby ktoœ go faktycznie u¿ywa³.Steve w³aœnieobwi¹za³ sobie bandan¹ nogê, bol¹c¹ z powodu rany od kuli, lekkiej, lecz bezw¹tpienia autentycznej rany od kuli.Ludzie wokó³ krzyczeli, krzyczeli zestrachu, ta chuda kobieta w bluzce bez rêkawów te¿ by³a ranna (i to z pewnoœci¹nie lekko), a przed domem le¿eli zabici i jeœli to wszystko nie stanowi³oproblemu, to samo s³owo "problem" w ogóle przestawa³o cokolwiek dla Steve'aznaczyæ.Ktoœ chwyci³ go boleœnie za rêkê nad przegubem.W³aœciwie nie chwyci³, tylkowpi³ mu siê w rêkê.Zobaczy³ dziewczynê w niebieskim sklepowym fartuchu, tê zjajcarskimi w³osami.- Tylko mi tu nie œwiruj - upomnia³a go na wszelki wypadek.- Tej kobiecietrzeba pomóc, bo umrze, wiêc nie próbuj œwirowaæ.- Nie ma problemu, "ma³a" - odpar³ i sam dŸwiêk w³asnego g³osu podzia³a³ nañkrzepi¹co.- Nie mów na mnie "ma³a", bo ciê bêdê nazywaæ "ma³ym" - oœwiadczy³a z powag¹cienkim, afektowanym g³osikiem.Steve parskn¹³ œmiechem.Œmiech nie by³ w tym pokoju za bardzo na miejscu, alemia³ to gdzieœ.Ona chyba te¿.Patrzy³a na niego z cieniem uœmiechu w k¹cikachust.- Dobra - zgodzi³ siê.- Ja ciê nie bêdê nazywaæ "ma³¹", ty mnie "ma³ym" ioboje nie bêdziemy œwirowaæ, umowa stoi?- Jasne.Jak tam noga?- W porz¹dku.Wygl¹da raczej jak zadrapanie ni¿ rana od kuli.- Mia³eœ szczêœcie.- No.Mo¿e siê bêdzie trochê papraæ, ale w porównaniu z ni¹.- Gary! - wrzasn¹³ przedmiot tego porównania.Steve zauwa¿y³, ¿e rêka kobiety ju¿ ledwo siê trzyma tu³owia, wisia³a tylko naw¹skim pasku miêsa.Jej m¹¿, te¿ chudy (lecz z formuj¹cym siê ju¿ bandzioszkiemtypowego w³aœciciela podmiejskiego domku), wykona³ wokó³ niej coœ w rodzajutañca paniki i bezradnoœci.Przypomina³ Steve'owi tubylców skacz¹cych wokó³posêpnego kamiennego bo¿ka w starych filmach przygodowych.- Gary! - wrzasnê³a ponownie kobieta.Krew wyp³ywa³a z jej poszarpanegoramienia ci¹g³ym strumieniem, zmieniaj¹c ró¿ bluzeczki w mêtny pomarañcz.Bladajak papier twarz ocieka³a potem; w³osy oblepi³y czaszkê mokrymi str¹kami.-Gary, przestañ siê krêciæ jak pies przed sikaniem i pomó¿ mi.Opar³a siê plecami o œcianê miêdzy salonem i kuchenk¹, dysz¹c ciê¿ko.Steve by³pewien, ¿e ugn¹ siê pod ni¹ nogi, ale siê nie ugiê³y.Chwyci³a zamiast tegopraw¹ rêk¹ swój lewy nadgarstek i ostro¿nie unios³a ranne ramiê ku Cynthii iSteve'owi.Po³yskuj¹ca krwi¹ chrz¹stka, ³¹cz¹ca jeszcze rêkê z jejw³aœcicielk¹, wyda³a mlaœniêcie, jak wy¿ymana œcierka do naczyñ.Steve chcia³powiedzieæ kobiecie, by tego nie robi³a, ¿eby przesta³a siê wydurniaæ, nim doreszty sobie oderwie to cholerstwo jak skrzyde³ko od pieczonego kurczaka.Teraz Gary wykona³ swój taniec plemienny przed Steve'em, skacz¹c jak nasprê¿ynach, z plamami wypieków na bladej twarzy.Do³Ã³¿cie trochê basów -pomyœla³ d³ugow³osy.- Pomó¿cie jej! - krzycza³ Gary.- Pomó¿cie mojej ¿onie! Wykrwawia siê naœmieræ!- Nie mogê.- zacz¹³ Steve.Gary z³apa³ go za przód koszulki."Gdy w piekle zabraknie miejsca - g³osi³napis na tym produkcie przemys³u tekstylnego - martwi wyjd¹ na ziemiê".Przysun¹³ rozgor¹czkowan¹, w¹sk¹ twarz do jego twarzy.Oczy mu b³yszcza³y zprzepicia i przera¿enia.- Jesteœ z nimi, co? Jesteœ jednym z nich?- Nie mam.- Jesteœ z tymi, co strzelali? Mów prawdê!Rozz³oszczony tak, ¿e a¿ go to samego zdziwi³o (gniew w ogóle by³ mu czymœobcym), Steve str¹ci³ rêce tamtego ze swej starej, ukochanej koszulki iodepchn¹³ go.Gary zatoczy³ siê do ty³u.Oczy najpierw mu siê rozszerzy³y, apotem znów zmieni³y w szparki.- Dobrze - oznajmi³.- Bardzo dobrze.Sam siê o to prosi³eœ.Chcia³eœ, tobêdziesz mia³.- Ruszy³ do przodu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]