[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy czeka³eœ przy drzwiach, aby zdusiæ p³omienie, w raziegdyby mi siê nie spodoba³y?Septimus chcia³ odpowiedzieæ, lecz miêœnie jego szczêk zesztywnia³y, zêbyzacisnê³y siê mocno.Serce wali³o mu w piersi niczym maleñki bêben.Nie gra³ocodziennego, powolnego marsza, lecz szaleñczy, chaotyczny taniec.Czu³, jak wewszystkich ¿y³ach i arteriach cia³a rozchodzi siê ogieñ - a mo¿e krew nios³a zesob¹ lód? Nie potrafi³ powiedzieæ.Nagle ujrza³ przed sob¹ star¹ kobietê.Wygl¹da³a jak starucha z drewnianejchaty, by³a jednak starsza, znacznie starsza.Septimus próbowa³ mrugn¹æ,oczyœciæ za³zawione oczy.Zapomnia³ jednak, jak to siê robi.Jego powieki niechcia³y opaœæ.- Wstydzi³byœ siê - rzuci³a kobieta.- Próba podpalenia i napaœæ z broni¹ wrêku.I to na kogo? Na biedn¹, starsz¹ damê, ¿yj¹c¹ samotnie na ³ascewêdrownych wagabundów.Zginê³abym, gdyby nie pomoc ma³ych przyjació³.Podnios³a z bia³ej ziemi coœ ma³ego, co owinê³o siê jej wokó³ przegubu.Potemwróci³a do chaty, jakimœ cudem nie spalonej b¹dŸ odbudowanej - Septimus niewiedzia³ i zupe³nie go to nie obchodzi³o.Serce dudni³o mu i podskakiwa³o w piersi.Gdyby móg³ krzyczeæ, zrobi³by to.Dopiero o œwicie ból usta³.Starsi bracia chórem szeœciu g³osów powitaliSeptimusa w swym gronie.Septimus po raz ostatni spojrza³ w dó³, na skrêcone, wci¹¿ ciep³e cia³o, któreniegdyœ zamieszkiwa³, na wyraz swych oczu.Potem odwróci³ g³owê.- Nie ma ju¿ wiêcej braci, którzy mogliby siê zemœciæ - rzek³ g³osem kulika oporanku - i ¿aden z nas nie zostanie ju¿ w³adc¹ Cytadeli Burz.Ruszajmy.Gdy skoñczy³ mówiæ, w miejscu tym nie pozosta³y nawet duchy.*S³oñce œwieci³o wysoko na niebie w dniu, gdy wóz madame Semele toczy³ siê,podskakuj¹c, przez wapienny jar Kana³u Kopacza.Madame Semele natychmiast zauwa¿y³a poczernia³¹ od sadzy drewnian¹ szopê przydrodze i, gdy siê zbli¿y³a, zgarbion¹ staruszkê w wyblak³ej, szkar³atnej sukni,machaj¹c¹ do niej ze œcie¿ki.W³osy kobiety by³y bia³e jak œnieg, skórapomarszczona, jedno oko œlepe.- Dzieñ dobry, siostro.Co siê sta³o z twoim domem? -spyta³a madame Semele.- Ech, ta dzisiejsza m³odzie¿.Jeden z nich uzna³, ¿e podpalenie domu biednej,starej kobiety, która nie skrzywdzi³aby nawet muchy, to œwietna zabawa.No có¿,wkrótce na w³asnej skórze przekona³ siê, ¿e to nieprawda.- O, tak - mruknê³a madame Semele.- Oni zawsze w koñcu siê ucz¹ i nigdy nie s¹nam wdziêczni za udzielone lekcje.- Œwiête s³owa - przytaknê³a kobieta w wyblak³ej, szkar³atnej sukni.- A terazpowiedz mi, kochaniutka, kto dziœ z tob¹ jedzie?- To nie twój interes, s³odziutka - odpar³a wynioœle madame Semele.Zajmuj siêodt¹d w³asnymi sprawami.- Kto z tob¹ jedzie? Powiedz prawdê albo wezwê harpie, by rozszarpa³y ciê nasztuki i rozwiesi³y twoje szcz¹tki na haku g³êboko pod œwiatem.- Kim¿e jesteœ, by tak mi groziæ? Stara kobieta spojrza³a na madame Semelejednym zdrowym i jednym zasnutym bielmem okiem.- Znam ciê, Brudasko Sal.Szybko, bez gadania.Kto z tob¹ podró¿uje?Madame Semele poczu³a, ¿e przemo¿na si³a wydziera jej z ust s³owa, którychwcale nie mia³a zamiaru wymówiæ.- Dwa mu³y zaprzêgniête do wozu, ja sama, s³u¿¹ca zamieniona w du¿ego ptaka, im³ody mê¿czyzna pod postaci¹ sus³a.- Ktoœ jeszcze? Coœ jeszcze?- Nikt i nic.Przysiêgam na Ligê.Kobieta przy drodze œci¹gnê³a wargi.- Ruszaj wiêc st¹d i znikaj - poleci³a.Madame Semele zacmoka³a, potrz¹snê³a lejcami i mu³y ruszy³y naprzód.W mrocznym wnêtrzu wozu gwiazda spa³a spokojnie, nieœwiadoma, jak blisko otar³asiê o œmieræ i jakie mia³a szczêœcie, ¿e jej uniknê³a.Gdy chata z patyków i œmiertelna biel Kana³u Kopacza zniknê³y im z oczu,egzotyczny ptak podlecia³ na ¿erdŸ, uniós³ g³owê i zacz¹³ æwierkaæ, œwiergotaæi œpiewaæ, a¿ w koñcu madame Semele zagrozi³a, ¿e jeœli nie umilknie, skrêci mukretyñski kark.Jednak ptak, skryty bezpiecznie w mroku wozu wci¹¿ æwierka³,œmia³ siê i pogwizdywa³, a raz nawet zahuka³ jak sówka.*Gdy dotarli w pobli¿e miasteczka Mur, s³oñce zni¿a³o siê ju¿ nad zachodnimhoryzontem.Œwieci³o im prosto w oczy, na wpó³ oœlepiaj¹c i zamieniaj¹c ca³yœwiat w p³ynne z³oto.Niebo, drzewa, krzaki, nawet œcie¿ka w promieniachzachodz¹cego s³oñca wydawa³y siê z³ote.Madame Semele zatrzyma³a wóz na ³¹ce, w miejscu gdzie zamierza³a postawiæ kram.Wyprzêg³a oba mu³y i poprowadzi³a je do strumienia.Tam uwi¹za³a zwierzêta dodrzewa, one zaœ zaczê³y piæ, zach³annie, z zapa³em.Na ³¹ce roi³o siê od innych handlarzy i goœci rozstawiaj¹cych kramy,rozbijaj¹cych namioty, wieszaj¹cych na drzewach zas³ony.Nastrój oczekiwaniaudziela³ siê wszystkim bez wyj¹tku, zabarwia³ ich œwiat niczym z³ocistepromienie s³oñca nad zachodnim horyzontem.Madame Semele podrepta³a do wozu i zdjê³a z ³añcucha klatkê.Wynios³a j¹ na³¹kê, postawi³a na kopczyku ziemi, poroœniêtym zielon¹ traw¹, nastêpnieotworzy³a drzwiczki i koœcistymi palcami chwyci³a œpi¹cego sus³a.- Tu wysiadasz - oznajmi³a.Suse³ potar³ ³apkami wilgotne czarne oczka izamruga³ w gasn¹cym œwietle dnia.Czarownica wyjê³a z kieszeni fartucha szklany narcyz i dotknê³a nim g³owyTristrana.Tristran zamruga³ sennie, ziewn¹³, przeczesa³ d³oni¹ rozczochrane, br¹zowew³osy i spojrza³ na wiedŸmê oczami b³yszcz¹cymi z wœciek³oœci.- Ty paskudna starucho.- zacz¹³.- Ucisz swój g³upi jêzyk - rzuci³a ostro madame Semele.- Przywioz³am ciê tuca³o i zdrowo, w tym samym stanie, w jakim ciê spotka³am.Zapewni³am ci wikt iopie-runek - a jeœli nie by³y dok³adnie takie, jak siê spodziewa³eœ, co mnie toobchodzi? Teraz idŸ, nim zamieniê ciê w ¿a³osnego robaka i odgryzê g³owê, albochocia¿ ogon.IdŸ ju¿! Sio! Sio!Tristran policzy³ do dziesiêciu.Potem odwróci³ siê bezceremonialnie i odszed³.Zatrzyma³ siê kilkanaœcie kroków dalej, obok kêpy drzew, czekaj¹c na gwiazdê,która, kuœtykaj¹c, zesz³a po stopniach wozu i ruszy³a za nim.- Z tob¹ wszystko w porz¹dku? - spyta³, szczerze zatroskany.- Tak, dziêkujê - odpar³a gwiazda.- Nie traktowa³a mnie Ÿle.Prawdê mówi¹c,nie wierzê, by w ogóle wiedzia³a, ¿e tam by³am.Czy¿ to nie osobliwe?Teraz przed madame Semele usiad³ ptak.Czarownica dotknê³a puszystej g³owyszklanym kwiatem i ptak zamigota³, zmieniaj¹c siê w m³od¹ kobietê, na okoniewiele starsz¹ od Tristrana, o ciemnych, krêconych w³osach i poroœniêtychfutrem kocich uszach.Kobieta zerknê³a na Tristrana.W jej fio³kowych oczachby³o coœ niezwykle znajomego, choæ Tristran nie potrafi³ sobie przypomnieæ,gdzie ju¿ je widzia³.- A zatem tak wygl¹da ptak w swej prawdziwej postaci - mruknê³a Yvaine.- By³ami³¹ towarzyszk¹
[ Pobierz całość w formacie PDF ]