X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy czeka�e� przy drzwiach, aby zdusi� p�omienie, w raziegdyby mi si� nie spodoba�y?Septimus chcia� odpowiedzie�, lecz mi�nie jego szcz�k zesztywnia�y, z�byzacisn�y si� mocno.Serce wali�o mu w piersi niczym male�ki b�ben.Nie gra�ocodziennego, powolnego marsza, lecz szale�czy, chaotyczny taniec.Czu�, jak wewszystkich �y�ach i arteriach cia�a rozchodzi si� ogie� - a mo�e krew nios�a zesob� lód? Nie potrafi� powiedzie�.Nagle ujrza� przed sob� star� kobiet�.Wygl�da�a jak starucha z drewnianejchaty, by�a jednak starsza, znacznie starsza.Septimus próbowa� mrugn��,oczy�ci� za�zawione oczy.Zapomnia� jednak, jak to si� robi.Jego powieki niechcia�y opa��.- Wstydzi�by� si� - rzuci�a kobieta.- Próba podpalenia i napa�� z broni� wr�ku.I to na kogo? Na biedn�, starsz� dam�, �yj�c� samotnie na �ascew�drownych wagabundów.Zgin�abym, gdyby nie pomoc ma�ych przyjació�.Podnios�a z bia�ej ziemi co� ma�ego, co owin�o si� jej wokó� przegubu.Potemwróci�a do chaty, jakim� cudem nie spalonej b�d� odbudowanej - Septimus niewiedzia� i zupe�nie go to nie obchodzi�o.Serce dudni�o mu i podskakiwa�o w piersi.Gdyby móg� krzycze�, zrobi�by to.Dopiero o �wicie ból usta�.Starsi bracia chórem sze�ciu g�osów powitaliSeptimusa w swym gronie.Septimus po raz ostatni spojrza� w dó�, na skr�cone, wci�� ciep�e cia�o, któreniegdy� zamieszkiwa�, na wyraz swych oczu.Potem odwróci� g�ow�.- Nie ma ju� wi�cej braci, którzy mogliby si� zem�ci� - rzek� g�osem kulika oporanku - i �aden z nas nie zostanie ju� w�adc� Cytadeli Burz.Ruszajmy.Gdy sko�czy� mówi�, w miejscu tym nie pozosta�y nawet duchy.*S�o�ce �wieci�o wysoko na niebie w dniu, gdy wóz madame Semele toczy� si�,podskakuj�c, przez wapienny jar Kana�u Kopacza.Madame Semele natychmiast zauwa�y�a poczernia�� od sadzy drewnian� szop� przydrodze i, gdy si� zbli�y�a, zgarbion� staruszk� w wyblak�ej, szkar�atnej sukni,machaj�c� do niej ze �cie�ki.W�osy kobiety by�y bia�e jak �nieg, skórapomarszczona, jedno oko �lepe.- Dzie� dobry, siostro.Co si� sta�o z twoim domem? -spyta�a madame Semele.- Ech, ta dzisiejsza m�odzie�.Jeden z nich uzna�, �e podpalenie domu biednej,starej kobiety, która nie skrzywdzi�aby nawet muchy, to �wietna zabawa.No có�,wkrótce na w�asnej skórze przekona� si�, �e to nieprawda.- O, tak - mrukn�a madame Semele.- Oni zawsze w ko�cu si� ucz� i nigdy nie s�nam wdzi�czni za udzielone lekcje.- �wi�te s�owa - przytakn�a kobieta w wyblak�ej, szkar�atnej sukni.- A terazpowiedz mi, kochaniutka, kto dzi� z tob� jedzie?- To nie twój interes, s�odziutka - odpar�a wynio�le madame Semele.Zajmuj si�odt�d w�asnymi sprawami.- Kto z tob� jedzie? Powiedz prawd� albo wezw� harpie, by rozszarpa�y ci� nasztuki i rozwiesi�y twoje szcz�tki na haku g��boko pod �wiatem.- Kim�e jeste�, by tak mi grozi�? Stara kobieta spojrza�a na madame Semelejednym zdrowym i jednym zasnutym bielmem okiem.- Znam ci�, Brudasko Sal.Szybko, bez gadania.Kto z tob� podró�uje?Madame Semele poczu�a, �e przemo�na si�a wydziera jej z ust s�owa, którychwcale nie mia�a zamiaru wymówi�.- Dwa mu�y zaprz�gni�te do wozu, ja sama, s�u��ca zamieniona w du�ego ptaka, im�ody m�czyzna pod postaci� sus�a.- Kto� jeszcze? Co� jeszcze?- Nikt i nic.Przysi�gam na Lig�.Kobieta przy drodze �ci�gn�a wargi.- Ruszaj wi�c st�d i znikaj - poleci�a.Madame Semele zacmoka�a, potrz�sn�a lejcami i mu�y ruszy�y naprzód.W mrocznym wn�trzu wozu gwiazda spa�a spokojnie, nie�wiadoma, jak blisko otar�asi� o �mier� i jakie mia�a szcz�cie, �e jej unikn�a.Gdy chata z patyków i �miertelna biel Kana�u Kopacza znikn�y im z oczu,egzotyczny ptak podlecia� na �erd�, uniós� g�ow� i zacz�� �wierka�, �wiergota�i �piewa�, a� w ko�cu madame Semele zagrozi�a, �e je�li nie umilknie, skr�ci mukrety�ski kark.Jednak ptak, skryty bezpiecznie w mroku wozu wci�� �wierka�,�mia� si� i pogwizdywa�, a raz nawet zahuka� jak sówka.*Gdy dotarli w pobli�e miasteczka Mur, s�o�ce zni�a�o si� ju� nad zachodnimhoryzontem.�wieci�o im prosto w oczy, na wpó� o�lepiaj�c i zamieniaj�c ca�y�wiat w p�ynne z�oto.Niebo, drzewa, krzaki, nawet �cie�ka w promieniachzachodz�cego s�o�ca wydawa�y si� z�ote.Madame Semele zatrzyma�a wóz na ��ce, w miejscu gdzie zamierza�a postawi� kram.Wyprz�g�a oba mu�y i poprowadzi�a je do strumienia.Tam uwi�za�a zwierz�ta dodrzewa, one za� zacz�y pi�, zach�annie, z zapa�em.Na ��ce roi�o si� od innych handlarzy i go�ci rozstawiaj�cych kramy,rozbijaj�cych namioty, wieszaj�cych na drzewach zas�ony.Nastrój oczekiwaniaudziela� si� wszystkim bez wyj�tku, zabarwia� ich �wiat niczym z�ocistepromienie s�o�ca nad zachodnim horyzontem.Madame Semele podrepta�a do wozu i zdj�a z �a�cucha klatk�.Wynios�a j� na��k�, postawi�a na kopczyku ziemi, poro�ni�tym zielon� traw�, nast�pnieotworzy�a drzwiczki i ko�cistymi palcami chwyci�a �pi�cego sus�a.- Tu wysiadasz - oznajmi�a.Suse� potar� �apkami wilgotne czarne oczka izamruga� w gasn�cym �wietle dnia.Czarownica wyj�a z kieszeni fartucha szklany narcyz i dotkn�a nim g�owyTristrana.Tristran zamruga� sennie, ziewn��, przeczesa� d�oni� rozczochrane, br�zowew�osy i spojrza� na wied�m� oczami b�yszcz�cymi z w�ciek�o�ci.- Ty paskudna starucho.- zacz��.- Ucisz swój g�upi j�zyk - rzuci�a ostro madame Semele.- Przywioz�am ci� tuca�o i zdrowo, w tym samym stanie, w jakim ci� spotka�am.Zapewni�am ci wikt iopie-runek - a je�li nie by�y dok�adnie takie, jak si� spodziewa�e�, co mnie toobchodzi? Teraz id�, nim zamieni� ci� w �a�osnego robaka i odgryz� g�ow�, albochocia� ogon.Id� ju�! Sio! Sio!Tristran policzy� do dziesi�ciu.Potem odwróci� si� bezceremonialnie i odszed�.Zatrzyma� si� kilkana�cie kroków dalej, obok k�py drzew, czekaj�c na gwiazd�,która, ku�tykaj�c, zesz�a po stopniach wozu i ruszy�a za nim.- Z tob� wszystko w porz�dku? - spyta�, szczerze zatroskany.- Tak, dzi�kuj� - odpar�a gwiazda.- Nie traktowa�a mnie �le.Prawd� mówi�c,nie wierz�, by w ogóle wiedzia�a, �e tam by�am.Czy� to nie osobliwe?Teraz przed madame Semele usiad� ptak.Czarownica dotkn�a puszystej g�owyszklanym kwiatem i ptak zamigota�, zmieniaj�c si� w m�od� kobiet�, na okoniewiele starsz� od Tristrana, o ciemnych, kr�conych w�osach i poro�ni�tychfutrem kocich uszach.Kobieta zerkn�a na Tristrana.W jej fio�kowych oczachby�o co� niezwykle znajomego, cho� Tristran nie potrafi� sobie przypomnie�,gdzie ju� je widzia�.- A zatem tak wygl�da ptak w swej prawdziwej postaci - mrukn�a Yvaine.- By�ami�� towarzyszk� [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl