[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziêki mniezyskaj¹ one realnoœæ.- Z moich pragnieñ? - powtórzy³ Bastian zdumiony.- Wiesz przecie¿ - us³ysza³ s³odki g³os - ¿e nazywaj¹ mnie W³adczyni¹ Pragnieñ.Czego zapragniesz? Czego bêdziesz sobie ¿yczy³? Bastian zastanowi³ siê, po czymzapyta³ ostro¿nie:- Do ilu ¿yczeñ mam prawo?- Do ilu zechcesz - im wiêcej, tym lepiej, mój Bastianie.Tym bogatsza iró¿norodniejsza bêdzie Fantazjana.Bastian by³ zaskoczony i przyt³oczony.Ale w³aœnie dlatego, ¿e mia³ przed sob¹nieskoñczone mnóstwo mo¿liwoœci, nie przychodzi³o mu do g³owy ¿adne ¿yczenie.- Nie wiem, czego móg³bym sobie ¿yczyæ - powiedzia³ w koñcu.Chwilê by³o cicho,potem us³ysza³ g³os delikatny jak u ptaka: - To Ÿle.- Dlaczego?- Bo w takim razie nie bêdzie ju¿ Fantazjany.Bastian milcza³ zak³opotany.Z jego poczuciem nieograniczonej wolnoœci k³Ã³ci³osiê to, ¿e wszystko mia³o zale¿eæ od niego.- Dlaczego jest tak ciemno, DzieciêKsiê¿yców? - spyta³.- Pocz¹tek zawsze jest ciemny, mój Bastianie.- Chcia³bym ciê jeszcze raz zobaczyæ, Dzieciê Ksiê¿yców, wiesz, jak w chwili,kiedy popatrzy³aœ na mnie.Znów us³ysza³ cichy, œpiewny œmiech.- Dlaczego siê œmiejesz?- Bo cieszê siê.- Z czego ?- Wypowiedzia³eœ w³aœnie swoje pierwsze ¿yczenie.- I ty je spe³nisz?- Tak, wyci¹gnij rêkê!Zrobi³ to i poczu³, ¿e po³o¿y³a coœ na jego d³oni.By³o to maleñkie, aleosobliwie ciê¿kie.Tchnê³o ch³odem i by³o w dotyku twarde i matowe.- Co tojest, Dzieciê Ksiê¿yców?- Ziarnko piasku - odpowiedzia³a.- To wszystko, co pozosta³o z mojegonieskoñczonego imperium.Darujê ci to.- Dziêkujê - rzek³ Bastian zdziwiony.Doprawdy nie wiedzia³, co pocz¹æ z tymdarem.Gdyby to przynajmniej by³o coœ ¿ywego!Zastanawiaj¹c siê jeszcze, czegó¿ to Dzieciê Ksiê¿yców od niego oczekuje,poczu³ nagle leciutkie ³askotanie na d³oni.Przyjrza³ siê uwa¿niej.- Spójrz,Dzieciê Ksiê¿yców! - szepn¹³.- Ono zaczyna ¿arzyæ siê i migotaæ! A tam,widzisz? tam pojawi³ siê malutki p³omyczek.Nie, to kie³ek! Dzieciê Ksiê¿yców,to nie jest ziarnko piasku! To b³yszcz¹ce nasionko, które zaczyna kie³kowaæ!- Dobrze siê spisa³eœ, mój Bastianie! - us³ysza³ jej s³owa.- Widzisz, to dlaciebie zupe³nie ³atwe.Punkcik na d³oni Bastiana lœni³ ledwie dostrzegalnym blaskiem, który szybko siêwzmaga³ i wydobywa³ z aksamitnej ciemnoœci obie tak ró¿ne dzieciêce twarzepochylone nad dziwem.Bastian powoli cofn¹³ d³oñ i b³yszcz¹cy punkt pozosta³ miêdzy nimi w powietrzujak ma³a gwiazda.Kie³ek rós³ bardzo prêdko, wrêcz w oczach.Wypuszcza³ pêdy i liœcie, dostawa³p¹ków, które rozwija³y siê we wspania³e, ¿arz¹ce siê wielobarwnie ifosforyzuj¹ce kwiaty.Ju¿ tworzy³y siê ma³e owoce, dojrzewa³y eksploduj¹c jakminiaturowe race i rozsypuj¹c kolorowy, roziskrzony deszcz nowych nasion.Z tychnowych nasion znów wyrasta³y roœliny , lecz o innych kszta³tach, podobne doliœci paproci lub ma³ych palm, kulistych kaktusów, skrzypów albo sêkatychdrzewek.Ka¿da ¿arzy³a siê i b³yszcza³a inn¹ barw¹.Niebawem wokó³ Bastiana iDzieciêcia Ksiê¿yców, ponad i pod nimi, ze wszystkich stron, aksamitna ciemnoœæwype³ni³a siê wyrastaj¹cymi i krzewi¹cymi siê œwietlnymi roœlinami.Rozp³omieniona barwami kula, nowy, po³yskliwy œwiat unosi³ siê w pró¿ni, a wjego najg³êbszej g³êbi siedzieli ramiê w ramiê Bastian i Dzieciê Ksiê¿yców izadziwionymi oczami przypatrywali siê niezwyk³emu widowisku.Roœliny zdawa³y siê niewyczerpane w wytwarzaniu coraz to nowych kszta³tów ibarw.Rozwiera³y siê coraz wiêksze kwietne p¹ki, wytryskiwa³y coraz bogatszekwiatostany.A ca³e to roœniêcie odbywa³o siê w zupe³nej ciszy.Po nied³ugim czasie niektóre roœliny osi¹gnê³y ju¿ wysokoœæ s³oneczników, ba,kilka nawet mia³o ju¿ rozmiary drzew owocowych.By³y tam wachlarze lub pêdzle zd³ugich, szmaragdowych liœci, kwiaty jak pawie ogony usiane têczowymi okami.Inne latoroœle przypomina³y pagody z ustawionych jedna na drugiej, rozpiêtychparasolek z fioletowego jedwabiu.Kilka grubszych pni by³o spl¹tanych nakszta³t warkoczy.Poniewa¿ by³y przezroczyste, wygl¹da³y jak z ró¿owego szk³a,rozœwietlonego od wewn¹trz.Zdarza³y siê kiœcie kwiatów podobne do du¿ych pêkówniebieskich i ¿Ã³³tych lampionów.Tu i ówdzie zwisa³y niezliczone tysi¹ce ma³ychastrów niczym migocz¹ce srebrzyœcie wodospady albo ciemnoz³ote zas³ony zdzwonków o d³ugich, chwastowatych prêcikach.Coraz bujniej i gêœciej rozrasta³ysiê te œwietliste nocne roœliny i zespala³y siê we wspania³¹ plecionkê³agodnego œwiat³a.- Musisz temu nadaæ nazwê! - szepnê³a Dzieciê Ksiê¿yców.Bastian skin¹³ g³ow¹.- Perelin, Las Nocy - powiedzia³.Popatrzy³ Dzieciêcej Cesarzowej w oczy - i oto sta³o siê z nim jeszcze raz tosamo, co przy pierwszej wymianie ich spojrzeñ.Siedzia³ jak urzeczony, patrzy³i nie móg³ od niej oderwaæ wzroku.Za pierwszym razem wygl¹da³a na œmiertelniechor¹, a teraz by³a jeszcze du¿o, du¿o piêkniejsza.Porwana szata by³a znów jaknowa, a na nieskazitelnej bieli jedwabiu i jej d³ugiej szyi mieni³ siê odblaskwielobarwnego, miêkkiego œwiat³a.Spe³ni³o siê jego ¿yczenie.- Dzieciê Ksiê¿yców - wyj¹ka³ Bastian oszo³omiony - czy jesteœ ju¿ zdrowa?Uœmiechnê³a siê.- Nie widzisz tego, mój Bastianie?- Chcia³bym, ¿eby wiecznie by³o tak jak teraz - powiedzia³.- Wieczna jestchwila - odrzek³a.Bastian milcza³.Nie zrozumia³ jej odpowiedzi, ale nie by³ teraz sk³onny dorozmyœlañ.Chcia³ tylko jednego: siedzieæ naprzeciw niej i patrzeæ nani¹.Krzewi¹cy siê g¹szcz œwietlistych roœlin z wolna utworzy³ wokó³ nich gêst¹kratownicê, ¿arz¹c¹ siê barwami tkaninê, która otoczy³a ich jak wielki, okr¹g³ynamiot z czarodziejskich kobierców.Bastian wiêc nie zauwa¿a³ tego, co dzia³osiê na zewn¹trz.Nie wiedzia³, ¿e Perelin nieustannie siê rozrasta³, aposzczególne roœliny stawa³y siê coraz wiêksze.I wci¹¿ jeszcze wszêdzie sypa³siê deszcz maleñkich jak iskry nasionek, które wypuszcza³y nowe kie³ki.Siedzia³ zapatrzony na Dzieciê Ksiê¿yców.Nie umia³by powiedzieæ, ile up³ynê³o czasu, du¿o czy ma³o, gdy DzieciêKsiê¿yców zas³oni³a mu oczy d³oni¹.- Dlaczego kaza³eœ mi tak d³ugo czekaæ na siebie? - us³ysza³ jej pytanie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl