[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Faramir zjad³ kromkê bia³ego chleba, wypi³ ³yk wina i usiad³ na niskim fotelupo lewej rêce swego ojca.Po drugiej stronie, trochê na uboczu, zaj¹³ miejscena rzeŸbionym krzeœle Gandalf; z pocz¹tku zdawa³ siê drzemaæ.Faramir bowiemzacz¹³ od relacji ze swej wyprawy, na któr¹ go pos³a³ w³adca przed dziesiêciudniami; przekazywa³ wiadomoœci z Ithilien, mówi³ o ruchach Nieprzyjaciela ijego sprzymierzeñców, o walce stoczonej na goœciñcu, o rozbiciu oddzia³u ludziz Haradu, którzy z sob¹ sprowadzili straszliwe bestie olifanty; s³owem, by³o tojedno z tych sprawozdañ, które w³adca zapewne nieraz ju¿ s³ysza³ z ust swoichwys³anników, opowieœæ o pogranicznych utarczkach, tak czêstych, ¿e ju¿ siê imnie dziwiono i nie przywi¹zywano do nich wiêkszej wagi.Nagle Faramir spojrza³ na Pippina.- Teraz zaczyna siê dziwna czêœæ mojej relacji - rzek³.- Albowiem ten giermeknie jest pierwszym nizio³kiem, który z pó³nocnych legend zawêdrowa³ w naszepo³udniowe kraje.Gandalf ockn¹³ siê, wyprostowa³ i mocno zacisn¹³ rêce na porêczach krzes³a.Nierzek³ jednak nic i wzrokiem nakaza³ Pippinowi milczenie.Denethor spojrza³ nanich obu i skin¹³ g³ow¹ na znak, ¿e wiele z tych nowin zna³, zanim mu jeoznajmiono.Wszyscy wiêc milczeli, a Faramir z wolna snu³ sw¹ opowieœæ, niespuszczaj¹c niemal oczu z twarzy Gandalfa, chyba po to, by zerkn¹æ od czasu doczasu na Pippina, jak gdyby chcia³ odœwie¿yæ w pamiêci obraz nizio³kówspotkanych za Wielk¹ Rzek¹.Gdy mówi³ o spotkaniu z Frodem i jego wiernym s³ug¹, a potem o wydarzeniach wHenneth Annun, Pippin zauwa¿y³, ¿e rêce Gandalfa, zaciœniête na porêczachfotela, dr¿¹.Wydawa³y siê teraz bia³e, bardzo stare, i hobbit z nag³ymdreszczem przera¿enia zrozumia³, ¿e Gandalf - nawet Gandalf! - jestzak³opotany, mo¿e nawet przestraszony.W pokoju by³o duszno i cicho.Wreszcie,gdy Faramir opowiedzia³, jak rozsta³ siê z wêdrowcami, którzy postanowili iœæna prze³êcz Kirith Ungol, g³os mu siê za³ama³, rycerz potrz¹sn¹³ g³ow¹ iwestchn¹³.Gandalf poderwa³ siê z miejsca.- Kirith Ungol? Dolina Morgulu? - zawo³a³.- Kiedy to by³o, Faramirze? Powiedzdok³adnie, kiedy siê z nimi po¿egna³eœ? Kiedy mogli dotrzeæ do tej przeklêtejdoliny?- Rozstaliœmy siê rankiem dwa dni temu - odpar³ Faramir.- Jeœli szli wprost napo³udnie, mieli stamt¹d do Doliny Morgulduiny piêtnaœcie staj, a potem jeszczepiêæ na wschód do przeklêtej wie¿y.Nawet najœpieszniejszym marszem nie mogliwiêc dojœæ wczeœniej ni¿ dziœ, a mo¿e do tej pory jeszcze nie doszli.Rozumiem,czego siê lêkasz.Ale ciemnoœci nie s¹ skutkiem ich wyprawy.Zaczê³y siê bowiemgromadziæ wczoraj wieczorem i ca³e Ithilien ogarnê³y w ci¹gu ostatniej nocy.Jasne jest dla mnie, ¿e Nieprzyjaciel z dawna planowa³ napaœæ na nas iwyznaczy³ godzinê ataku, zanim jeszcze wypuœci³em tych wêdrowców spod mojejstra¿y.Gandalf przemierza³ nerwowo komnatê.- Rankiem przed dwoma dniami, blisko trzy dni marszu! Jak daleko st¹d domiejsca, w którym siê rozstaliœcie?- Oko³o dwudziestu piêciu staj lotem ptaka - odpar³ Faramir.- Nie mog³emprzybyæ wczeœniej.Wczoraj zatrzyma³em oddzia³ na Kair Andros, na d³ugiejwyspie poœród rzeki, gdzie trzymamy sta³y posterunek.Konie zostawiliœmy nadrugim brzegu.Gdy nadci¹gnê³y ciemnoœci, wiedzia³em, ¿e trzeba siê spieszyæ,wiêc nie czekaj¹c na resztê ruszy³em z trzema jeŸdŸcami, którzy mieliwierzchowce pod rêk¹.Oddzia³owi kaza³em iœæ na po³udnie, aby wzmocniæ za³ogêbroni¹c¹ Brodu pod Osgiliath.Mam nadziejê, ¿e nie pope³ni³em b³êdu? - spyta³patrz¹c na ojca.- Dlaczego pytasz?! - krzykn¹³ Denethor z nag³ym b³yskiem w oczach.- Ty jesteœdowódc¹, tobie podlega oddzia³.A mo¿e chcesz us³yszeæ mój s¹d o wszystkichinnych swoich poczynaniach? W mojej obecnoœci zachowujesz siê pokornie, ale oddawna ani razu nie zawróci³eœ z w³asnej drogi, ¿eby mnie pytaæ o radê.Przedchwil¹ mówi³eœ tak zrêcznie, jak zwykle.Widzia³em jednak, ¿eœ wpija³ oczy wtwarz Mithrandira, szukaj¹c w niej potwierdzenia, czy dobrze przedstawiaszsprawê, czyœ nie za wiele powiedzia³.Od dawna Mithrandir panuje nad twoimsercem.Tak, synu, ojciec jest stary, lecz wiek nie zaæmi³ jego umys³u.Wzrok is³uch mam bystry jak za m³odu.Nic z tego, czegoœ nie dopowiedzia³ lub copomin¹³eœ milczeniem, nie usz³o mojej uwagi.Znam rozwi¹zanie wielu zagadek.Biada mi, biada, ¿em straci³ Boromira!- W czym ciê nie zadowoli³em, ojcze? – spyta³ spokojnie Faramir.– Bolejê, ¿enie mog³em zasiêgn¹æ twojej rady, nim musia³em wzi¹æ na swoje barki brzemiê takwielkiej odpowiedzialnoœci.- Czy zmieni³byœ swoje zdanie pod moim wp³ywem? – odpar³ Denethor.– Zpewnoœci¹ post¹pi³byœ i tak wedle w³asnego rozumu.Znam ciê na wylot.Zawszechcesz wydaæ siê wielkoduszny i wspania³omyœlny jak dawni królowie, ³askawy i³agodny.Mo¿e to przystoi potomkowi wielkiego rodu, w³adaj¹cemu w czasachpokoju.Ale w godzinie rozpaczliwego niebezpieczeñstwa ³agodnoœæ czêstoprzyp³aca siê ¿yciem.- Gotów jestem zap³aciæ – rzek³ Faramir.- Gotów jesteœ?! – krzykn¹³ Denethor.– Ale nie twoje tylko ¿ycie postawi³eœ nakartê, Faramirze! Tak¿e ¿ycie swego ojca i ca³ego plemienia, którego maszobowi¹zek broniæ dziœ, skoro zabrak³o Boromira.- ¯a³ujesz, ojcze, ¿e nie mnie spotka³ los Boromira? – spyta³ Faramir.- Tak! – odpar³ Denethor.– Poniewa¿ Boromir by³ mi wiernym synem, a niewychowankiem czarodzieja.On pamiêta³by, w jakiej ciê¿kiej potrzebie znalaz³siê ojciec, i nie roztrwoni³by skarbu, który mu przypadek da³ w rêce.Przyniós³by ten wspania³y dar ojcu.Na chwilê Faramir da³ siê ponieœæ wzburzeniu.- Zechciej przypomnieæ sobie, ojcze, dlaczego nie mój brat, lecz ja w³aœnieznalaz³em siê w Ithilien.Rozstrzygnê³a o tym twoja wola.W³adca grodu samwybra³ Boromira na wys³annika w tamtej misji.- Nie poruszaj goryczy w tym pucharze, który sam sobie przyrz¹dzi³em – rzek³Denethor.– Czy¿ nie czujê smaku jej w ustach od wielu nocy lêkaj¹c siê, ¿enajgorsza trucizna czeka mnie jeszcze w mêtach na dnie? I dziœ sprawdzaj¹ siêmoje obawy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]