[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zacz¹³ w myœli obliczaæ ewentualny zysk, gdy Dyzma powiedzia³.- Rozchodzi siêtylkoo pieni¹dze.Nie ma pieniêdzy.- Pieniêdzy, pieniêdzy? - zaperzy³ siê Kunicki.-To jest drobiazg to jest niepowa¿na przeszkoda.Przecie pañstwo mo¿e wypuœciæobligacje.Obligacje zbo¿owe choæby na sto milionów z³otych.P³aciæ obligacjami i koniec.Oczywiœcie,oprocentowanymi, przypuœæmy na piêæ od sta, nawet cztery od sta.Uwa¿a pan?Powiedzmy,szeœcioletnie.A przecie, do pioruna w ci¹gu szeœciu lat musi przyjœæ dobrakoniunkturaco najmniej dwa razy.Wówczas sprzedaje siê ca³y zapas zagranicy i jest œwietnyinteres.Uwa¿a pan? A korzyœci ogromne: primo, uratowanie cen, secundo, wzmo¿enieobrotów,bo obligacje musz¹ byæ, oczywiœcie, bezimienne.Przecie w ten sposób pañstwowstrzykniena rynek wewnêtrzny nowych sto milionów, a to ju¿ jest suma, która wp³yniezbawienniena nasz¹ katastrofaln¹ ciasnotê gotówkow¹.Królu z³oty! Powinien pan o tymkonieczniepogadaæ z ministrem Jaszuñskim.- Mówiliœmy ju¿ z nim wiele na ten temat i kto wie.Urwa³, a jednoczeœniepomyœla³:- To mocny ³eb, niech tego starego diabli wezm¹.Taki to i ministrem chybamóg³byzostaæ!Kunicki nie ustawa³ w rozwa¿aniu kwestii.Wytacza³ argumenty, robi³zastrze¿eniai w¹tpliwoœci, by je natychmiast rozbiæ logicznym rozumowaniem, sepleni³ corazwiêcej,mówi³ coraz prêdzej i z emocji wymachiwa³ batem.Tymczasem droga zawróci³a do lasu i jechali teraz wœród wysokopiennych sosen.Naobszernej polanie piêtrzy³y siê sagi drzewa wzd³u¿ w¹skich szyn kolejkipolowej.W³aœnie miniaturowy parowozik zacz¹³ sapaæ i syczeæ, usi³uj¹c ruszyæ z miejscakilkanaœciewagonetek, na³adowanych wielkimi klocami.Dopomaga³y mu w tym dwa szeregirobotników,popychaj¹cych z obu stron wagonetki.Ludzie zdejmowali czapki, lecz w uk³onach tych wyczuwa³o siê niechêæ, a nawetwrêcznie¿yczliwoœæ.Ogorza³y jegomoœæ w siwej kurtce podszed³ do powoziku i zacz¹³coœmówiæ, lecz Kunicki mu przerwa³:- Panie Starkiewicz, uk³oñ siê pan, to jest w³aœnie pan Dyzma, panadministratorgeneralny.Jegomoœæ zdj¹³ czapkê i obrzuci³ Dyzmê uwa¿nym spojrzeniem.Ten uk³oni³ siê zlekka.23 Przez kilka minut, podczas których Kunicki wypytywa³ Starkiewicza o j aki eœdane,Nikodem rozgl¹da³ siê z zaciekawieniem wœród olbrzymich mas nagromadzonegodrzewa,baraków skleconych z desek, wokó³ polany, pe³nej œwistu pi³ i pojêków siekier.Gdyruszyli dalej, Kunicki rozpocz¹³ fachowy wyk³ad o gatunkach drzewa, a stanieeksploatacji,o trudnoœciach w uzyskaniu pozwoleñ na wyrêby we w³asnym lesie, o drzewostaniewtych okolicach.Cytowa³ paragrafy ustaw, cyfry, ceny i od czasu do czasu zerka³wstronê towarzysza, którego mina wyra¿a³a skupion¹ uwagê.W istocie Dyzmê ogarnê³o przera¿enie.Wszystko to wali³o siê na jego œwiadomoœæcorazgwa³towniejsz¹ lawin¹ pojêæ i spraw, o których nie mia³ najmniejszego pojêcia.Czu³siê jak cz³owiek, na którego wywrócono stóg siana.Straci³ wszelk¹ orientacjê izrozumia³,¿e absolutnie nie da sobie z tym rady, ¿e ¿adn¹ miar¹ nie zdo³a opanowaæsytuacjibodaj o tyle, by nie skompromitowaæ siê i nie oœmieszyæ, mówi¹c proœciej - niewsypaæsiê.Kiedy zwiedzili ju¿ stacjê drzewn¹ w lesie rz¹dowym, tartaki przy dworcukolejowym,fabrykê mebli, wykañczan¹ w³aœnie papierniê i budowê jakichœ magazynów, zamêt wg³owieDyzmy wzrós³ do tego stopnia, ¿e najchêtniej uciek³by zaraz.Piêtrzy³a siêprzednim niebosiê¿na góra interesów niezrozumia³ych, spraw przedziwnie a tajemniczozazêbiaj¹cychsiê wzajemnie, poznawa³ nowych ludzi, bêd¹cych kierownikami tych spraw,mówi¹cycho nich ze znawstwem i takimi skrótami, ¿e nic z tego wy³owiæ nie potrafi³.Pociesza³ siê jedynie spostrze¿eniami, ¿e Kunicki nie widzi jego przygnêbienia,bior¹cje za skupion¹ rozwagê i piln¹ obserwacjê.Widocznie tak by³ zaabsorbowanyfunkcj¹informowania swego administratora, ¿e nie mia³ czasu zauwa¿yæ jego depresji.Zbli¿a³a siê ju¿ trzecia, gdy zatrzymali siê znowu przed pa³acem.- Widzi pan -rzek³Kunicki oddaj¹c lejce stajennemu - ¿e moje Koborowo to obiekt niema³y.Niema³yidalibóg, pomyœlany logicznie, i nastawiony na dobry i sta³y dochód.Je¿eli wpraktycetak nie jest, to ju¿ zas³uga naszej biurokracji i chwiejnej politykigospodarczej.Ale w tych warunkach mo¿na wiele, bardzo wiele zrobiæ, ale to ju¿ rzecz pañskaipañski k³opot, kochany panie Nikodemie.Obiad jedli we dwójkê, gdy¿ panie wyjecha³y samochodem do Grodna po zakupy.WKoborowiekarmiono obficie i wykwintnie, tote¿ Dyzma przy czarnej kawie, na któr¹przeszlido gabinetu, czu³ siê niezwykle ociê¿a³y.Natomiast ¿ywy jak rtêæ Kunicki nie ustawa³ w objaœnianiu gospodarkikoborowskiej.Otwiera³ szafy, szuflady, wyci¹ga³ jakieœ segregatory, rachunki, korespondencjêimówi³ bez przerwy.Nikodem bliski ju¿ by³ rozpaczy, gdy staruszek, zebrawszy wma³ychr¹czkach grub¹ plikê ksi¹g i papierów, zakoñczy³:- Widzê, ¿e pan jest ju¿ trochê zmêczony, zreszt¹ nale¿y siê przecie wypoczynekpopodró¿y.Zatem, je¿eli pan pozwoli, wszystkie te materia³y odeœlê do pañskiegopokoju,a pan mo¿e je wieczorkiem przejrzy.Dobrze?- Dobrze, z przyjemnoœci¹.- A nie zdrzemn¹³by siê pan teraz, kochany panieNikodemie,co? - Wie pan, ¿e rzeczywiœcie.- No, to przyjemnej drzemki, przyjemnejdrzemki,odprowadzê pana.A niech pan ³askawie zwróci uwagê na daty w korespondencji zDyrekcj¹Lasów Pañstwowych.Przecie to skandal, ¿eby przetrzymywano sprawy po trzymiesi¹cebez odpowiedzi, bo.No, ale o tym potem.Niech¿e pan wypoczywa.Kolacjêmamyo ósmej.Nikodem zdj¹³ buty i rozci¹gn¹³ siê na kanapie, lecz zasn¹æ me móg³.Myœlik³êbi³ysiê pod czaszk¹ dokuczliwie, niemal boleœnie.Co robiæ? Co robiæ?.Czy zmiejscazrezygnowaæ ze wszystkiego i przyznaæ siê staremu, czy próbowaæ zorientowaæ siêwmateriale tak beznadziejnie trudnym i skomplikowanym?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]