[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie patrz tak na mnie - zaprotestowa³ Morley.- To nie mo­ja wina.- Wygl¹dasz na wystraszonego.- Bo straszyd³a mnie strasz¹, Garrett.Potrafiê sobie poradziæ nawet z wampiremi wilko³akiem, ale ze straszyd³em sobie nie poradzê.- Mhm.- Nie chcia³ wierzyæ, ¿e ten dom jest nawiedzony.Ja te¿ nie ca³kiemby³em gotów to kupiæ.£atwiej prze³kn¹æ coœ takiego, kiedy stawk¹ nie jestspadek.Ju¿ nie po raz pierw­szy fa³szywy duch s³u¿y³ jako przykrywka dlakrwawych po­rachunków.I, oczywiœcie, to nie ¿adne straszyd³o za³atwi³o Hawkesa i Bradona.To nie duchpróbowa³ mnie zamkn¹æ w pu³apce, posiekaæ toporem, spaliæ ¿ywcem czy wybiæ midziurê w g³owie.Wszyscy stali krêgiem wokó³ mnie, jakbym to ja dowodzi³.- £eb mi pêka - powiedzia³em.I doda³em: - Morley, zosta­niesz tu dzisiaj?Pomo¿esz mi?- Obawia³em siê, ¿e o to poprosisz.To taki przemi³y sposób mówienia „tak".- P³acê gotówk¹ - obieca³em.- Sk¹d weŸmiesz gotówkê, jeœli stary nic nie ma?Nie wyjaœni³em, ¿e wzi¹³em forsê z góry, choæ wydatki ju¿ pra­wie poch³onê³yca³y narzut.- Coœ wymyœlê.Jak on to przyj¹³?- Nie by³ zadowolony, oglêdnie mówi¹c.Spojrza³em na lekarza.- Nie mog³eœ znaleŸæ przyczyny fizycznej? £asica pokrêci³ g³ow¹.- Nie powiem, ¿e to coœ, czego nie znam.Albo kombinacja.Ale wezwijdemonologa.Do licha, sam ci go przyœlê.Najpierw trzeba wyeliminowaæ to conadprzyrodzone.Jeœli nie ma pocho­dzenia nadprzyrodzonego, poœlijcie po mnie.Ciekawe wyzwanie.Morley zaœmia³ siê ponuro.- Wy dwaj pracujecie tak dobrze, ¿e powinniœcie tym zarabiaæ na ¿ycie.Onpróbuje wykorzeniæ nieznan¹ chorobê, a ty znaleŸæ mordercê, który jest bardziejcwany od ciebie.- Moja czêœæ jest prosta - warkn¹³em.- Muszê pozostaæ przy ¿yciu, a¿ zostanietylko jeden podejrzany.£eb mi pêka³, co cudownie dzia³a³o na mój humor.- Doktorku, masz coœ na ból g³owy?- A co siê sta³o?Opowiedzia³em mu.Nalega³, ¿eby mnie zbadaæ i udzieliæ zwyczajowego zestawu rad przy wstrz¹sachmózgu.Mo¿e nie by³ z³odziejem w stu procentach.Mam kiepsk¹ opiniê ozawodowcach, zw³aszcza o lekarzach i prawnikach.Sprawdzon¹ na w³asnej skórze.Da³ mi potê¿n¹ dawkê dy¿urnego syropu, zawieraj¹cego paskudny w smaku wywar zkory ga³êzi wierzbowych.Z tak pokrzepionym ¿o³¹dkiem uzna³em, ¿e najlepiejbêdzie zacz¹æ dzia­³anie od dzia³ania.- Peters, wkrótce kolacja.Ch³opcy mog¹ byæ g³odni.Za³atw to z kuchark¹, jeœlibêd¹ chcieli jeœæ.Ja skoczê do genera³a.Peters mrukn¹³ coœ pod nosem, zapyta³, czy ktoœ chce jeœæ.Saucerhead i doktorchcieli, i to bardzo, a Morley i tak zostawa³ na noc.Wchodz¹c na schody, przypomnia³em sobie, ¿e Dellwood za moj¹ rad¹ mia³ siêzabraæ do miasta powozem.Ciekawe, czy stoi tam jeszcze i czeka, marzn¹c nadeszczu wraz z woŸnic¹?Wci¹¿ la³o.Rozgl¹da³em siê te¿ za Waynem i Chainem.Choæ za tym ostatnim nietak bardzo.Mia³em go.Trzeba by³o go tylko zapakowaæ do pude³ka i zawi¹zaækokardkê.- Wywal go - wychrypia³ Stantnor do Kaida, kiedy siê wprosi³em do gabinetu.Kaid zmierzy³ mnie wzrokiem- W¹tpiê, czy siê da, sir - powiedzia³ ca³kiem powa¿nie, ale w oczach migota³ymu weso³e iskierki.Obróci³ siê twarz¹ w stro­nê ognia, ¿eby ukryæ uœmiech.- S³ysza³ pan diagnozê, generale? - zapyta³em.- Panie Garrett, nie wynaj¹³em pana, ¿eby siê pan wtr¹ca³ w moje ¿ycie, tylkopo to, ¿eby pan znalaz³ z³odzieja.- I mordercê.I przysz³ego mordercê, który chce pañskiego skal­pu.A tooznacza, ¿e czêœci¹ zadania jest utrzymanie pana przy ¿yciu.W tym celu muszêwiedzieæ, jak pana próbuj¹ zabiæ.Przy­puszczaliœmy, ¿e to trucizna.Przypuszczenie okaza³o siê b³êdne.Wygl¹da³ na zaskoczonego.Mo¿e mu nie powiedzieli.Mo¿e sta³ siê ju¿ takupierdliwy, ¿e woleli wyjœæ.- Pan Dotes to ekspert od trucizn.Doktor te¿, ale on jest rów­nie¿ ekspertemod chorób tropikalnych.- Co to szkodzi, ¿eby tro­chê ubarwiæ fakty? -Powiedzieli, ¿e to nie trucizna, chyba ¿e tak egzotyczna, ¿e oni sami nigdy oniej nie s³yszeli.I nie cierpi pan na ¿adn¹ znan¹ chorobê, choæ doktortwierdzi, ¿e ma pan ane­miê i ¿Ã³³taczkê.Chorowa³ pan kiedy na malariê,generale?Chyba by³ trochê wzruszony, ¿e ludzie pomimo wszystko tak siê o niego troszcz¹.- Tak.Trudno jej unikn¹æ na wyspach.- Ciê¿k¹?- Nie.- Bierze pan mo¿e potajemnie chininê? Doktor twierdzi, ¿e za­nieczyszczonachinina mo¿e stanowiæ Ÿród³o pañskich k³opotów.- Nie! Ja nie.- Dopad³ go kolejny spazm.Czy to mog³o byæ serce?Tym razem posz³o lekko.Zacz¹³ przychodziæ do siebie, zanim jeszcze Kaid doniego dotar³.- Nie, Garrett - wykrztusi³.- ¯adnych leków.Odmówi³bym nawet, gdyby mizalecili.- Tak myœla³em.Ale musia³em siê upewniæ, zanim powiem, co naprawdê myœl¹.- To znaczy? - Szybko dochodzi³ do siebie.- Jest pan opêtany.- Co? - Tym razem go naprawdê zaskoczy³em.Spojrza³ na Kai­da, który tylkogapi³ siê têpo.- To jest problem natury paranormalnej.Pañskim wrogiem jest duch.Albo ktoœ,kto jest w stanie nas³aæ na pana ducha.Peters twierdzi, ¿e nie ma pan takichwrogów.Doktor mówi, ¿e tego kogoœ nale¿y szukaæ w pañskiej przesz³oœci.Myœla³em, ¿e to niemo¿liwe, a jednak straci³ kolor jeszcze bar­dziej.Zrobi³siê cholernie szary na twarzy.A jednak coœ by³o.Jakiœ mroczny moment przesz³oœci, znany jedynie jemu, takstraszliwy, ¿e ktoœ gotów by³ siêgn¹æ zza grobu, by przywróciæ równowagê.Dolicha, takie miejsce, jak dom Stantnorów, nie by³oby kompletne bez jakiegoœprzera¿aj¹cego zdarzenia w przesz³oœci, bez przekleñstwa.- Lepiej porozmawiajmy o tym - zaproponowa³em.- Bêdzie my musieli wynaj¹æekspertów.- Pos³a³em Kaidowi znacz¹ce spojrzenie.Stary nie wyspowiada siê zdawnych grzechów przed t³umem s³uchaczy.- Demonolog.Egzorcysta.Mo¿e nawet medium lub nekromanta, który bêdzie móg³porozumieæ siê z duchem.Kaid sta³ murem i ani mrugn¹³.Genera³ milcza³ przez chwilê, dopóki siê nie upewni³, ¿e powie tylko tyle, ilechce powiedzieæ.To znaczy:- Wynoœ siê, Garrett.- Dopiero wtedy, kiedy zacznie pan mówiæ.- Wynoœ siê, zostaw mnie samego.Do diab³a, wynoœ siê z mojego domu! Wynoœ siêz mojego ¿ycia.Dosta³ kolejnego ataku.Tym razem nie posz³o tak lekko.- Dawaj tu tego lekarza! - wrzasn¹³ Kaid.Z jego twarzy trudno by³oby wyczytaæchoæby œlad przebaczenia, ¿e tak zdenerwowa³em starego.Dziwni ludzie, wszyscy po kolei.XXXIIPoszed³em do kucharki.Byliœmy w kuchni sami.- Pomóc ci?- Chyba znowu usi³ujesz mnie od czegoœ odwieœæ tymi s³od­kimi s³Ã³wkami, co?Przejrza³am ciê na wylot, ch³opcze.Powi­nieneœ ju¿ wiedzieæ, ¿e nie rzucams³Ã³w na wiatr.Nie mówiê ni­komu o niczym, co nie jest moj¹ spraw¹.- Oczywiœcie, ¿e nie.- Zakasa³em rêkawy i z, odraz¹ zmierzy­³em wzrokiem stosbrudnych naczyñ.Niewielu rzeczy nienawi­dzê tak jak zmywania.No, ale porwa³emz pieca kocio³ wrz¹tku, przygotowa³em zlew, nastawi³em wiêcej wody na grzanie iza­bra³em siê do roboty.Minê³o dziesiêæ minut ca³kowitego milcze­nia.Czeka³em, a¿ jej ciekawoœæ bêdzie mo¿na kroiæ no¿em.- By³aœ tam, kiedy badali genera³a.Co o tym s¹dzisz?- Ten felczer jest tak g³upi, jak twierdzi genera³.- Nie wygl¹­da³a naprzekonan¹ o prawdziwoœci w³asnych s³Ã³w, raczej na za­troskan¹.- Wiesz, jakie jest jego zdanie na ten temat?- Wiem, co powiedzia³.Zg³upia³, jeœli tak uwa¿a.Tu nie ma duchów.- Jeœli nie liczyæ trzech upiorców.Westchnê³a ciê¿ko.Te upiorce te¿ le¿a³y jej na sercu.Gdyby siê nie pojawi³y,nawet przez chwilê nie da³aby wiary pomys³owi lekarza.- Ludzie powtarzaj¹ mi, ¿e genera³ nie ma takich wrogów, którzy chcieliby gozabiæ.Nikt te¿ nie ma powodu, ¿eby go popêdzaæ w drodze na tamten œwiat, nawetbior¹c pod uwagê wielkoœæ schedy.- Raczej tego, co zostanie, odk¹d zostawi³ j¹ na pastwê losu.Przysiêgam, ¿e tacholerna choroba zarazi³a ca³y dom - mówi³a s³abym g³osem.Nie by³a ju¿ t¹ sam¹kobiet¹ co przedtem.Ró¿ne rzeczy dzia³y siê w jej g³owie.Nie mia³a chwiliwolnej na rozmyœlania [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl