[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I byæ mo¿e, poniewa¿ imiona maj¹ moc, rzeczywiœcie przypomina³ szczeniaka -chudego, drobnego, nerwowego.Urodzi³ siê z katarem, który nie opuœci³ go przezdziesiêæ lat.Podczas posi³ków, jeœli bliŸniakom smakowa³o jedzenie, podkradalimu je, je¿eli nie, ukradkiem podrzucali na jego talerz, tak ¿e dostawa³ burê zato, ¿e nie tkn¹³ obiadu.Ich ojciec nigdy nie opuœci³ ¿adnego meczu, a potem kupowa³ loda bliŸniakowi,który zdoby³ wiêcej punktów, i drugiego na pocieszenie temu, który spisa³ siêgorzej.Matka uwa¿a³a siê za dziennikarkê, choæ g³Ã³wnie sprzedawa³a przestrzeñreklamow¹ i prenumeraty.Gdy bliŸniacy byli doœæ duzi, by siê sob¹ zaj¹æ,wróci³a do pracy na pe³ny etat.Inne dzieci z klasy ch³opca podziwia³y bliŸniaków.Z pocz¹tku przez pierwszetygodnie koledzy mówili do niego Donald, potem jednak rozesz³a siê wieœæ, ¿ebracia nazywaj¹ go Szczeniakiem.Nauczyciele rzadko zwracali siê do niegojakimkolwiek imieniem, choæ czasami miêdzy sob¹ wspominali, ¿e to wielkaszkoda, ¿e najm³odszemu ch³opakowi Covayów brak œmia³oœci, wyobraŸni i energiijego braci.Sam Szczeniak nie potrafi³ powiedzieæ, kiedy po raz pierwszy pomyœla³ oucieczce ani kiedy jego marzenia przekroczy³y granice i sta³y siê planami.Gdyprzyzna³ siê sam przed sob¹, ¿e ucieka, mia³ ju¿ w gara¿u ukryty pod p³acht¹folii du¿y plastikowy pojemnik, zawieraj¹cy trzy batoniki Mars, dwa Milky Way,torebkê orzeszków, niewielkie opakowanie lukrecji, latarkê, kilka komiksów,now¹ paczuszkê suszonej wo³owiny i trzydzieœci siedem dolarów, g³Ã³wnie wæwierædolarówkach.Nie przepada³ za suszon¹ wo³owin¹, ale czyta³, ¿e badacze ipodró¿nicy potrafili prze¿yæ wy³¹cznie na niej ca³e tygodnie; i w³aœnie wchwili, gdy wsadzi³ paczuszkê wo³owiny do pojemnika i z trzaskiem zamkn¹³wieczko, zrozumia³, ¿e zamierza uciec.Czyta³ ksi¹¿ki, gazety i pisma.Wiedzia³, ¿e kiedy siê ucieka, czasami spotykasiê z³ych ludzi, którzy krzywdz¹ innych.Ale czyta³ równie¿ bajki i wiedzia³,¿e na œwiecie obok potworów ¿yj¹ te¿ ludzie dobrzy.Szczeniak by³ chudym dziesiêciolatkiem, drobnym, zakatarzonym i nieciekawym.Gdybyœcie spróbowali wybraæ go z grupy ch³opców, na pewno byœcie siê pomylili.By³by tym drugim.Tym z boku.Tym, którego nie dostrzegamy.Przez ca³y wrzesieñ odk³ada³ ucieczkê.Trzeba by³o dopiero naprawdê paskudnegopi¹tku, kiedy to obaj bracia usiedli na nim (a ten, który siedzia³ na twarzy,pierdn¹³ i wybuchn¹³ gromkim œmiechem), by Szczeniak uzna³, ¿e raczejzaryzykuje spotkanie z czekaj¹cymi na œwiecie potworami.Mo¿e nawet je woli.W sobotê bracia mieli siê nim opiekowaæ, wkrótce jednak poszli do miasta, dodziewczyny, która im siê podoba³a.Szczeniak pobieg³ do gara¿u na ty³ach,wyci¹gn¹³ spod p³achty pojemnik i zaniós³ do sypialni.Wysypa³ na ³Ã³¿kozawartoœæ szkolnej torby, nape³ni³ j¹ s³odyczami, komiksami, æwierædolarówkamii suszon¹ wo³owin¹.Do pustej butelki po coli nala³ wody.Potem ruszy³ do miasteczka i wsiad³ do autobusu.Pojecha³ na zachód z biletemza dziesiêæ dolarów w æwierædolarówkach, w miejsce, którego nie zna³.Uzna³ to za dobry pocz¹tek.Wysiad³ z autobusu i ruszy³ dalej pieszo.Tu nieby³o ju¿ chodnika, kiedy zatem mija³y go samochody, dla bezpieczeñstwa ukrywa³siê w rowie.S³oñce œwieci³o wysoko na niebie.Poczu³ g³Ã³d, wiêc pogrzeba³ w torbie iwyci¹gn¹³ marsa.Gdy go zjad³, odkry³, ¿e chce mu siê piæ, i niemal do po³owyopró¿ni³ butelkê, nim uœwiadomi³ sobie, ¿e bêdzie musia³ racjonowaæ wodê.Wczeœniej s¹dzi³, ¿e kiedy opuœci miasto, bêdzie napotyka³ mnóstwo Ÿróde³ zczyst¹, s³odk¹ wod¹.Okaza³o siê jednak, ¿e ¿adnego nie znalaz³.Natkn¹³ siênatomiast na rzekê p³yn¹c¹ pod szerokim mostem.Szczeniak zatrzyma³ siê w po³owie mostu i zapatrzy³ w br¹zow¹ wodê.Przypomnia³sobie coœ, czego uczono go w szkole: ¿e w koñcu wszystkie rzeki wpadaj¹ domorza.Nigdy nie by³ nad morzem.Zsun¹³ siê niezgrabnie na brzeg i ruszy³ zpr¹dem.Wzd³u¿ rzeki bieg³a b³otnista œcie¿ka, od czasu do czasu natyka³ siê napuszkê po piwie albo plastikowe opakowanie œwiadcz¹ce o tym, ¿e przed nim bylitu jacyœ ludzie.Nikogo jednak nie spotka³.Dopi³ swoj¹ wodê.Zastanawia³ siê, czy ju¿ go szukaj¹.Wyobrazi³ sobie radiowozy, helikoptery ipsy, wszystkich ludzi próbuj¹cych go znaleŸæ.Wymknie im siê.Dotrze do morza.Rzeka z szumem i pluskiem rwa³a wœród kamieni.Dostrzeg³ czaplê modr¹,szybuj¹c¹ na roz³o¿ystych skrzyd³ach.W powietrzu kr¹¿y³y ostatnie samotnewa¿ki i niewielkie roje meszek, korzystaj¹ce z ostatnich dni babiego lata.Apotem b³êkitne niebo zaczê³o szarzeæ i ciemnieæ.Z góry œmign¹³ poluj¹cy naowady nietoperz.Szczeniak zastanawia³ siê, gdzie spêdzi noc.Wkrótce œcie¿ka siê rozga³êzi³a; skrêci³ w dró¿kê odchodz¹c¹ od rzeki, licz¹cna to, ¿e doprowadzi go do domu albo na farmê z pust¹ stodo³¹.Jakiœ czasmaszerowa³ szybko, a tymczasem mrok gêstnia³.W koñcu Szczeniak ujrza³ przedsob¹ na wpó³ zrujnowany, odpychaj¹cy dom.Okr¹¿y³ go z narastaj¹c¹ pewnoœci¹,¿e nic nie zmusi³oby go do wejœcia do œrodka, po czym wdrapa³ siê na po³amaneogrodzenie i po³o¿y³ wœród wysokich traw opuszczonego pastwiska, zamiastpoduszki wsuwaj¹c pod g³owê torbê.Le¿a³ na wznak, w ubraniu, i wpatrywa³ siê w niebo.W ogóle nie czu³ sennoœci.„Do tej pory zauwa¿yli ju¿, ¿e mnie nie ma", rzek³ do siebie.„Bêd¹ siêmartwiæ".Wyobrazi³ sobie, jak za kilka lat wraca do domu - radoœæ na twarzach ca³ejrodziny, gdy ujrz¹ go na podjeŸdzie.Ich powitania.Ich mi³oœæ.Obudzi³ siê parê godzin póŸniej.Blady ksiê¿yc œwieci³ mu prosto w twarz.Szczeniak widzia³ ca³y œwiat - jasny jak w dzieñ, jak w bajkach, lecz wyblak³y,pozbawiony kolorów.Widzia³ nad sob¹ ksiê¿yc w pe³ni, czy prawie w pe³ni, iwyobrazi³ sobie skierowan¹ ku niemu przyjazn¹ twarz ukryt¹ poœród cieni ikszta³tów ksiê¿ycowej powierzchni.- Sk¹d jesteœ? - us³ysza³ czyjœ g³os.Szczeniak usiad³.Nie czu³ strachu, jeszcze nie.Rozejrza³ siê szybko.Drzewa.Wysokie trawy.- Gdzie jesteœ? Nie widzê ciê.Coœ, co wczeœniej bra³ za cieñ obok drzewa na skraju pastwiska, poruszy³o siê iujrza³ ch³opca w jego wieku.- Uciekam z domu - oznajmi³ Szczeniak.- Rany - mrukn¹³ ch³opak.- Trzeba byæ diablo odwa¿nym.Szczeniak uœmiechn¹³ siê z dum¹; nie wiedzia³ co powiedzieæ.- Przejdziesz siê kawa³ek? - spyta³ ch³opak.- Jasne.- Szczeniak po³o¿y³ torbê obok jednego ze s³upków ogrodzenia, by jejnie zgubiæ.Ruszyli razem w dó³ zbocza, okr¹¿aj¹c szerokim ³ukiem stary dom na farmie.- ¯yj¹ tu jacyœ ludzie? - spyta³ Szczeniak.- Nie - odpar³ ch³opak.Mia³ jasne, bardzo cienkie w³osy, które w blaskuksiê¿yca wydawa³y siê niemal bia³e.- Kiedyœ, dawno temu próbowali, ale niespodoba³o im siê i odeszli.Potem wprowadzili siê inni, ale teraz nie ma tam¿ywej duszy.Jak siê nazywasz?- Donald - odpar³ Szczeniak, po czym doda³: - Ale mówi¹ na mnie Szczeniak.Aty?Ch³opak zawaha³ siê.- Zgas³ - rzek³.- Super imiê.- Kiedyœ mia³em inne, ale nie potrafiê ju¿ go odczytaæ.Przecisnêli siê przez wielk¹ ¿elazn¹ bramê, uchylon¹ i zardzewia³¹ na amen, iznaleŸli siê na niewielkiej ³¹ce u stóp zbocza.- Ekstra miejsce - mrukn¹³ Szczeniak.Na ³¹ce sta³y dziesi¹tki kamiennych p³yt, wysokich, wy¿szych ni¿ obaj ch³opcy,i ma³ych, œwietnie nadaj¹cych siê na siedzisko.By³o te¿ trochê po³amanych.Szczeniak wiedzia³, co to za miejsce, ale nie czu³ strachu.Przepe³nia³a jemi³oœæ.- Kto tu le¿y? - spyta³.- G³Ã³wnie mili ludzie - odpar³ Zgas³.- Kiedyœ tam, za tamtymi drzewami, by³omiasteczko, a potem pojawi³a siê kolej.Zbudowali stacjê w s¹siednim mieœcie inasze tak jakby wysch³o, rozpad³o siê.Teraz w miejscu, gdzie sta³o, rosn¹krzaki i drzewa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]