[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zacisnął usta w nagłym postanowieniu.Po nauce wezwał wszystkie trzy siostry do siebie.Pozwolił im stać przed swoim biurkiem.Twarz miał niezwykle surową i dobierał słów niemal z goryczą: - Wasze zachowanie się w takim czasie jak teraz przyczynia mi wiele zmartwienia.To musi ustać.Nie macie żadnego usprawiedliwienia na to.- Na chwilę przerwał.Klotylda dygotała chęcią oporu.- Ale my mamy usprawiedliwienie.- Pogmerała w kieszeni swego habitu i nerwowo wcisnęła mu do rąk wielokrotnie poskładany wycinek z gazety.- Proszę to przeczytać, ojcze.Napisane zostało przez księcia Kościoła.Rzucił okiem na wycinek i powoli przeczytał go na głos.Było to oświadczenie kardynała Amettea, wygłoszone z ambony katedry Notre Damę w Paryżu: Ukochani bracia, towarzysze broni Francji i jej pełnych chwały Sprzymierzeńców!Wszechmocny Bóg jest po naszej stronie.Bóg dopomógł nam osiągnąć naszą wielkość w przeszłości.Pomoże nam jeszcze raz w godzinie potrzeby.Bóg stoi obok naszych dzielnych żołnierzy na polach bitew dodając mocy ich ramionom i opasując ich męstwem przeciwko wrogowi.Bóg chroni swe dzieci.Bóg da nam zwycięstwo.Urwał.Nie chciał czytać dalej.Klotylda drżała z nerwowego triumfu, a twarz Marty wyrażała dumny upór, lecz Maria Weronika stała niepokonana.Sztywnym ruchem wyjęła z czarnej torebki, którą nosiła u pasa, kwadratowy wycinek i rozwinęła go.- Nie wiem nic o pełnej uprzedzeń opinii jakiegoś francuskiego kardynała, lecz tu jest wspólne oświadczenie arcybiskupów Kolonii, Monachium i Essen.- Zimnym i hardym głosem odczytała: Umiłowane narody ziemi ojców!Bóg jest z nami w tej słusznej walce, która została nam narzucona.Rozkazujemy wam zatem walczyć w imię Boga do ostatniej kropli krwi za honor i chwałę naszego kraju.Bóg wie w swej mądrości i sprawiedliwości, że słuszność jest po naszej stronie i Bóg da nam.- Dość - przerwał jej Franciszek.Borykał się z sobą i z trudem usiłował się opanować.Duszę jego zalewały kolejno fale gniewu i rozpaczy.Tu oto miał przed sobą samą esencję ludzkiej złośliwości i hipokryzji.Nagle, miał wrażenie, że bezsens życia bierze nad nim górę.Poczucie beznadziejności sytuacji odbierało mu siły.Siedział z głową wspartą na dłoni, a potem odezwał się niskim głosem: - Jeden Bóg tylko wie, jak Go to mierzi, to całe wykrzykiwanie do Niego!- Opanowany bolesnym wzruszeniem wstał nagle i począł chodzić po pokoju.- Nie mogę odpierać sprzecznych oświadczeń kardynałów i arcybiskupów nowymi sprzecznościami.Nie mógłbym nawet uzurpować sobie prawa do tego.Jestem nikim.Jestem pozbawionym znaczenia szkockim kapłanem, tkwiącym w głębokiej dziczy Chin, w zasięgu wojny domowej; lecz czy wy nie widzicie szaleństwa i podłości całego przedsięwzięcia?My, święty Kościół katolicki, wraz z wszelkimi Kościołami chrześcijaństwa przyzwalamy na tę wojnę światową.Idziemy dalej.uświęcamy ją.Z uśmiechem hipokryzji i apostolskim błogosławieństwem na ustach skazujemy miliony naszych wiernych synów na kalectwo i rzeź, na poniewierkę ciał i dusz, aby zabijali się wzajemnie.Oddaj życie za ojczyznę, a wszystko będzie ci wybaczone!Patriotyzm!Król i cesarz!Wezwania z dziesiątek tysięcy wyniosłych ambon: „Oddajcie cesarzowi, co cesarskie.„- Urwał z zaciśniętymi dłońmi i z pałającymi oczyma.- Nie ma dziś cezarów, są tylko finansiści i mężowie stanu, którzy pragną kopalń brylantów w Afryce i kauczuku z niewolniczego Konga.Chrystus głosił wieczną miłość.Głosił braterstwo wszystkich ludzi.Nie wstąpił na górę i nie krzyczał: „Zabijaj!Zabijaj!Idź naprzód w nienawiści i pchnij bagnetem w brzuch swego brata!„To nie Jego głos rozlega się w kościołach i wysokich katedrach dzisiejszego chrześcijaństwa, lecz głos wyrobników i tchórzy.- Usta jego drżały.- Z jakim czołem śmiemy w imieniu Boga, któremu służymy, przychodzić do tych obcych krajów, które nazywamy pogańskimi, z zamiarem nawracania ludzi na wiarę, której prawdziwości zadajemy kłam każdym naszym czynem?Nic dziwnego, że drwią z nas: „Chrześcijaństwo to religia kłamstw!Religia klasy, pieniędzy i narodowych antagonizmów!Religia niegodziwych wojen!„- Urwał znowu z czołem zroszonym potem i z oczami ściemniałymi z udręki: - Dlaczego Kościół nie podejmuje tej okazji?Cóż to za wspaniała sposobność utwierdzenia swego istnienia jako żywe naczynie Chrystusa!Zamiast głosić nienawiść i podżegać do mordu, powinien wołać w każdym kraju językami wszystkich kapłanów i arcykapłanów: Porzućcie waszą broń.Nie zabijajcie!Rozkazujemy wam zaniechać walki!Tak!Byłoby wiele prześladowań i wiele egzekucyj, lecz to byłyby męczeństwa, a nie morderstwa.Umarli zdobiliby nasze ołtarze, a nie bezcześcili je.- Głos jego opadł.Stanął w postawie spokojniejszej i dziwnie proroczej.- Kościół zapłaci za swe tchórzostwo.Żmija chowana na piersi uderzy kiedyś w tę pierś.Sankcjonowanie siły zbrojnej jest niczym innym jak przygotowywaniem zagłady dla samego siebie.Może nadejść dzień, w którym wielkie siły zbrojne wyłamią się spod kierownictwa i obrócą się przeciwko Kościołowi, niwecząc miliony jego dzieci i spychając go znowu, niby bojaźliwy cień, do katakumb.Gdy skończył, nastąpiła pełna napięcia cisza.Marta i Klotylda zwiesiły głowy, jak gdyby wzruszone mimo woli, lecz Maria Weronika z przebłyskiem tej arogancji, która charakteryzowała dawne ich zwady, zwróciła na niego zimne, jasne spojrzenie zabarwione iskrą szyderstwa.- To było bardzo imponujące, ojcze.i godne tych katedr, którym ojciec odbiera sławę.Lecz czy słowa ojca nie są raczej puste, póki się samemu nie żyje według głoszonych przez siebie zasad.tu, w Paitanie?Krew uderzyła mu do czoła, a potem szybko spłynęła.Odpowiedział bez gniewu: - Uroczyście zakazałem każdemu mężczyźnie mojej kongregacji udziału w walce, w tym niegodziwym konflikcie, który nam zagraża.Kazałem im przysiąc, że schronią.się ze swymi rodzinami w obręb murów misji, skoro rozpoczną się działania.Cokolwiek nastąpi, ja poniosę za to odpowiedzialność.Wszystkie trzy siostry spojrzały na niego.Lekkie drżenie przebiegło przez zimną, spokojną twarz Marii Weroniki.A jednak, gdy wychodziły jedna za drugą, widział, że pojednanie między nimi nie nastąpiło.Poczuł nagle dreszcz nieznanego lęku.Doznał niesamowitego uczucia, że czas zawisł w próżni, i wahał się w złowieszczym oczekiwaniu rzeczy, które mogą nadejść.Pewnego niedzielnego poranka obudził go odgłos, którego lękał się od wielu dni: głuche dudnienie ognia artyleryjskiego.Wyskoczył z łóżka i podbiegł do okna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]