[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pragnęła też obciąć włosy i czesać się modnie jak Waleria, ale ojciec nawet słuchać nie chciał o tym.- Dziewucho, spiorę cię na kwaśne jabłko, jeśli pozbędziesz się swoich pięknych warkoczy.Zostaw to dla tych, co mają mysie ogonki! - to także odnosiło się do Walerii.Matka, ulegając prośbom Walerii, przypasała nowy fartuch, ramiona zaś okryła ciepłym, miękkim szalem.Siedziała na ławie niczym ucieleśnienie nieszczęścia, spodziewając się najgorszego.Trapiło ją złe przeczucie, że nowy znajomek męża może okazać się jakimś oszustem, który w sobie tylko wiadomym celu zabiega o względy Hartmanna.W końcu przyszedł Fred.Gottlieb Hartmann stał w wielkopańskiej pozie, otoczony krewnymi.Waleria trzymała się od nich z dala, na uboczu.Fred spojrzał na nią krótko, porozumiewawczo, chcąc chociażby tym sposobem dodać odwagi dziewczynie.Stary przedstawił przybyłemu małżonkę, Hankę i Karola, lecz nie uznał za stosowne wspomnieć również o młodszej córce.Wówczas gość zbliżył się do niej i rzekł z ukłonem:- Pozwoli pani, że się przedstawię.Jestem Fred Gerold.Potem szybko dorzucił po francusku:- Niech się pani nie lęka, wszystko pójdzie jak z płatka.Waleria odpowiedziała mu w tym samym języku:- Ufam panu w zupełności, ale proszę, aby pan starał się nie zwracać na mnie uwagi.Fred skłonił się w milczeniu, po czym, zanim obecni zdążyli ochłonąć z podziwu, w jaki wprawiła ich ta niezrozumiała konwersacja, zajął miejsce przy stole.Pochwalił modną, elegancką sukienkę Hanki, zapewnił Karola, iż nie posiada się z radości, że go poznał, nawet na twarzy matki udało mu się wywołać słaby uśmiech.Wspomniał, że wczoraj minęli się na gościńcu i miał ochotę pomóc jej przy dźwiganiu koszyka ze sprawunkami, lecz zabrakło mu odwagi.Gottlieba Hartmanna traktował w taki sposób, jakby byli serdecznymi przyjaciółmi od lat.Oczarował wszystkich.Dobrze patrzyło mu z oczu, więc i matka przestała się zamartwiać, że to oszust.Chciała go zapytać, u kogo we wsi wynajął mieszkanie, ale wrodzona nieśmiałość zamykała jej usta.Wreszcie stary Hartmann zabrał gościa ze sobą, aby mu pokazać całe gospodarstwo.Ledwie zamknęły się drzwi za wychodzącymi, z ust domowników niczym grad sypnęły się pochwały.Gerold wywarł na wszystkich oszałamiające wrażenie.Orzekli jednogłośnie, że przyjaciel ojca jest nadzwyczaj wytwornym i miłym mężczyzną.- O wiele przystojniejszy od dziedzica z zamku.Szkoda, że go wcześniej nie poznałam - oświadczyła Hanka.- Musiałby pójść ze mną na zabawę.Dziewczyny by pękły z zazdrości, jakbym przyszła z takim chwackim kawalerem.Walu, a o czym tyś z nim gadała w jakimś obcym języku?Waleria zdążyła się już całkowicie opanować.Rzekła spokojnie:- Och, to tylko kilka kurtuazyjnych słów powitania.Zgodnych z obyczajem wyższych sfer towarzyskich.- A po jakiemu to było?- Po francusku.- Swoją drogą to dobrze, że potrafisz tak ni z gruszki, ni z pietruszki zatrajkotać po francusku.Od razu przynajmniej poznał, że my też nie wypadliśmy sroce spod ogona.Trwało dość długo, nim Hartmann z Geroldem powrócili do domu.Fred wyrażał głośno swój zachwyt, podziwiał panujący wszędzie wzorowy porządek.Hartmann w głębi duszy był teraz zadowolony ze wszystkiego, co uczyniła Waleria.Nie wspomniał jednak ani słowem, co ma do zawdzięczenia młodszej córce.Gawędzili czas jakiś, aż Fred rzekł niby od niechcenia:- Ta panienka, którą widziałem u państwa, to pewnie letniczka, prawda? A może przyjaciółka córki?Hartmann trochę się stropił.- Nie, ona także należy do rodziny, tylko że wychowywała się w mieście.Jedna pani wzięła ją do siebie i opiekowała się nią jak rodzonym dzieckiem.Niedawno ta pani zmarła, no to ona wróciła do domu.- Wyobrażam sobie, jak pan musiał się cieszyć! Musi to być wykształcona panna, skoro powitała mnie po francusku.- Po francusku, mówi pan? No, ona umie gadać w różnych językach.Pan też?- A jakże.Podróżowałem wszak bardzo dużo.Muszę więc porozmawiać z tą panienką po francusku.- Niech pan sobie pogada!Cała rodzina przysłuchiwała się tej rozmowie i podziwiała Walerię, Hartmann zaś miał taką pyszałkowatą minę, jakby to wszystko było jego osobistą zasługą.Wkrótce jednak zniecierpliwił się, i zaczął przynaglać Freda do wyjścia, nadmieniając, że reszta kompanii oczekuje już zapewne ich przybycia do karczmy.Gerold pożegnał obecnych ukłonem.Chyląc głowę przed Walerią, szepnął:- Proszę się nie niepokoić.Ojciec wróci dzisiaj trzeźwy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]