[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczywiście o niebezpieczeństwie grożącym ze strony krajowców.A jednak porozumiewał się z tymi krajowcami.To było widoczne.Ta łódka odjeżdżająca w noc.Carter zaklął siarczyście w duchu.Jego niepokój przemienił się w dotkliwy ból fizyczny, gdy tak siedział niewygodnie i bez ruchu, przemoknięty do nitki, trzymając jedną ręką rękojeść steru, podrzucany na wszystkie strony przez łódź rozhuśtaną gwałtownie.A wznoszący się wysoko przed jego oczami czarny kadłub brygu także się wznosił i opadał zagłębiając ster w morzu raz po raz z potężnym, rozplenionym pluskiem.Żaden odgłos ze statku nie dochodził ucha Cartera.Bryg byłby mógł się wydawać opuszczonym okrętem, gdyby nie zarys męskiej głowy i postaci widzialny wciąż nad tylną poręczą w postawie pełnej czujności.Carter kazał jednemu z majtków przyholować się bliżej i zawołał:- Hej tam, na brygu! Czy coś jest nie w porządku? Czekał nasłuchując.Cień człowieka stał ciągle na straży.Po pewnym czasie krótkie: „Nie” - nadeszło w odpowiedzi.- Czy długo będziecie leżeli w dryfie? - krzyknął Carter.- Nie wiem.Niedługo.Oddalcie się od okrętu.Oddalcie się.Uszkodzę gig, jeśli się nie oddalicie.- Zwolnij linę, John! - rzekł Carter zrezygnowanym tonem do starszego majtka w przedzie łodzi.- Zwolnij, oddalmy się na całą długość liny.Zdaje mi się, że ci z pokładu nie bardzo są rozmowni.Podczas gdy to mówił, lina się wyciągnęła i miarowe kołysanie przebiegających fal odsunęło łódkę od brygu.Carter odwrócił się z lekka na ławce, aby spojrzeć na ląd.Wznosił się ściśle po stronie podwietrznej niby wyniosły i nieregularny stożek, oddalony tylko o milę albo półtorej.Szum fal rozbijających się o jego podnóże słychać było na tle wiatru w miarowo powtarzającym się huku.Zmęczenie po wielu dniach spędzonych w łódce zapanowało nad niepokojem Cartera, który stracił stopniowo poczucie mijającego czasu, nie zatracając jednak całkowicie świadomości.W przerwach tego odrętwienia raczej niż snu zdawał sobie sprawę, że przerywany hałas bałwanów uderzających o brzeg wzmógł się do nieustannego, potężnego huku, przechodzącego od czasu do czasu w głośny ryk; że wysoka wysepka wydawała się teraz większa i że widać było białą frędzlę piany u jej stóp.Mimo to jednak nie zauważył żadnego ruchu na pokładzie brygu.Spostrzegł, że wiatr łagodnieje, a morze się uspokaja, po czym zdrzemnął się znów na minutę.Gdy porwał się nagle ze snu, zobaczył ze zdziwieniem, że nowa gwiazda wzniosła się cicho zza lądu, zajęła swe miejsce we wspaniałej konstelacji - i nagle zagasła.Po niej ukazały się jeszcze dwie, uleciały razem w górę i osiągnąwszy prawie tę samą wysokość, skonały jedna obok drugiej.- Rakiety czy co, proszę pana - rzekł jeden z ludzi stłumionym głosem.- Aha, rakiety - burknął Carter.- Ciekawym, co też teraz się stanie? - mruknął do siebie złowieszczo.Otrzymał odpowiedź w dzikim, syczącym furkocie smukłego, ognistego promienia, który strzelił gwałtownie w górę z ciemnego kadłuba brygu i rozsypał się od razu w ciemnoczerwony deszcz spadających iskier.Tylko jedna z nich, biała i błyszcząca, zawisła samotnie wysoko w górze, świecąc jaskrawo przez sekundę, po czym wybuchnęła z lekkim hukiem.Prawie w tej samej chwili Carter dojrzał, że dziób statku wychodzi z wiatru, rozróżnił reje obracające się, aby napełnić główny marsel, i usłyszał wyraźnie głuche uderzenie pierwszej fali, odrzuconej przez sunący przód okrętu.W następnej chwili lina holownicza wyprężyła się i łódka, szarpnięta nagle, ruszyła spiesznie za brygiem.Pochylony naprzód, czujny i uważny, Carter sterował.Ludzie jego siedzieli na ławkach jeden obok drugiego; drzemali ze skulonymi ramionami i zgiętym grzbietem trwając cierpliwie w niewygodnych pozycjach.Uwaga - której wymagało sterowanie łodzią wśród szlaku kipiącej i wzburzonej wody, ciągnącej się za brygiem przy szybkim jego kursie - przeszkadzała Carterowi w rozmyślaniach o niepewnej przyszłości i o niezwykłym położeniu.Teraz pragnął tylko usilnie znów zobaczyć jacht i z uczuciem bardzo głębokiego zadowolenia ujrzał, że wszystkie proste żagle podnoszą się na brygu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]