[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Czy pan myśli, że potrafię opowiedzieć? Czy ja wiem? Jakże mogę to rozumieć? — krzyknęła nareszcie.Poruszyła się.Zdaje mi się, że załamała ręce.— Jest coś, czego on nie może zapomnieć!— Tym lepiej dla pani — odparłem posępnie.— Co to jest? Co to jest? — pytała błagalnie.— Mówił, że doznał trwogi.Jakże ja mogę wierzyć? Czy jestem wariatką, by uwierzyć? Wy wszyscy pamiętacie o czymś! Wszyscy do tego wracacie! Co to jest? Powiedz mi pan! Co to za rzecz? Czy to żyje, czy jest martwe? Nienawidzę tego.To jest okrutne.Czy to.nieszczęście.posiada fizjonomię lub głos? Czy on to zobaczy lub usłyszy? Może we śnie, gdy mnie nie może widzieć — wówczas wstanie i odejdzie.Ach! Nigdy mu tego nie przebaczę.Matka moja przebaczyła, ale ja — nigdy! Czy to będzie znak jakiś — wezwanie.To było straszne.Nie dowierzała nawet jego marzeniom sennym — i myślała, że ja jej powiem, dlaczego! W ten sposób biedny śmiertelnik porwany czarem nadziemskiego zjawiska może próbować wydrzeć od innego ducha straszną tajemnicę praw, jakie posiada tamten świat nad bezcielesną duszą, błądzącą wśród namiętności tego świata.Zdawało mi się, że grunt usuwa mi się pod nogami.Ale jeżeli duchy wywołane naszą trwogą i niepokojem nie ustępują naleganiom takich jak my czarodziejów? — Ja — drżałem wobec takiego zadania.Czy to będzie znak jakiś, czy wezwanie! Skąd przyszły jej te słowa, gdzie je znalazła? Kobiety znajdują natchnienie w takich chwilach, które dla nas są tylko straszne, niedorzeczne lub banalne.To, że ona umiała o tym mówić, napełniało przerażeniem moje serce.Gdyby kopnięty kamień jęknął z bólu, nie byłoby to cudem większym i wzbudzającym większą litość.Słowa wypowiedziane wśród ciemnej nocy nadawały ich życiu tragiczną barwę.Przecież jej tego wytłumaczyć nie można.Złościłem się w duchu na moją niemoc.A Jim, także — biedny chłopiec! Kto o nim pamięta lub potrzebuje go? Ale tego chciał.Prawdopodobnie zapomniano nawet o jego egzystencji.Jej nieruchomość świadczyła, że czeka na odpowiedź, a ja miałem mówić o moim bracie, którego przeszłość tonęła w krainie zapomnienia.Wzruszała mnie moja odpowiedzialność i jej rozpacz.Oddałbym wszystko za możność uspokojenia tej wątłej duszyczki miotającej się wśród swej nieświadomości jak ptak tłukący skrzydłami o nielitościwe pręty klatki.Nic łatwiejszego, jak powiedzieć: nie bój się o nic! A nic trudniejszego.Nie wiem, jak się zabija trwogę.Jak się widmu przebija serce, ścina głowę, dusi za gardło? To jest przedsięwzięcie, na które rzucasz się wśród snu i rad jesteś, żeś uciekł od tego z wilgotnymi od potu włosami i drżąc na całym ciele.Do takiego rozpaczliwego spotkania potrzebujesz zaczarowanego i zatrutego ostrza, zanurzonego w kłamstwie tak subtelnym, że nie sposób znaleźć takiego na ziemi! Tylko we śnie można się na to narażać!Zacząłem moje egzorcyzmy z ciężkim sercem i zarazem z jakąś ponurą złością.Głos Jima, podniesiony gniewem, rozlegał się teraz donośnie, karcił niedbalstwo jakiegoś milczącego grzesznika.Nie ma rzeczy — mówiłem wyraźnym szeptem — nie ma rzeczy w tym nieznanym świecie, tak skorym do wydarcia jej szczęścia — jak sądziła — nie ma rzeczy żywej czy martwej, nie ma fizjonomii, głosu, potęgi, mogącej oderwać Jima od niej.Odetchnąłem, a ona szepnęła słodko:— Mówił mi tak.— Powiedział pani prawdę — rzekłem.— Nie ma nic — westchnęła i nagle zwróciła się do mnie z zaledwie dostrzegalnem błaganiem w głosie:— A więc dlaczego przybył pan stamtąd? Mówił o panu zbyt często.Lękałam się pana.Czy.potrzebuje go pan?— Nigdy więcej nie wrócę — rzekłem z goryczą.— On mi niepotrzebny i nikt go nie potrzebuje.— Nikt — powtórzyła tonem zwątpienia.— Nikt.Wierzy pani, że jest silny, rozumny, odważny, wielki — więc dlaczego nie ufasz mu? Odjadę jutro — i wszystko będzie skończone.Już nigdy głos z tamtego świata nie zakłóci pani spokoju.Świat, którego pani nie zna, jest zbyt wielki, by odczuć mógł brak Jima.Rozumie pani? Zbyt wielki! Trzyma pani jego serce w swych dłoniach.Musi pani to odczuwać, musi wiedzieć o tym.— Tak, wiem o tym — szepnęła nieruchoma i cicha jak statua.Czułem, że niczego nie dokonałem, a teraz już nie jestem pewny, czego pragnąłem dokonać.Wówczas byłem przeniknięty niewytłumaczonym zapałem, jak przed jakimś wielkim, użytecznym zadaniem.Ona była panią jego serca, jak to jej mówiłem.Należał do niej zupełnie — oby tylko mogła w to uwierzyć! Miałem jej powiedzieć, że na całym świecie nie ma nikogo, kto by potrzebował jego serca, umysłu, ręki.Był to zwykły los, a jednak zdawało się czymś okropnym wyrazić się tak o człowieku.Słuchała, nie mówiła słowa, a jej milczenie było jakby protestem niezwalczonej niewiasty.Co ją obchodzić może świat leżący za lasami? — spytałem.Z tłumów zamieszkujących obszary nieznane, upewniałem ją, nie przyjdzie nigdy żaden znak, żadne wezwanie.Nigdy! Nigdy! Nigdy! Ze zdziwieniem przypominam sobie, z jaką mocą wymawiałem te wyrazy.Miałem złudzenie, że nareszcie schwyciłem widmo za gardło.Po co ma się trwożyć? Wie, że jest silny, mądry, dzielny.Jest taki bez wątpienia.Mało tego.Jest wielki — niezwalczony — a świat go nie chce, zapomniał o nim, nie poznałby go nawet!Umilkłem; głęboka cisza otaczała Patusan, tylko tam, na rzece, ktoś pluskał wiosłem o wodę.— Dlaczego? — szepnęła.Odczułem gniew, jakiego się doznaje mocując się z kimś.Widmo usiłowało wydrzeć mi się.— Dlaczego? — powtórzyła głośniej — powiedz mi!A ponieważ zakłopotany milczałem, tupnęła nogą jak rozkapryszone dziecię.— Dlaczego? Mów!— Chcesz wiedzieć? — krzyknąłem wściekły.— Tak! — zawołała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]