[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– To dobrze – powiedzia³ Sanczo – bo teraz na przyk³ad ¿o³¹dek boli mnie zg³odu.Alebardziej jeszcze od narzekania smakowa³oby mi œniadanie.I znowu Don Kichot nie oponowa³ przeciwko zdrowym popêdom giermkowej natury,chocia¿ sam nie odczuwa³ g³odu.Jechali tedy dalej i Sanczo rozpieraj¹c siê naoœle jak na³awie w gospodzie, zajada³, co tam mia³ w sakwach, i popija³ z buk³aka zabranew drogêdomowe wino.Pod wp³ywem tego popijania wyda³o mu siê niebawem, ¿e faktyczniemi³a torzecz i weso³a, taka wyprawa z b³êdnym rycerzem w poszukiwaniu przygód, ichoæby nawetna wyspê wypad³o jeszcze nieco poczekaæ, to i tak co u¿yje sobie, tego mu ju¿nikt nieodbierze.W ten sposób posuwali siê a¿ do zmierzchu.Noc spêdzili w lesie poddrzewami:Don Kichot oka nie zmru¿y³, oddaj¹c siê rozmyœlaniom o pani swego serca, dlaktórej chwa³ystoczy³ by³ minionego dnia zwyciêsk¹ bitwê z hufcem olbrzymów, Sanczo Pansanatomiastchrapa³ jak suse³, a czy œni³o mu siê coœ, nie wiadomo, bo obudzony nic na tentemat niemówi³.Don Kichot o brzasku u³ama³ prost¹ ga³¹Ÿ z drzewa i przemyœlnie nasadzi³ na ni¹grot zezniszczonej kopii.Nastêpnie, widz¹c, ¿e giermka nie budz¹ ani promienies³oñca, ani ptasiœwiergot, potrz¹sn¹³ nim i Sanczo otworzy³ oczy, siêgaj¹c jednoczeœnie pobuk³ak, du¿ochudszy, niestety, ni¿ poprzedniego wieczora.To go trochê zafrasowa³o, ale nietak bardzo,bo coœ niecoœ mimo wszystko chlupota³o jeszcze w skórzanym worze.Powita³ wiêcnowydzieñ popijaniem i zak¹szaniem, nie trac¹c nadziei, ¿e po tak sympatycznympocz¹tku nast¹pirównie dobry ci¹g dalszy.Don Kichot znowu zrezygnowa³ z posi³ku, swoimzwyczajemkarmi¹c siê myœlami o Dulcynei, jak równie¿ o czynach, których dokona³ i mia³zamiardokonaæ.Kiedy wreszcie Sanczo skoñczy³ œniadanie, ruszyli w dalsz¹ drogê kuznakomitejprze³êczy Psia £apa, gdzie, jak wiemy, spodziewali siê doznaæ kolejnych przygódi,zaprawdê, nie mieli siê zawieœæ, chocia¿ najs³ynniejszej przygody z wiatrakamiudaj¹cymiolbrzymów czy te¿ olbrzymami zamienionymi w wiatraki te nastêpne nie mog³y tak³atwozaæmiæ.26Rozdzia³ dziesi¹ty, poœwiêcony przygodom Don Kichota i SanczaPansy na prze³êczy Psia £apaDoje¿d¿aj¹c do obiecuj¹cej prze³êczy, Don Kichot nie bez trudu obróci³ siê wsiodle, byuprzedziæ Sancza, ¿e choæby ujrza³, jak pan jego s³ania siê pod ciosami z lewai z prawa, samza miecz chwytaæ nie ma prawa, osobom bowiem nie nale¿¹cym donajszlachetniejszegostanu nie godzi siê wtr¹caæ, kiedy miêdzy rycerzami toczy siê sprawa.– Chyba ¿e – doda³ po krótkim namyœle – napad³aby mnie jakaœ ho³ota.W tymwypadkunie uchybi³byœ przyzwoitoœci, staj¹c w mojej obronie.Sanczo zapewni³, ¿e zawsze chêtnie pohamuje swoj¹ chêæ wyci¹gniêcia miecza, tymchêtniej, i¿ nie posiada miecza i w ogóle naturê ma pokojow¹.– Chyba ¿e – równie¿ po krótkim namyœle doda³ – napadniêt¹ zosta³aby mojaw³asnaosoba.Wówczas musia³bym siê broniæ, i ten mus by³by musem prawdziwieprzymuszaj¹cym.Tak uzgadniaj¹c pogl¹dy, dostrzegli dwóch braciszków benedyktynów w podró¿nychokularach od kurzu, pod parasolami od s³oñca i na mu³ach wielkich i garbatychniczymwielb³¹dy.Kilka kroków za nimi toczy³ siê powóz w otoczeniu s³ug jezdnych ipieszych.Gdyby Don Kichot zapyta³, dowiedzia³by siê, ¿e powóz nie ma nic wspólnego zzakonnikami,przypadkiem jedynie dopêdzi³ ich w drodze.Pewna dama biskajska udawa³a siêpowozemtym do Sewilli, gdzie m¹¿ mianowany w³aœnie na wysokie stanowisko do Indiiczeka³, abyrazem z ni¹ wsi¹œæ na statek.Don Kichot nie zapyta³ jednak, nie dowiedzia³ siêwiêc tegowszystkiego, z w³asnej g³owy natomiast wysnu³ mniemanie, i¿ dama jestksiê¿niczk¹,gwa³tem uprowadzan¹ przez czarowników, za których to czarowników wzi¹³ Boguduchawinnych braciszków.Opini¹ t¹ podzieli³ siê zaraz z Sanczem.– Ja tam – powiedzia³ Sanczo – nie widzê czarowników, tylko braci benedyktynóworazjakichœ podró¿nych, o których nie wiem, s¹ czy nie s¹ ksi¹¿êcego rodu, ale nawszelkiwypadek nie zaczepia³bym nikogo, bo mo¿e siê to skoñczyæ jeszcze gorzej ni¿ zwiatrakami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]