[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz nie szemrali, jako ludzie oświeceni religijnym duchem miłości i wzajemnej posługi.Darujcie, że tak długo zabawiłem przy ćwieczkach.Absolut nie znał przemysłowej specjalizacji.Rzucił się z taką samą gorliwością na przędzalnie, gdzie dokonał nie tylko cudu plecenia biczów z piasku, ale i przędzenia z niego nici na tkanie i pończoszarnie, i w ogóle na całą branżę włókienniczą, wytwarzając bez przerwy miliony kilometrów towaru łokciowego.Opanował huty, walcownie, stalownie, fabryki maszyn rolniczych, wyrobów drewnianych, gumowych, cukrownie, fabryki przetworów chemicznych, nawozów sztucznych, azotowych, naftę, drukarnie, papiernie, farbiarnie, huty szklane, ceramikę, obuwie, tasiemki, kopalnie, browary, destylacje, parowe mleczarnie, młyny, mennice, fabryki automobilów i szlifiernie.Tkał, dział, prządł, kuł, zlewał, montował, szył, heblował, rżnął, kopał, palił, drukował, rafinował, gotował, filtrował, prasował przez dwadzieścia cztery a nawet dwadzieścia sześć godzin dziennie.Zaprzężony do maszyn rolniczych zamiast lokomobil orał, siał, bronował, plewił, kosił, żął i młócił.W każdej dziedzinie sam pomnażał materiał surowcowy i ustokratniał produkcję.Był niewyczerpany.Tarzał się w wydajności.Znalazł nowy wyraz dla własnej nieskończoności: obfitość.Cudowne rozmnożenie rybek i chlebów na puszczy doczekało się monumentalnego wznowienia: cudownego rozmnażania ćwieczków, desek, azotowych nawozów, pneumatyków, papieru dla maszyn rotacyjnych i wszelkich innych wyrobów fabrycznych.Nastała na świecie nieograniczona obfitość wszystkiego, czego ludziom potrzeba.Ale ludziom potrzeba wszystkiego, tylko nie nieograniczonej obfitości.15KlęskaNo tak, w dzisiejszych uporządkowanych i — że tak powiem — błogosławionych czasach drożyzny nie możemy sobie wyobrazić straszliwego społecznego zła nieograniczonej obfitości.Wydaje się nam, że nastałby po prostu raj na ziemi i nic więcej, gdyby się nagle znalazły nieograniczone zapasy wszystkiego.Niejeden myśli, że byłoby na świecie tym lepiej im więcej byłoby tego wszystkiego, co wszystkim jest potrzebne.No i tak tanio, proszę państwa!Otóż katastrofa gospodarcza, która — przez przemysłową inteligencję Absolutu — zwaliła się ma świat w czasach, które tu opisujemy, polegała na tym, że wszystko, czego człowiek potrzebuje, można było otrzymać nie tanio, ale po prostu darmo.Mogłeś sobie, człowieku, wziąć garść ćwieczków i wbijać je dowolnie w podeszwy albo w podłogę, ale mogłeś także wziąć sobie darmo cały wagon ćwieczków, tylko, proszę cię, co byłbyś z tym robił? Wieźć je sto kilometrów i rozdawać darmo? Tego nie zrobiłbyś przecie, albowiem, w chwili gdy stałeś nad lawiną ćwieczków nie widziałeś już tych ćwieczków właśnie, a więc rzeczy stosunkowo pożytecznej, ale coś absolutnie bezwartościowego i bezsensownego w swej masowości.Coś równie bezwartościowego jak te gwiazdeczki na niebie.Owszem, taka masa błyszczących ćwieczków bywała czasem widokiem wzniosłym i budziła nawet myśli poetyczne, tak właśnie jak te gwiazdeczki na niebie.Góra ćwieczków wydawała się stworzoną dla niemego podziwu.Pejzażowe było to swoiście piękne, jak swoiście pięknym jest widok morza.Ale morza także nie rozwozi się w wagonach do okolic śródlądowych, gdzie żadnego morza nie ma.Dla wody morskiej nie ma gospodarczej dystrybucji.Nie było jej teraz także dla naszych ćwieczków.Ale podczas gdy tutaj właśnie rozlewa się iskrzące morze ćwieczków, o parę kilometrów dalej nie dostaniesz ćwieczka za skarby świata.Zdeprecjonowany gospodarczo, znikł ćwieczek ze sklepów.Jeśli chcecie wbić sobie ćwieczek w obcas albo wsunąć go bliźniemu swemu pod prześcieradło, daremnie szukać go będziecie.Nie ma go tak samo, jak w Czasławiu albo w Sianem nie ma morza.Och, gdzież wy jesteście, zacni kupcy dawnych czasów, którzy kupowaliście tanio tutaj, aby drogo sprzedać tam?! Biada, zniknęliście, albowiem oświeciła was łaska boża.Powstydziliście się swoich zysków i pozamykaliście swoje kramy, aby rozmyślać o braterstwie wszystkich ludzi i rozdawać wszystko, co macie i aby już nigdy, nigdy nie wzbogacać się przez dystrybucję, rzeczy wszystkim braciom w Bogu jednakowo potrzebnych.Gdzie nie ma ceny, nie ma rynku.Gdzie nie ma rynku, nie ma też dystrybucji.Gdzie nie ma dystrybucji, nie ma towaru.A gdzie nie ma towaru, wzrasta potrzeba, rosną ceny, rosną zyski, rośnie handel.Ale wy odwróciliście się od zysków i wzbudziliście w sobie nieodpartą odrazę do wszelkich rachunków w ogóle.Przestaliście spoglądać na materialny świat oczyma popytu, podaży, rynku.Z rękoma złożonymi do modlitwy podziwiacie piękność i obfitość świata.A tymczasem ćwieczki wyszły.Nie było ćwieczków.Tylko kędyś w dali gromadziły się ich niewyczerpane lawiny.I wy, piekarze, powychodziliście przed swoje kramy i wołaliście: „Pójdźcie ludkowie boży, pójdźcie, przez Chrystusa Pana, i bierzcie sobie bochenki i mąkę, kajzerki i rogaliki! Zmiłujcie się i bierzcie sobie darmo!” A wy kupcy towarów łokciowych wywaliliście sztuki sukien, weby i płócienek na ulicą i płacząc z radości krajaliście każdemu, kto przechodził obok po pięć czy dziesięć metrów i na Boga prosiliście, aby przyjęli podaruneczek tak skromny.I dopiero po opróżnieniu całego zapasu, padaliście w pustym sklepie na kolana i dzięki czyniliście Panu iż było wam dane stroić bliźnich swoich jako te lilie polne.Zaś wy, rzeźnicy i wędliniarze braliście na głowy swoje kosze z mięsem, i z serdelkami, i z parówkami, a chodząc od drzwi do drzwi, zapukaliście, zadzwoniliście, prosząc, aby każdy raczył wybrać sobie, co jego serce raczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]