[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aleto dla jej własnego dobra, pomyślał zaraz, otrząsając się zwyrzutów sumienia.Przejechał koniem na czoło powozu, sprawdzając stan kół iuprzęży, gdy nagły odgłos zbliżających się jeźdźców kazał mu sięodwrócić.Na podwórze wjechało trzech mężczyzn na wierzchowcach,których widok wywołał w panu Higganbothamie natychmiastowązazdrość.Pierwsi dwaj jeźdźcy byli bardzo postawni, ciemnowłosi iubrani na czarno.Ostatni był blondynem i miał delikatniejsząbudowę od swoich współtowa-rzyszy, a ponadto był bardzo modnie odziany, w ubrania zLondynu.Przybyli zatrzyfnałi się przed wejściem do zajazdu i jeden znich, ciemnowłosy, zeskoczył na ziemię, ściągając przy tym z głowykapelusz".Późne popołudniowe słońce padło na jego włosy, wktórych rńieniło się pasmo bieli.Pan Higganbotham zamrugał.Znał twarz tego mężczyzny, tenwyrazisty nos i podbródek.Ziemianin ruszył w stronę jeźdźców.- Witam panów! Nie chciałbym się narzucać, ale czy jesteściepanowie przypadkiem spokrewnieni z lordem MacLeanem?Mężczyzna stojący na ziemi posłał szybkie spojrzenie swoimkompanom i dopiero wtedy kiwnął głową.- Tak, jesteśmy.- Głos nieznajomego był niski i naznaczonyszkockim akcentem.- Gregor to nasz brat.Ja nazywam się HughMacLean, a to moi pozostali bracia, Alexander i.- Hugh kiwnąłgłową w stronę blondyna - Dougal.- Ależ ja znam pana Dougala.Robiłem z nim interesy.Nazywamsię Higganbotham.A od panów chciałbym się dowiedzieć, gdziemieszka lord Gregor, ponieważ pragnę mu podziękować za pomoc,jaką udzielił mnie i mojej córce.Dougal zeskoczył z konia i podszedł do rozmawiających.Jegozielone oczy jaśniały ożywieniem.- Powiedział pan, że Gregor panu pomógł?- Pomógł nam wszystkim.Utknęliśmy w pewnym zajeździe zpowodu śnieżycy, a on zadbał o naprawę powozów, jego ludzieopatrzyli ranne konie.Naprawdę był bardzo pomocny.Hugh pocierał czoło, jakby starał się coś zrozumieć.- Pomocny? Na pewno mówi pan o moim bracie? Tym zeszramą.Higganbotham przeciągnął palcem po lewej stronie twarzy.- Hm - mruknął Hugh, kręcąc głową ze zdumienia.- Aż trudnouwierzyć, że chodzi o niego.- Dlaczego? - zdziwił się Higganbotham.- Bo Gregor nas ogół nie jest skory do pomocy.Dougal wysunąłsię na przód.- Czy Gregorowi coś się stało.Miał jakiś wypadek, pochorowałsię? Może zranił się w głowę?- Ależ skąd.- Hm.To by wyjaśniało jego dziwne zachowanie, choć może topanna Oglivie tak go zmieniła.- Panna Oglivie? A kto to? Dougal wysoko uniósł brew.- Kobieta, mniej więcej tego wzrostu.- Dougal przyłożył dłoń doramienia.- Kasztanowe włosy? Szare oczy? Trochę przy kości?Powinna towarzyszyć Gregorowi razem z mężczyzną o imieniuRavenscroft.- No tak! Mówi pan o podopiecznych lorda MacLeana, pannieWest i o panu West.Zapadła pełna napięcia cisza.Potem odezwał się Alexander, który miał tak wściekły wyraztwarzy, że pan Higganbotham nieco się cofnął.- Proszę wybaczyć, ale nie wiem, czy dobrze usłyszałem.Wymienił pan nazwisko West?Ziemianin kiwnął głową, przyglądając się z niepokojem, jakbracia ponownie wymieniają się znaczącymi spojrzeniami.- Wydajecie się panowie zaskoczeni, co mnie trochę zastanawia.Kim jest ten Ravenscroft? I ta panna Oglivie? Nigdy o niej niesłyszałem, choć z panów opisu wynika, że jest podobna do pannyWe.- Och, niech sobie pan tym nie zawraca głowy, szanowny panie -rzekł Dougal, przerywając Higganbothamowi.- To tylko sprawyrodzinne, nic poważnego - dodał.- Ale proszę nam powiedzieć, czywie pan może, dokąd udał się nasz brat?- Pan West powiedział, że razem z panną West jadą do domu jejbabki w Sterling.- Znamy tę posiadłość - rzucił Alexander mało radosnymtonem.- To się dobrze składa - stwierdził Higganbotham, po czymzmarszczył brwi.- To jednak trochę dziwne, jak o tym teraz myślę.Wcześniej jakoś nie zwróciłem na to uwagi, ale pan West mówił oswojej babce tak, jakby nie był z nią spokrewniony.Dougal, wzruszywszy ramionami, odwrócił się, żeby zpowrotem dosiąść konia.Hugh uczynił to samo.- Tak się składa, że znam pana Westa i wiem, że to skończonyidiota.- Dziękujemy za pomoc - huknął Alexander, odwracając koniaw stronę drogi.Bracia poszli w jego ślady.- Zegnam pana! - zawołał Dougal przez ramię.- Zaczekajcie! - Pan Higganbotham rzucił się za braćmi, ale ciprzy wtórze tętnienia końskich kopyt, świadczących o pospiechujeźdźców, znikali już z widoku.Co się dzieje? Dlaczego MacLeanowie szukają brata? I dlaczegowydawali się zdziwieni, gdy usłyszeli o jego podopiecznych?Przecież jako bracia na pewno wiedzą o Westach.Higganbotham spojrzał w stronę zajazdu, żałując, że nie maprzy nim pani Bloom.Ona miała lepszy kontakt z rodzeństwem,podobnie jak Elizabeth.No właśnie! Córka może coś wiedzieć natemat tajemniczej panny West.Przecież dzieliła z nią sypialnię, akobiety mówią sobie różne rzeczy.Ziemianin pospieszył dopowozu i otworzył jego drzwiczki.Stwierdził, że córka nadal śpi,oddychając równomiernie.Wstrzymał swój własny oddech.Nie słyszał chrapania, aprzecież Elizabeth chrapała w czasie snu już od maleńkości.Nawetgdy spała na siedząco, chrapała i sapała, jakby walczyła o każdyoddech.Higganbotham sięgnął do płaszcza.Gdyby nie to, że wydawałosię to niemożliwe, pomyślałby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]