[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nogi mam opalone - podjęła tę idiotyczną konwersację, aby odwrócić jego uwagę.- bo zasnęłam wczoraj na basenie.- Za to płacę ci te bajońskie sumy? Żebyś sobie drzemała na brzegu mojego własnego basenu?- Ależ skądże! - Zrobiła krótką pauzę dla lepszego efektu.- Popływać sobie też popływałam.Rzucił jej grożące zgubą spojrzenie i nacisnął stopą wnętrze jej dłoni.- Bardzo dobrze, Adamie, doskonale.Jeszcze raz.- Przecież ten miał być ostatni.- Okłamałam cię.- Bezduszna jędza.- Pozbawiony charakteru gówniarz.I tak to się rozwijało.- Wszyscy nasi nauczyciele stale wydawali „achy” i „ochy” na temat stóp Elizabeth.Miała przepięknie wysklepione podbicie i te jej wykwintne nóżki, szlag by je trafił, bez przerwy były wystawiane na pokaz przed resztą klasy, coś, o czym my tylko marzyłyśmy.Doskonała mała baletnica o doskonalej sylwetce, więc oczywiście dostawała wszystkie solówki na pokazach.Kiedy tańczyła, nauczyciele mieli łzy w oczach.A ja zawsze tkwiłam gdzieś w tylnych rzędach.Z siodełkowate wygiętym grzbietem wyglądałam jak kaczka usiłująca zatańczyć „Jezioro łabędzie”.Nauczyciele płakali, kiedy występowałam, owszem, ale z zupełnie innego powodu.Opuszki jej palców, masujących plecy Adama, wyraźnie wyczuwały wibracje spowodowane wybuchem grzmiącego śmiechu.Był odprężony, co ją cieszyło, zwłaszcza że poddała go naprawdę ciężkiej próbie dzisiejszego ranka i jego muskuły aż drżały z wysiłku.- Kiedy zaczęłyśmy chodzić do szkoły średniej, mama zapisała nas na naukę tańca towarzyskiego.Elizabeth szybowała po sali niczym Ginger Rogers.A ja nie dość, że przewyższałam co najmniej o głowę wszystkich chłopaków na kursie, to jeszcze zaraz na pierwszych zajęciach oblałam sobie sukienkę ponczem.Jednym słowem, całkowita klęska w odgrywaniu damy.Wobec tego postanowiłam zostać klasowym klaunem.Wreszcie instruktorka zatelefonowała do mamy i zaproponowała, że zwróci jej pieniądze, byleby tylko zabrała mnie z grupy.„Destruktywny element”, zdaje się, że tak to dyplomatycznie określiła.- Chyba ci nieźle ulżyło, że nie musiałaś już tam chodzić.Ściągnęła brwi i stojąc tak ze zmarszczonym czołem, milczała przez dłuższą chwilę.- To nie tak.Po prostu dopisałam do listy porażek kolejną.Adam uniósł głowę, by móc spojrzeć na Lilah przez ramię.- Dlatego że nie zdzierżyłaś w szkółce tańca?- No tak, i z powodu tysiąca innych nieudanych wysiłków.Elizabeth była zawsze prymuską, a ja zawsze na drugim miejscu, zwykła solidna uczennica; wydawałam się sobie tak pozbawiona wyrazu, że celowo zdecydowałam ciągnąć ledwo na trójach.Tyle tylko, żeby zdać.Moja siostra, wzorowa uczennica, ulubienica nauczycieli, i ja: prawdziwa plaga.Cokolwiek by sądzono o Elizabeth, chciałam, by o mnie myślano dokładnie odwrotnie.- Bardzo ją o to obwiniałaś?- Ależ wcale.Kochałam i uwielbiałam.Po prostu bardzo wcześnie doszłam do wniosku, że nigdy jej nie dorównam, więc postanowiłam się gruntownie zmienić.Zwyczajnie obawiałam się, że w przeciwnym wypadku wtopię się w tłum przeciętnych i nikt mnie nie będzie zauważał.Zaśmiał się i powiedział:- Szczerze wątpię, byś mogła przejść nie zauważona.- Obróć się.Słuchaj, oszczędź mi tego jęczenia.Wiem, że jesteś w stanie to zrobić.I rzeczywiście.Wprawiwszy w ruch mięśnie ramion, a także bioder i ud - te, nad którymi przynajmniej częściowo odzyskał władzę - zdołał niemal bez jej pomocy przenieść się ze stołu do ćwiczeń na wózek, a następnie na łóżko.- No, to by było na tyle - oświadczyła, kiedy już wygodnie oparł się półleżąc na poduszkach.- Zanim wyjdę: potrzeba ci czegokolwiek?- Aha.Jest coś, czego bym potrzebował.- Uśmiechnął się bez żenady i po prostu jej powiedział.Zaczerwieniła się, chociaż sama przecież używała równie soczystych słów i nie stroniła od sprośnych żartów.- Tego nie robię - odparła.- Nigdy?- Nie z pacjentami.- Sama się zaofiarowałaś mówiąc „czegokolwiek”.Myślałam o przyniesieniu ci soku, jakiegoś czasopisma, pilota do telewizora.- A, jeśli o to chodzi: dzięki.- No to na razie.- Odwróciła się do drzwi.- Co cię tak gna? Dokąd idziesz?- Na zakupy.- Ale po co?- Potrzebuję paru rzeczy.- Jakich rzeczy?- Osobistych.- Na przykład?- Jakież to niedelikatne! Cóż, do widzenia.Popołudnie mi ucieka.- Bierzesz furgonetkę?- Samochód, który wypożyczyłam.- Weź furgonetkę, to pojadę z tobą.- Planuję parę przystanków po drodze - odparła kręcąc głową.- Zmęczysz się, zanim wszystko załatwię.- Nie, nie zmęczę się.- Owszem.A poza tym, chciałam spędzić godzinę albo dwie pomagając w centrum rehabilitacyjnym, jak już się uporam ze swoimi sprawami.- Ale co ze mną?- No co z tobą?- Długo cię nie będzie?- Nie wiem, Adam - powiedziała z rosnącą irytacją.- Zresztą, cóż za różnica?- Powiem ci, co za różnica - odparł ze złością.- To ja płacę tysiąc dolców na dzień i masz się mną opiekować.- Chyba zasłużyłam na wychodne za dobre sprawowanie, nie?- A kiedy ty się dobrze sprawowałaś?- Wy-cho-dzę - oświadczyła melodyjnie.- Nie wolno ci! - wykrzyknął za nią.- Mogę cię potrzebować.- Masz Pete’a, gdybyś czegoś potrzebował.Cześć.- Lilah?- Co?! - Odwróciła się z powrotem w kierunku łóżka, patrząc z pobłażaniem, ale i trochę niecierpliwie.- Nie pędź tak.- Wyraźnie zmienił taktykę.Przypochlebiał się, nie był już zły.- Pete jest na moje usługi, ale nie usiądzie tu przy mnie i nie porozmawia.- Rozmawialiśmy przez cały ranek.Wypstrykałam się ze wszystkich tematów.- To zagramy w trivial pursuit.- Zawsze się wtedy kłócimy.- Więc w pokera.- Nie fair.Zawsze wygrywasz.- Może w rozbieranego pokera?- Nie fair
[ Pobierz całość w formacie PDF ]