[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludzie z branży w całym stanie wiedzieli, że jeśli potrzebny jest fragment relacji filmowej z jakiegoś wydarzenia i nigdzie nie można znaleźć taśmy, to na pewno ma ją Van Lovejoy z San Antonio.Cały wolny czas spędzał na oglądaniu kaset.Dzisiejszego wieczoru z wielkim zainteresowaniem śledził nakręcony poprzedniego dnia fotoreportaż z rancha Rutledge’ów.Zaniósł, oczywiście, kasetę do studia, ale wcześniej zrobił kopię dla siebie.Nigdy nie był pewien, czy coś, co kręcił dawno temu, nie okaże się kiedyś potrzebne, i dlatego trzymał u siebie kopię każdego filmu.Tate Rutledge okazał się doskonałym obiektem do filmowania.Przystojny i elokwentny, uosabiał człowieka sukcesu.Ale takimi właśnie ludźmi Van gardził.Jednak gdyby miał głosować.Tate zdobyłby jego głos, ponieważ nie robił nic dla reklamy.Nigdy nie kłamał, nawet gdy wiedział, że to, co mówi, nie wszystkim się spodoba.Zdaniem Vana mógł przegrać te wybory tylko dlatego, że był za bardzo uczciwy.Reporter nie mógł oprzeć się wrażeniu, że z dzieckiem Tate’a jest coś nie w porządku.Dziewczynka była ładna, chociaż według niego wszystkie dzieci wyglądały tak samo.Nieczęsto filmował dzieci, ale kiedy już to robił, to zwykle zachowywały się zupełnie inaczej niż córeczka Rutledge’ów.Najczęściej przymilały się do filmującego.Robiły to zwłaszcza wtedy, kiedy interesowała je praca kamery.Chciały wszystkiego dotknąć i wszystko zobaczyć.Ta mała, przez cały czas dziwnie spokojna, nie robiła niczego na pokaz.W ogóle nic nie robiła, jeżeli jej nie kazano.Kiedy się poruszała, sprawiała wrażenie nakręcanej lalki.Liczyła się dla niej jedynie Carole Rutledge.Ona też szczególnie intrygowała Vana.Po raz kolejny przeglądał taśmę, którą nakręcił na rancho i w dniu, kiedy opuszczała klinikę.Doskonalę wiedziała, jak zachować się przed kamerą.Podczas kręcenia filmu musiał kierować zachowaniem Tate’a Rutledge’a i dziecka, ale żona przyszłego senatora sama wiedziała, co ma robić.Zawsze ustawiała się do światła i wyczuwała, w którą stronę powinna patrzeć.Miał wrażenie, że potrafiła przewidzieć każdy następny jego ruch.Jej twarz aż prosiła się o zbliżenia.Ruchy ciała miała płynne, a nie sztuczne i kanciaste jak większość amatorów.Była doskonała.Bez wahania mógł nazwać ją profesjonalistką.Jej podobieństwo do innej profesjonalistki, którą znał i z którą pracował, uderzało go niesamowicie.Od kilku godzin siedział przed konsoletą i studiował zachowanie Carole Rutledge.Jeżeli nawet popełniła jakiś niezręczny ruch, wyglądało to na jej świadome działanie.Celowo starała się ukryć swoją doskonałość.Wymienił kasetę na drugą.Chciał obejrzeć pewien fragment w zwolnionym tempie.Pamiętał tę scenę.Rutledge’owie szli we trójkę przez pastwisko.Tate Rutledge, z idącą obok żoną, niósł na rękach córkę.Van tak zaplanował ujęcie, żeby zachodzące za wzgórzami słońce oświetlało sylwetki.Zdawał sobie sprawę, że uzyska bardzo efektowne ujęcie.Oglądał tę scenę już po raz n-ty i wciąż go zachwycała.W końcu zobaczył to, co podejrzewał! Pani Rutledge odwróciła się i uśmiechnęła do męża.Dotknęła jego ramienia.Uśmiech zamarł na twarzy mężczyzny.Poruszył ramieniem - nieznacznie - jednak wystarczająco silnie, by strącić rękę żony.Gdyby Van nie oglądał taśmy w zwolnionym tempie, nie zauważyłby tego.Nie miał wątpliwości, że film zachwyci widzów.Carole i Tate Rutledge’owie będą wyglądać jak Ozzie i Harriet.A jednak coś niedobrego działo się w tym małżeństwie, podobnie jak i z dzieckiem.Van był z natury cynikiem.Nie zaskoczy go, jeśli to małżeństwo rozpadnie się lada chwila.Nie dałby za tę parę złamanego grosza.Jednak kobieta wciąż go fascynowała.Założyłby się, że tamtego dnia rozpoznała go, zanim zdążył się przedstawić.Van przywykł do obserwowania ludzkich reakcji i wyrazów twarzy.To nagłe rozszerzenie źrenic i przyspieszony oddech na pewno go nie zmyliły.Rysy twarzy i fryzura nieco się różniły, ale mimo to podobieństwo między Carole Rutledge a Avery Daniels rzucało się w oczy zdecydowanie.Ruchy i maniery Carole także się zgadzały.Zamyślił się.Nie potrafił odrzucić tej absurdalnej z pozoru możliwości.A jednak.a może to prawda?Kilka dni temu odwiedził w biurze Irisha.Usiadł w fotelu i zapytał:- Zdążyłeś obejrzeć taśmę, którą ci przyniosłem?McCabe, jak zwykle, robił dziesięć rzeczy naraz.Przejechał dłońmi po włosach.- Taśmę? Tę z Rutledge’ami? I czego się dowiedzieliście? - zawołał przez drzwi do przechodzącego reportera.- Co o tym sądzisz? - zapytał Van, kiedy Irish znowu spojrzał na niego.Od czasu, gdy zabrakło Avery, która go pilnowała, Irish wrócił do palenia.Wyglądało to tak, jakby nadrabiał stracone chwile.Zapalił drugiego papierosa i odezwał się przez kłęby dymu:- O czym?- O taśmie - przypomniał Van.- Dlaczego pytasz? Czyżby brakowało ci pochwał?- O Boże! - mruknął Lovejoy i podniósł się.Irish dał mu znać, żeby usiadł z powrotem.- Na co miałem zwrócić szczególną uwagę?- Kobieta.McCabe odchrząknął.- Czyżby ci się spodobała?Van pamiętał, że poczuł się wtedy urażony.Nie rozumiał, dlaczego przyjaciel nie zauważył podobieństwa między Carole Rutledge a Avery Daniels.Z drugiej strony Van uświadomił sobie, jak bezsensowne były jego przypuszczenia.W końcu nikt nie znał Avery lepiej niż Irish, który pamiętał ją od dziecka.Wbrew logice reakcja McCabe’a utwierdziła Vana w przekonaniu, że ma rację.- Myślę, że ona jest bardzo podobna do Avery.Irish nalał sobie filiżankę kawy.Spojrzał szybko na Vana.- Co w tym nowego? Ktoś mówił już o tym, gdy tylko Rutledge zaczął pokazywać się z żoną.- Chyba mnie przy tym nie było.- Albo nie słuchałeś.- Możliwe.Irish wrócił za biurko i usiadł ciężko.Pracował teraz ciężej niż kiedykolwiek.Wszyscy to zauważyli.Pracą zabijał smutek.Jako katolik, nie mógł popełnić samobójstwa, ale mógł zabić się zbyt wiele pracując, zbyt wiele pijąc i paląc i za bardzo się denerwując.Do tej pory przed tym wszystkim strzegła go Avery.- Czy sprawdziłeś, kto przysłał ci jej biżuterię? - zapytał Van.Irish mówił mu o tym dziwnym fakcie.Przypomniał sobie jego słowa, gdy stanął oko w oko z Carole Rutledge.- Nie.- Irish zamyślony potrząsnął głową.- W ogóle próbowałeś?- Zadzwoniłem do paru osób.Najwyraźniej nie chciał o tym mówić.Van był uparty.- I?- Dorwałem jakiegoś głupka, który powiedział, żebym nie zawracał mu głowy.Dodał, iż po tej katastrofie było tyle zamieszania, że wszystko mogło się wydarzyć.„Na przykład zamiana ciał?” - pomyślał Van.Chciał zadać to pytanie, ale zrezygnował.Irish robił, co mógł, aby się pozbierać po śmierci Avery, i wciąż jeszcze nie był w najlepszej formie.Nie potrzebował bzdurnej hipotezy Vana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]