[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kiedy?.O zwykłej porze?- Nie, nie, jakąś godzinę później.Gdzieś tak o wpół do ósmej, jeśli możesz.Będę musiał przygotować mnóstwo rzeczy.Jenny zebrała się na odwagę:- To pytanie, które mi zadasz.Czy to będzie coś miłego?Spojrzała na niego.Jon nie spuszczał z niej oczu.W jego spojrzeniu było coś.coś takiego.Przebiegi ją dreszcz.Ręce zaczęły jej drżeć.Jon podszedł do niej, cały czas patrząc prosto w oczy, ujął ją pod brodę i ustami musnął lekko jej usta.Uśmiechnął się.- Nie pozostaje mi nic innego, jak mieć na to nadzieję, moja śliczna - powiedział cicho, z mocą.Potem wziął ja za ramiona i odwrócił łagodnie w kierunku wyspy.- A teraz idź już, kochanie.Do zobaczenia wieczorem.Poszła jak lunatyczka, potykając się po drodze.Nawet nie zauważyła, kiedy weszła do domu.Opadła na swój wiklinowy fotel na biegunach i długą chwilę siedziała bez ruchu.Stopniowo nabierała pewności, w końcu powiedziała głośno:- Ależ on chce mnie spytać, czy za niego wyjdę!Była zła na siebie, że z taką łatwością daje sobą kierować.Odepchnęła się nogami, fotel bujał się coraz szybciej i szybciej.Zaczęła w niej narastać jakaś niezwykła determinacja.- Dobrze! A więc się zdziwi.Odpowiedź będzie brzmiała: nie!Zła była nie na żarty.Zdecydowała, że w ogóle do niego nie pójdzie.Ale kiedy ochłonęła nieco i zastanowiła się, doszła do wniosku, że jednak muszą wreszcie ze sobą porozmawiać jak dwoje dorosłych ludzi.Zamaszyście otworzył drzwi szafy.- Jak chce uroczyście, to będzie miał uroczyście - syczała przez zęby.Wywlokła na środek pokoju ciężką torbę podróżną i wyjęła z niej swoją ulubioną sukienkę - bardzo elegancką, krótką, jedwabną, w kolorze akwamaryny.Zaczęła się szykować.Najpierw więc długa, niespieszna kąpiel.Potem dokładny, precyzyjny manicure i pedicure.Gdy się ubrała, zasiadła przed lustrem, aby umalować twarz.Wygładziła suknię w talii i dłońmi uniosła swe bujne piersi, by materiał dobrze się na nich ułożył.Była zadowolona ze swego wyglądu.Wyciągnęła z szafy parę srebrnych sandałków na wysokim obcasie, ale nie włożyła ich.Na razie weźmie je w rękę, a pójdzie w swych zwykłych, skórzanych japonkach.Mogła się starać, by Jon McCallem wybałuszał na nią oczy, ale nie będzie sobie przecież łamać nóg!Jon czekał już na nią.Siedział przy oknie i wypatrywał jej na ścieżce biegnącej wzdłuż brzegu.Ale Jenny przyszła inną drogą.Zobaczył ją nadchodzącą od strony plaży.Była olśniewająco piękna, wyglądała jak Wenus wyłaniająca się z morskiej piany! Zatrzymała się przed domem i włożyła sandałki.Jon aż jęknął z zachwytu.„O Boże! - myślał - jakżeż ja sobie poradzę? Ależ będę przed nią dygotał przez cały wieczór!”Wziął głęboki oddech i poszedł otworzyć drzwi.- Jenny - wyciągnął do niej obie dłonie - jesteś absolutnie, ale to absolutnie zachwycająca! Uśmiechnęła się, zadowolona.Jon miał na sobie perłowoszare spodnie i jasną jedwabną koszulę z długimi rękawami, rozpiętą na piersi.- Jesteś dziś bardzo przystojny, Jonny - powiedziała.Pochylił się, by pocałować ją w policzek.- Mmm, pachniesz bardzo apetycznie - był to oczywiście komplement, ale i zarazem pretekst, by pocałować ją jeszcze raz.Jenny poczuła mocny aromat jego wody po goleniu.Odstąpił od niej i obejrzał ją od stóp do głów.- Och, Jenny! - zawołał.- Aż mi dech zapiera w piersi.Twoja uroda jest po prostu olśniewająca! Zachwyt i komplementy Jona upajały ją i wprawiały w lekkie, ale miłe zakłopotanie.Weszła do środka i powiedziała skromnie:- Dziękuję ci.Duży pokój Westonów pogrążony był w blasku świec: sześciu dużych na kominku, trzech cieńszych na małym stoliku do kawy i jednej na stole, pośrodku kunsztownej kompozycji z polnych kwiatów i ziół.W kominku płonął ogień; migotliwe iskierki tańczyły na kryształowym szkle kieliszków i srebrnej zastawie.Jenny patrzyła na to wszystko z podziwem.- Jonny, przeszedłeś samego siebie - powiedziała.Zasiadła przy nakrytym śnieżnobiałym obrusem stole.Jon odkorkował butelkę dobrze schłodzonego szampana i napełnił kieliszki.Spojrzał w oczy Jenny i rzekł, uśmiechając się lekko:- Za początek tego wieczoru.Obyśmy się czuli swobodnie i byli szczęśliwi.Szampan był wyśmienity, nalali więc sobie po jeszcze jednym kieliszku.Serce Jenny waliło jak młotem, Jon natomiast uznał, że pierwsze lody zostały przełamane; czas teraz roztoczyć przed gościem uroki kuchni.Najpierw przystawka: ostrygi w skorupkach.Sprowadził je ze znanej restauracji w Minneapolis.Jenny była zdumiona:- Boże! To musiało kosztować fortunę!Odparł skromnie, że istotnie tak było i że choćby dlatego powinna je zjeść ze smakiem.Zaświtała jej pewna myśl.Przełknęła pierwszego mięczaka, otarła usta serwetką, lecz nie mogła powstrzymać uśmiechu, który przerodził się w niepohamowaną wesołość.- Kto wie, może warto było.Ostrygi są przecież afrodyzjakiem.- W odpowiedzi Jon mruknął coś tylko, a zaśmiała się głośno.Potem przyszła pora na kolejne dania, których spożywaniu towarzyszyła lekka w tonie, acz powściągliwa konwersacja.Jenny była oczarowana swym przystojnym gospodarzem.O dziewiątej, kiedy na dworze było już niemal zupełnie ciemno, Jon podał wspaniały, soczysty chateaubriand z maślano - ziołowym sosem.Wstali od stołu jakąś godzinę później; Jon z galanterią odsunął Jenny krzesło i poprowadził ją do stojącej naprzeciw kominka kanapy.Posadził ją, zręcznie odsunął nieuprzątnięty stół, na jelenią skórę, leżącą przy ogniu, rzucił miękki jasiek; inne jaśki położył na kanapie.Jenny rozparła się wygodnie.Jon sięgnął po rżniętą kryształową karafkę z brandy i dwa pękate pucharki.Usiadł przy dziewczynie, poprosił, by zdjęła obuwie i czuła się jak u siebie, po czym sam zzuł buty.Nalał do kieliszków i podał jeden z nich Jenny.Siedzieli w ciszy i półmroku, zapatrzeni w buzujący wesoło ogień.W pokoju zapanowała jakaś domowa, intymna atmosfera.Jon zerknął na Jenny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]