[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– O rany! Co za popieprzony bandyta – zdziwiła się dziewczyna z małymi ustami.– To jakiś językoznawca.Założę się, że zna wszystkie aktualne wyrażenia slangowe.Jakiś filolog.Jestem pewna, że zna także wszystkie błędy językowe, kolokwializmy, pułapki słowne, pseudonimy i wulgaryzmy.Rzeczywiście.no, no.„jaszczurka wojownika”.„Cholerni gówniarze z uniwersytetu – zasępił się policjant – zawsze próbują zrobić z ciebie głupka.Też mogłem iść na uniwersytet, ale musiałem pracować.Te pieniądze.Zawsze mają pieniądze.A ta mała suka.”Kierowca zachichotał.– Chcesz powiedzieć, Mella, moja droga, że ten tutaj podejrzewa nas o używanie nielegalnego boliwijskiego narkotyku, zwyczajowo nazywanego Guerrera-Tuera?Ostatnie słowa wymówił rozwlekle, co zabrzmiało jak: „głuehrreerra-uh tuu-eerruh”.Odezwał się Brillo:– Po przejrzeniu moich taśm semantycznych nie znalazłem słowa „gu-errera-tuera” jako odpowiednika dla wyrażenia „jaszczurka wojownika”.Wprawdzie guerrero w języku hiszpańskim znaczy tyle co „wojownik”, ale najbliższe z możliwych słów o podobnej wymowie – guerra – tłumaczy się jako „wojna”.Ani guerrera, ani tuera nie pojawia się w języku hiszpańskim.Jeżeli tu era jest gatunkiem jaszczurki, to nie wydaje mi się, żebym znalazł.Polchik słuchał, oniemiały.Na barkach czuł nieznośny ciężar.Wszyscy byli przeciw niemu.Te dzieciaki, ten wstrętny robot.Wszyscy urządzali sobie zabawę, robili sobie z niego jaja.Robili sobie cholerne jaja!– Wykładać wszystko dalej – to było skierowane do grupki młodych.Zdumiał się słysząc swój głos jako serię krótkich szczęknięć.– Testy krwi i oddechu muszą być zlecone.– Nie wtrącaj się do tego!– Wracamy do domu z imprezy – powiedział chłopak z kosmykiem skalpowym.Dotąd się nie odzywał.– Pojechaliśmy skrótem i zabłądziliśmy.– Pewnie – Mike był zgryźliwy – zabłądziliście w sam środek Manhattanu.Nagle spostrzegł małą zieloną buteleczkę wystającą z torebki należącej do dziewczyny ostatniej z szeregu.– Co to jest?– Lekarstwo – odpowiedziała pośpiesznie.Zbyt pośpiesznie.Wszyscy skamienieli.– Pozwól mi to obejrzeć – głos policjanta był nienaturalnie spokojny.Wyciągnął lewą rękę.Uwaga wszystkich skupiała się jednak na prawej ręce Mike’a.Spoczywała na pistolecie.Dziewczyna wyciągnęła z masy różności, leżących na bagażniku, różowy pojemniczek.Wyraźnie się ociągała.W końcu podała mu do ręki.Brillo zaproponował pomoc.– Jestem wyposażony w sensory chemiczne i odpowiedni zestaw taśm w banku pamięci.Mogę przeprowadzić analizę chemiczną podejrzanego leku.Cała szóstka wpatrywała się milcząco w robota.Wydawała się być przerażona obecnością maszyny.Polchik wyciągnął pojemniczek w kierunku Brilla.Ten wcisnął kolorowy guzik na lewym przedramieniu.Z jego klatki piersiowej wysunęła się płytka.Nikt się jej tam nie spodziewał.Położył na niej buteleczkę i płytka wsunęła się z powrotem.Robot zaczął brzęczeć.– Nie musisz otwierać pojemnika? – spytał Polchik.– Nie, proszę pana.– Och!Robot ciągle brzęczał.Mike czuł się bardzo głupio, stojąc i patrząc.Po dłuższej chwili dzieciaki zaczęły się uśmiechać, potem szczerzyć zęby, potem otwarcie rechotać i szeptać między sobą.Dziewczyna z małymi ustami chichotała złośliwie.Mike poczuł się między nimi jak niezdarny i pryszczaty piętnastolatek.To było jak beczka śmiechu.Stał obok tych długonogich dziewczyn z uniwersytetu i czuł, że gardzi tymi wszystkimi gówniarzami.Gardzi z powodu pieniędzy, samochodów, modnych ubrań i narkotyków.A główny powód: to ich pewność siebie.On, Mike Polchik, pracował ciężko – przeciągał wołowe półtusze z ciężarówek do masarni swego ojca.Inni w tym czasie zabawiali się swymi elektrycznymi samochodami.Wyrzucił z myśli wspomnienia, a całą swą złość i całe rozgoryczenie zwrócił w stronę metalowego idioty, który ciągle brzęczał obok.– Okay.Jak długo to jeszcze potrwa?– Tsss.– syknął kierowca i zaczął przewracać oczami.Polchik zignorował go.Nie podobało mu się to wszystko.– Jestem szybką jednostką, proszę pana.Eksperymentalny model X-44.Mój główny mechanizm, Jednostka Centralna AA, została tak zaprojektowana w laboratoriach Universal Elektronics, że potrafi wykonać tę czynność w czasie poniżej jednej minuty.– Dobrze.Śpiesz się.Chcę szybko zabrać stąd tych długowłosych.– Guue-rare-ah tuu-err-ah – odezwał się „kosmyk skalpowy” nieprzyjemnym szeptem.Rozległ się dźwięczny ton i płytka w klatce piersiowej robota opadła.Maszyna wyjęła plastikową buteleczkę.Wręczyła ją dziewczynie.– Co ty wyprawiasz?– Analiza potwierdziła to, co zaświadczyła ta młoda dama.Jest to zwykły lek stosowany w przypadkach zatkania nosa lub kataru na tle alergicznym.Policjant nie odezwał się.– Jesteście wolni – powiedział robot.– Proszę nam wybaczyć.Po prostu wykonujemy swoją pracę.Dziękuję.Mike chciał zaprotestować.Wiedział, że ma rację, ale tamci już chwycili swoje rzeczy.Nawet nie przeszukał samochodu, gdzie trzymali na pewno to świństwo.Wiedział jednak, że byłoby to bezcelowe.Był tylko pionkiem, „świnią” w tym eksperymencie.On, nie robot.Taka była bolesna prawda.Czuł, że gdyby się wmieszał, zmienił decyzję robota, to dorzuciłby tylko kolejny kamyk do tego stosu, który maszyna uzbierała na niego: brak opanowania, przyjmowanie prezentów od miejscowych sklepikarzy, incydent z Kyserem.A teraz to.Nagle Mike Polchik zapragnął wrócić, zdać ekwipunek, podpisać co trzeba i wrócić do domu.Do łóżka.Ciepły dywan i tak dalej.Po prostu do łóżka.Wszystko dlatego, że jeżeli nastaną te metalowe rzeczy, a to się nieuchronnie zbliżało, on będzie zbyt zmęczony, by dotrzymać im kroku.Patrzył, jak młodziaki, gwiżdżąc i wyśmiewając się z jego bezsilności, ładują się do samochodu.Dziewczyny pokazywały uda włażąc górą.Kierowca ruszył i szybko odjechał w górę Alei.Po chwili zniknęli z oczu.– Rozumiecie, posterunkowy Polchik – powiedział Brillo – że bezpodstawne aresztowanie naraziłoby nas obu na poważne.Ale policjant był już daleko.Szedł z pochylonymi ramionami – ciężar ekwipunku i pięciu lat w policji to było zbyt wiele dla niego.Robot zabrzęczał (rodzaj dźwięku, jaki wydają elektryczne zegary) i podążył za człowiekiem.Utrzymywał czujność i obserwował okolicę skrytą w ciemnościach przedświtu.Nie potrafił wyliczyć rozpaczy.Został zbudowany do służby.Zaprogramowany, żeby chronić społeczeństwo.I robił to.Robił cały czas, również w drodze powrotnej do komendy.✶ ✶ ✶Polchik siedział przy pokiereszowanym biurku i pracowicie pisał raport na wyeksploatowanej maszynie IBM Selectric.Był chory ze złości.Po drugiej stronie pokoju Reardon grzebał we wnętrzu metalowej masy Brilla.Używał specjalnych narzędzi z maleńką lampka na końcu każdego z nich.Młody urzędnik od burmistrza, który przyglądał się temu, wyglądał na kompletnie zaspanego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]