[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zasięg własnych maszyn symbolizowały również okręgi wokół francuskich i niemieckich lotnisk na wybrzeżach.Okręg zakreślony wokół „George Washington” zaczynał już dotykać niemieckiego wybrzeża w okolicach Wilhelmshaven.Gibierge sprawdził, która godzina i nachylając się ku Desabc szepnął: - W tej chwili rozpoczęliśmy atak, panie ministrze.Jak dobrze pójdzie, przyłapiemy Amerykanów na gorącym uczynku, kiedy zaczną wysyłać bombowce.- Jak to, nie zauważą nas wcześniej?Admirał zrobił triumfującą minę.- Naszą formację bombową ochrania specjalna grupa samolotów zagłuszania radarowego.Możemy ukryć zarówno nasz start, jak i przelot.Kiedy Amerykanie zorientują się w końcu, co się dzieje, będziemy już nad nimi.Gibierge oblizał się jak głodny wilk.- Proszę zauważyć, panie ministrze, że alianckie siły postępują dokładnie tak, jak przewidywałem.Brak wyobraźni, nieprawdaż? A za brak wyobraźni przychodzi czasem drogo zapłacić.Pierwszy Mustang, operacja „Odważnik”, przestrzeń nad lotniskowcem USS „George Washington”Wysoko nad falami Morza Północnego zaczęła już krążyć dobra setka samolotów.Aluminiowa chmara powiększała się z każdą chwilą, w huku silników i kłębach pary z katapult na pokładzie startowym lotniskowca.Dziesięć tysięcy metrów nad lustrem wody komandor lotnictwa morskiego, Rudy Mann, obserwował, jak maszyny dywizjonu tworzą szyk bojowy.Do tej pory wszystko szło jak w zegarku, ale nie było to ostatecznie niczym niezwykłym.Sformowanie szyku było zaledwie wstępem do atrakcji, jakie czekały pilotów dywizjonu jeszcze przed drugim śniadaniem.Młoda twarz Manna zniknęła całkowicie za zasłoną hełmu, maski tlenowej i przyciemnianej przyłbicy.Tylko rzednące i zwyczajem wielu pilotów przystrzyżone na jeża włosy zdradzały, ile lat liczy sobie naprawdę komandor.Po trzydziestce zwykle obejmowało się dowództwo dywizjonu, albo szło się szukać innej pracy.W wypadku Manna ta druga ewentualność nie wchodziła w rachubę: zbyt wiele lat zaliczył z sukcesem za sterami Hornetów.Myśliwiec bombardujący F/A-18Hornet Manna miał najkrótszy zasięg, a co za tym idzie, startował zwykle na końcu.Nie to, by dywizjon tych maszyn miał jakikolwiek kłopot z doścignięciem reszty amerykańskiej formacji bombowej.- Tu Bizon! - rzucił Mann, po raz ostatni omiatając wzrokiem przyrządy.- Wszystkie Mustangi, zwrot na kurs zero osiem pięć!Oglądając się przez ramię znów spojrzał, jak jedenaście pozostałych maszyn dywizjonu podąża za pierwszą.Nowy kurs pozwalał im szybko dogonić resztę formacji.Nawet lecąc ze stateczną prędkością 370 węzłów - prawie 700 kilometrów na godzinę - każdy Hornet miał przewagę niemal dwustu kilometrów na godzinę nad resztą maszyn.W przezroczystym powietrzu ranka Mann dostrzegł wokół siebie całe tuziny samolotów z pokładów „George’a Washingtona” i „Theodore Roosevelta”.Tworzona przez nie formacja nosiła kryptonim Alfa, a stosowano ją przy nalotach na cele lądowe.Do zwalczania celów morskich ustawiano się w formację Sierra.Wielkość formacji zależała tylko od ważności celu, no i determinacji, by go zniszczyć.Tym razem formacja Alfa oznaczała koszmarny tłum samolotów.Admirał Ward przez pół dnia tasował samoloty z obu lotniskowców w taki sposób, by wszystkie maszyny rzeczywiście lecące na Wilhelmshaven znalazły się na pokładzie„Washingtona”.Myśliwce z „Roosevelta”, który trzymał się wciąż poza zasięgiem nieprzyjaciela, miały służyć jako eskorta grupy.Eskortą lotniskowców z kolei miały stać się brytyjskie Tornado i amerykańskie F-15 oraz F-16 z baz lądowych w Wielkiej Brytanii.Gdyby wszystko potoczyło się zgodnie z planem, po akcji poszczególne grupy formacji miały lądować już na macierzystych lotniskowcach.Dywizjon Manna był jednym z czterech ugrupowań Hornetów.Wyznaczono mu miejsce na czele formacji, na lewej flance.Między F/A-18 komandora leciała szóstka samolotów zagłuszania radiolokacyjnego, rozprzestrzeniając dookoła elektroniczną mgłę.Niżej, w jeszcze dalszej odległości od głównej grupy, ciągnęły dwa klucze maszyn typu A-6 Intruder z rakietami Harpoon do zwalczania okrętów.Ich zadaniem było zatopić wszystkie jednostki morskie przeciwnika, jakie napotkają na swej drodze.Dowódca grupy lotniczej z „George’a Washingtona” leciał na pokładzie jednego z pary E-2Hawkeye, która towarzyszyła formacji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]