[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Julia chciała coś powiedzieć, ale tylko głęboko odetchnęła i nie odezwała się.Znowu stukała o siebie paznokciami kciuków.– No cóż, będziesz musiał zabrać mnie tam kiedyś na obiad – powiedziała w końcu.– Chyba macie tam niezły tłok.Farrell spojrzał na zegarek.– Kolacja.Punkt E.Obrady konferencji na wysokim szczeblu zostaną wznowione po saskimi i sake w „Domu Półksiężyca”, kropka, ruszamy w tan.Julia jednak już odwracała swoje krzesło i obracała rysunek, by naszkicować siatkówkę pod innym kątem.– Joe, nie mogę nigdzie iść, będę nad tym siedziała całą noc.Zadzwoń do mnie jutro.– Ugotuję – powiedział Farrell.Czuł dziecinną niechęć przed pozostawieniem jej w spokojnej, ciepłej otoczce pracowni i wyjściem na mrok z myślami nadal rojącymi się od cieni.– Masz rybę w zamrażarce, zrobię ją w sosie cytrynowym.Ty pracuj, o nic się martw.Przygotuję filety w sosie cytrynowym i pyszną sałatkę z pomarańczami i cebulką.Masz świeży czosnek?Julia wstała, podeszła do niego i włożyła mu dłonie we włosy.– Kochanie, idź do domu – powiedziała łagodnie.– Tego teraz właśnie chcę.Nie jestem głodna i zamierzam pracować w nocy, a naprawdę trudno mi się pracuje, gdy ktoś jest w domu.Z mężczyzną są zawsze kłopoty.– Nigdy nie było z tym kłopotu.– Odgłos skargi w głosie ponownie ożywił w nim dziwny niepokój.– Gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy, malowałaś martwą naturę; w środku przyjęcia.W kuchni, na Boga, ludzie kręcili się tam i z powrotem, obściskiwali się, przygotowywali drinki, z piekarnika śmierdziało, jakby ktoś przeprowadzał analizę moczu domowym sposobem, a ty jadłaś jabłko i malowałaś, nie zwracając zupełnie na nic uwagi.Pamiętasz? Zdaje się, że szukałem papierowych ręczników.Całej rolki papierowych ręczników.– Miałam osiemnaście lat, co mogłam wiedzieć? – odparła Julia.– Idź do domu, Joe.Właśnie tego teraz chcę.Rysunek musi być gotowy na jutro rano, ponieważ ktoś go potrzebuje.Lady Murasaki, ta przestraszona, popisująca się dziewczyna, jest na weekendy, specjalne okazje, zawsze, gdy jej potrzebuję.– Potem pocałowała go, gryząc w dolną wargę i delikatnie potrząsając jego głową.– A nadal jej potrzebuję – powiedziała – co jakiś czas.Być może z Benem jest tak samo.– Co z Benem? – zapytał Farrell.– Muszę z nim porozmawiać, muszę zrobić coś z Benem.Co, u diabła, według ciebie powinienem zrobić?Przez chwilę dłonie Julii zacisnęły się na jego karku, chłodne jak młode listki, ale trzymały go na tyle mocno, że mógł wyczuć stwardnienia na palcach powstałe, kiedy rysowała.– Zadzwoń do mnie z pracy – powiedziała tylko i ponownie go pocałowała, a po chwili, równie zgrabnie jak Sia zawsze oczyszczała jego pamięć lub Nicholas Bonner oczyszczał gardło, uśmiechali się do siebie przez składane drzwi.On jednak odwrócił się pierwszy i nigdy nie dowiedział się, jak długo Julia stała potem jeszcze oparta o framugę.Para wczesnych gwiazd migotała nad Waverly, gdy wsiadł do Madame Schumann-Heink, żałując, że właśnie nie zjawił się przed domem Julii i zastanawiając się, co powie Benowi.Nie mogę tam wrócić, dopóki czegoś nie wymyślę.Ostatecznie oddalił się od uniwersyteckich uliczek, zjechał w dół Gould, minął autostradę i dotarł prawie nad zatokę.Tam, w barze niewiele większym od przyczepy kempingowej, zjadł żeberka i kiełbaski tak ostre, że mogły przyprawić o podwójne widzenie i wypalić polipy.Wystrój tego miejsca był taki sam, jak za jego studenckich czasów: oprawione rozkłady jazdy, podpisane fotografie znanych grup wokalnych; kłótliwe córki kłótliwego czarnego małżeństwa nadal wrzeszczały na siebie w kuchni.Farrell uznał to za niezmiernie krzepiące i objadł się za wszystkie czasy.Stał przed wejściem, ostrożnie wciągając powietrze, by sprawdzić swe wypalone na popiół zatoki, gdy usłyszał prawie przy uchu chrapliwy, przyjazny głos:– Hej tam, Rycerzu Duchów i Cieni.Farrell odwrócił się.Ku niemu szedł mężczyzna, którego znał jako Saracena Hamida ibn Shanfara, w towarzystwie Lovity Bird i dwóch muzyków.Jeden był wysoki z długimi, przerzedzonymi, brązowawymi włosami i wyrazem ospałej cierpliwości flamandzkiego św.Antoniego.Drugi przypominał szczęśliwego satyra, rudobrody i o krzywych nogach.Skłonili się przed Farrellem w przyćmionym świetle żeberkowej speluny, gdy Hamid dokonał prezentacji.– To jest Messer Matteo dei Send, a to mauvais sujet, generalnie nic nie warty typ, brat Feliksa Arabii.Farrell odkłonił im się i zapytał, dokąd się wybierają.– Na zajęcia z walki bronią – odpowiedział wesoło Hamid.– Chodź z nami.W telewizji i tak dziś nic nie ma poza gotowaniem i wyprowadzaniem psów.– Walki z bronią – powtórzył Farrell.– To brzmi jak szczęk miecza o pawęż.Jak drżenie kopii.Poddaj się, tchórzu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]