[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wróciliśmy więc spoglądając od czasu do czasu ze złością na puste morze.Z nastaniem nocy dotarliśmy w pobliże jednego z tych wielkich podziemnych garaży, w którym wciąż parkowało tysiące pojazdów ustawionych w równych rzędach jak do defilady.Legowisko urządziliśmy sobie w jakimś antycznym samochodzie, który miał wystarczająco dużo miejsca dla nas dwóch.Huon zajął się kiełbasą i winem, które zapobiegliwie zabrał ze statku, a ja zadowoliłem się jak zwykle koncentratem ze skafandra, którego zaczynałem mieć szczerze dosyć.Potem zgasiłem latarkę i siedzieliśmy po ciemku starając się zasnąć.Wszystkie koszmary przeżyte w ostatnich dniach zaczęły defilować mi przed oczyma i po raz pierwszy od wylądowania na tej planecie miałem ochotę użyć alarmowego nadajnika mojej kapsuły i wezwać na pomoc Pentosera.Miałem już szczerze dość robienia za głupiego, starając się rozwiązać niesamowite zagadki.Dotąd miałem wrażenie, że kontroluję sytuację dzięki licznym gadgetom mojego skafandra, ale po wizycie w tym mieście i znalezieniu dowodów świadczących o tym, że cała cywilizacja zginęła bez śladu, zaczynałem wątpić czy mam jakiekolwiek szansę ujść cało z tej olbrzymiej planetarnej pułapki.Nie miałem żadnego pomysłu na wydostanie się z wyspy.Moja kapsuła mogła zostać z łatwością przechwycona w drodze do mnie, a była dla mnie jedynym sposobem powrotu do swoich.Wreszcie zdecydowałem się zażyć pastylkę nasenną, postanowiwszy odczekać jeszcze jeden dzień z wezwaniem kapsuły i z przyznaniem się do nie wykonania zadania.Spałem jak kamień i dopiero nad ranem obudził mnie jakiś lekki zgrzyt.W tym pustkowiu nawet szept brzmiał jak grzmot, więc od razu zerwałem się na równe nogi trzymając w pogotowiu broń i latarkę.Huon również zerwał się jak sprężyna i wyciągnął sztylet.Obaj byliśmy przeświadczeni, że za chwilę zaatakuje nas legion rozwścieczonych diabłów.Okazało się, że zaatakował nie tyle nas, co torbę z kiełbasą Huona, tutejszy szczur.Obaj wybuchnęliśmy śmiechem, który miał tę zaletę, że pozwolił nam rozładować napięcie.Zwierzę natomiast zupełnie nie przejmowało się naszą obecnością, najwidoczniej nigdy nie miało do czynienia z ludźmi.Jego wydłużony nos zakończony białymi wąsami dawał mu przebiegłą minę i muszę przyznać, że z zadowoleniem przywitałem wreszcie coś żywego w miejsce tych tysięcy szkieletów.Przyglądał nam się przez dłuższą chwilę i wreszcie doszedł do wniosku, ze nasze towarzystwo niezbyt mu odpowiada.Odszedł lekkim truchtem w swoją stronę.Ciekaw byłem, skąd się tu wziął.Musiał go przywieźć jakiś statek, albo może po prostu dostał tu się z wraków na jakimś kawałku drewna.Z ciekawością obejrzałem karoserie pojazdów, w których schował się ten jedyny żywy przedstawiciel fauny.Były to duże maszyny przeznaczone do przewozu kilkudziesięciu osób.Miejsce ich zaparkowania wskazywało na dawną stację przesiadkową.Za nimi, ku swemu zdziwieniu odkryłem przestronne wejście do podziemi z wieloma taśmami transporterów opadającymi spiralnie pod ziemię.Z dołu unosiło się ciepłe powietrze i dostrzec można było lekką poświatę.Czyżbym wreszcie natrafił na jakieś działające urządzenia? Stawało się to coraz ciekawsze.Wróciłem do Huona i powiedziałem mu o moim pomyśle zwiedzenia podziemi.Nie wyglądał na zachwyconego, ale z dwojga złego wolał iść ze mną niż czekać samemu na mój powrót.Wierzchowce posuwały się w dół po transporterach bez żadnych przeszkód.Nasz przyjaciel szczur zniknął na dobre i powróciła ponownie stara cisza.W miarę jak schodziliśmy niżej temperatura stawała się coraz niższa i coraz częściej czuliśmy na twarzy ożywczy wiaterek.Najwyraźniej urządzenia klimatyzacyjne wciąż były sprawne.Może nawet spotkamy tych, co przeżyli katastrofę, schronieni pod osłoną tuneli?Huon musiał myśleć o tym samym, bo nie zdejmował ręki z rękojeści miecza i przez cały czas bacznie rozglądał się dookoła starając się wychwycić najmniejszy szmer.- Słuchaj Aucassin
[ Pobierz całość w formacie PDF ]