[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Smoczatko, wczepione pazurkami w jego przedramie, podstawilo kark podglaszczaca dlon.- Chaos i Lad - usmiechnal sie Villentretenmerth.- Pamietasz, Geralt? Chaos toagresja, Lad to obrona przed nia.Warto pedzic na koniec swiata, byprzeciwstawic sie agresji i zlu, prawda, wiedzminie? Zwlaszcza, jak mówiles,gdy zaplata jest godziwa.A tym razem byla.To byl skarb smoczycy Myrgtabrakke,tej otrutej pod Holopolem.To ona mnie wezwala, bym jej pomógl, bym powstrzymalgrozace jej zlo.Myrgtabrakke odleciala juz, krótko po tym, gdy zniesiono zpola Eycka z Denesle.Czasu miala dosc, gdy wy gadaliscie i klóciliscie sie.Ale zostawila mi swój skarb, moja zaplate.Smoczatko pisnelo i zatrzepotalo skrzydelkami.- Wiec ty.- Tak - przerwal smok.- Cóz, takie czasy.Stworzenia, które wy zwykliscienazywac potworami, od pewnego czasu czuja sie coraz bardziej zagrozone przezludzi.Nie daja juz sobie rady same.Potrzebuja Obroncy.Takiego.wiedzmina.- A cel.Cel, który jest na koncu drogi?- Oto on - Villentretenmerth uniósl przedramie.Smoczatko pisneloprzestraszone.- Wlasnie go osiagnalem.Dzieki niemu przetrwam, Geralcie zRivii, udowodnie, ze nie ma granic mozliwosci.Ty tez znajdziesz kiedys takicel, wiedzminie.Nawet ci, co sie róznia, moga przetrwac.Zegnaj, Geralt.Zegnaj, Yennefer.Czarodziejka, chwytajac mocniej ramie wiedzmina, dygnela ponownie.Villentretenmerth wstal, spojrzal na nia, a twarz mial bardzo powazna.- Wybacz szczerosc i prostolinijnosc, Yennefer.To jest wypisane na waszychtwarzach, nie musze nawet starac sie czytac w myslach.Jestescie stworzeni dlasiebie, ty i wiedzmin.Ale nic z tego nie bedzie.Nic.Przykro mi.- Wiem - Yennefer pobladla lekko.- Wiem, Villentretenmerth.Ale i jachcialabym wierzyc, ze nie ma granicy mozliwosci.A przynajmniej w to, ze jestona jeszcze bardzo daleko.Vea podchodzac dotknela ramienia Geralta, wypowiedziala szybko kilka slów.Smokzasmial sie.- Geralt, Vea mówi, ze dlugo pamietac bedzie balie "Pod Zadumanym Smokiem".Liczy, ze sie jeszcze kiedys spotkamy.- Co? - spytala Yennefer mruzac oczy.- Nic - rzekl szybko wiedzmin.- Villentretenmerth.- Slucham cie, Geralcie z Rivii.- Mozesz przybrac kazda postac.Kazda, jaka zechcesz.- Tak.- Dlaczego wiec czlowiek? Dlaczego Borch z trzema czarnymi ptakami w herbie?Smok usmiechnal sie pogodnie.- Nie wiem, Geralt, w jakich okolicznosciach zetkneli sie po raz pierwszy zesoba odlegli przodkowie naszych ras.Ale faktem jest, ze dla smoków nie maniczego bardziej odrazajacego niz czlowiek.Czlowiek budzi w smokachinstynktowny, nieracjonalny wstret.Ze mna jest inaczej.Dla mnie.jestesciesympatyczni.Zegnajcie.To nie byla stopniowa, rozmazujaca sie transformacja, ani mgliste, roztetnionedrzenie jak przy iluzji.To bylo nagle jak mgnienie oka.W miejscu, gdzie przedsekunda stal kedzierzawy rycerz w tunice ozdobionej trzema czarnymi ptakami,siedzial zloty smok, wyciagajac wdziecznie dluga, smukla szyje.Skloniwszyglowe smok rozpostarl skrzydla, olsniewajaco zlote w promieniach slonca.Yennefer westchnela glosno.Vea, juz w siodle, obok Tei, pokiwala reka.- Vea - powiedzial wiedzmin - mialas racje.- Hm?- On jest najpiekniejszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]