[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wsamochodzie wystarczy zjechaæ na pobocze, by spokojnie d³ubaæ pod mask¹.Pozatym jest jeszcze coœ.Stacjê plano­wano tak, ¿eby wytrzyma³a maksymalnie piêæ,mo¿e siedem lat.Ma dwu­krotnie przekroczony czas eksploatacji.A mimo to nadalpracuje.ChodŸ­my spaæ.– Powiedz mi jeszcze jedno – poprosi³em.– Czy to prawda, ¿e twój dziadek iJurij Gagarin.W oczach Michai³a zab³ys³y figlarne iskierki.– W ka¿dym razie pierwszy radziecki kosmonauta nie przyzna³ siê – powiedzia³.– A twój dziadek? Goœæ pokrêci³ g³ow¹.– Mój dziadek zaprosi³ po prostu na kolacjê cz³owieka, którego uwa¿a³ zagodnego takiego zaproszenia.ChodŸmy spaæ.ROZDZIA£ CZWARTYŒWIT NA RZECE • DOM GUBERNATORA • GDZIE CAR MÓG£ UKRYÆ KLEJNOTY • POLSKIKOŒCIÓ£ • BÓJKAŒwiat o œwicie by³ bardzo wilgotny.Nad wod¹ unosi³a siê mg³a, nie by³a jednakna tyle gêsta, aby ca³kowicie uniemo¿liwiæ okreœlenie kierunku.B³êkitna kopu³acerkiewna stanowi³a doskona³y punkt orientacyjny.Niedu¿a p³askodenna ³Ã³dkapru³a fale Tobo³u.Michai³ wios³owa³ mocnymi ruchami ramion.Pod cienk¹ koszul¹widzia³em napinaj¹ce siê miêœnie.– Zmêczysz siê – zauwa¿y³em.Pokrêci³ przecz¹co g³ow¹.– Jestem wyæwiczony – powiedzia³.– Na pó³nocy Norwegii p³ywa³em z kuzynemwœród szkierów.Nie chwali³ siê, po prostu nam to zakomunikowa³.Mimo ¿e wio­s³owa³ od dobrychkilkunastu minut, nawet siê nie zadysza³.W wo­dzie plusnê³a ryba.– Dziwne, ¿e s¹ tu ryby – zauwa¿y³ pan Tomasz.– Ko³o takie­go zak³adupetrochemicznego ¿ycie biologiczne.Michai³ uœmiechn¹³ siê.– Wczoraj nie docenialiœcie moich rodaków, dziœ nie doceniacie swoich.Jesteœcie dziwnym narodem.– Nie widzê zwi¹zku – zauwa¿y³em.– Och, to proste.Petrochemiê przebudowywuje polska firma.Wykonane przezwaszych zbiorniki na ropê i inne paskudztwa s¹ na­prawdê szczelne.Nowoczesnalinia technologiczna zmniejsza iloœæ odpadów.Poza tym jesteœmy w górze rzeki.Za petrochemi¹ sytuacja nie wygl¹da tak ró¿owo.Ale i na to przyjdzie czas.Oddalaliœmy siê od poroœniêtego lasem wysokiego brzegu.Nie­bawem przed namizamajaczy³y rozsypuj¹ce siê ze staroœci budynki dawnej przystani.– Tak to ju¿ bywa – powiedzia³ Michai³ obrzucaj¹c ponurym wzro­kiem rzêdypoprzekrzywianych drewnianych bud i rozmyty brzeg.– Zanim do Tobolska dotar³akolej, to miejsce têtni³o ¿yciem.Wy³adowy­wano tu tony towarów, wysiadali nal¹d podró¿ni i zes³añcy.Dobiliœmy do brzegu.Michai³ przypi¹³ ³Ã³dkê ³añcuchem do po­czernia³ego zestaroœci drewnianego pala wbitego w nabrze¿e.Minê­liœmy dziesi¹tki nikomu ju¿niepotrzebnych magazynów i wyszliœmy niemal na g³Ã³wn¹ ulice.Miasto wygl¹da³otypowo.Krzywo po³o¿one chodniki, dziury w jezdni, które stanowi³yby przeszkodênawet dla Rosynanta, puste wystawy sklepowe.Ludzie snuli siê bez celu.Niktnie zwraca³ na nas uwagi.Widocznie nie wygl¹daliœmy na cudzoziem­ców.Po dalszych kilku minutach siedliœmy na ob³a¿¹cej z farby drew­nianej ³awce naniewielkim zaœmieconym niedopa³kami i kapslami skwerku.Przed nami znajdowa³siê spory piêtrowy budynek, pierwot­nie chyba bia³y, obecnie tynki jego nabra³ywyj¹tkowo odstrêczaj¹cej barwy.Od dachu ci¹gnê³y siê paskudne zacieki.– Tak to wygl¹da obecnie – powiedzia³ Michai³.– A tak wygl¹­da³o wtedy – wyj¹³z kieszeni odbitkê fotograficzn¹.Fotografia przedstawia³a cara pi³uj¹cego drewno, konkretnie gru­b¹ belkê opart¹na koŸle.Za nim widaæ by³o bry³ê budynku.– To dom gubernatora, zwany tak¿e jak na ironiê domem wolno­œci.W miejscugdzie teraz siedzimy sta³ dom Korni³owa.Gestem obj¹³ ³aweczkê i ci¹gn¹ce siê woko³o w¹do³y, z których mo¿na by³odomyœlaæ siê resztek murów i piwnic, przysypanych obec­nie ziemi¹.– Kwaterowa³a tu wiêkszoœæ carskiej s³u¿by – wyjaœni³.– Nie­którzy jednakzatrzymali siê u rodzin w mieœcie.Szef rozejrza³ siê po okolicy.– Byæ mo¿e gdzieœ pod którymœ z tych budynków znajduje siê to, czego szukamy –powiedzia³ w zadumie.– Klejnoty mog¹ te¿ byæ zamurowane w którejœ ze œcianalbo ukryte pomiêdzy wi¹zaniami dachu.– Od czego zaczniemy poszukiwania? – zapyta³ Michai³.W oczach PanaSamochodzika dostrzeg³em pustkê i bezradnoœæ.Nie wiedzia³.Po chwili jednakopanowa³ przygnêbienie.– Myœlê, ¿e nie ma sensu badanie tego budynku – gestem wska­za³ domgubernatora.– S¹dzê, ¿e pierwsz¹ rzecz¹, któr¹ zrobili agenci CzK pootrzymaniu wiadomoœci, ¿e czegoœ brakuje, by³o przekopanie piwnic, rozprucieœcian i stropów, wykucie dziur w œcianach no­œnych, rozebranie pieców, rozbiciekominków.Nasz towarzysz kiwn¹³ powa¿nie g³ow¹.– Podobny los spotka³ dom Korni³owa – powiedzia³.– Tylko tu poszli o krokdalej i rozebrali go od piwnic po dach.Oczywiœcie mo¿na by po³aziæ tu zwykrywaczem metali, pod warunkiem przesta­wienia go na wykrywanie wy³¹czniemetali kolorowych i szlachetnych, ale to chyba nie ma sensu.W takim razie conam pozostaje?Tym razem ja wpad³em na dobry pomys³.– Strategia w walce jest bardzo prosta.Nale¿y postawiæ siê na miejscuprzeciwnika, wejœæ w jego sposób rozumowania, nastêpnie odgadn¹æ, czego siê ponas spodziewa i zrobiæ dok³adnie odwrotnie.Musimy postawiæ siê na miejscucara.Gdzie móg³ ukryæ precjoza? W jaki sposób zabezpieczy³ siê przed ichodkryciem przez niepowo³a­ne osoby?– Czy car mia³ swobodê poruszania siê po mieœcie? – zapyta³ pan Tomasz.– W pierwszym okresie po zes³aniu tak.Odbyto nawet wycieczkê za miasto.Takipiknik nad brzegiem rzeki [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl