[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przezwali Bogiem wszystko, co im siê przeciwia³o i sprawia³o ból; zaprawdêwiele bohaterskoœci by³o w tem ich bohomolstwie!Zaœ inaczej Boga swego kochaæ nie umieli, jeno przybijaj¹c do krzy-¿acz³owieka!Jako trupy ¿yæ pragnêli, kirem czernili trupy swe; nawet w ich mowach wietrzêprzykre zaduchy trupiarni.A kto w ich bliskoœci przebywa, zamieszkuje w bliskoœci czarnych stawów, zktórych kumaki pieœñ sw¹ zawodz¹ s³odkim g³êbokiej zadumy przyœpiewem.Lepsze pieœni œpiewaæ mi winni, abym w ich wyzwoliciela uwierzyæ zdo³a³;bardziej wyzwolonymi jawiæ mi siê winni jego wyznawcy!Nago pragn¹³bym ich ujrzeæ, gdy¿ piêkno jedynie winno wzywaæ do pokuty.Leczktó¿ podmówi ku temu ten zakapturzony posêpek!Zaprawdê, nawet ich zbawiciele nie przybyli z wolnoœci i z siódmego tejwolnoœci nieba! Zaprawdê, oni nie wêdrowali nigdy po kobiercach poznania!Z luk sk³ada³ siê duch tych zbawicieli, a w ka¿d¹ tak¹ pustkê wtykali oni swójomam, swego pokutnika duchowych niedostatków, którego Bogiem przezwali.W litoœci duch ich zaton¹³, a gdy pêcznieli i rozpêczniali litowaniem,wyp³ywa³o zawsze ku górze wielkie g³upstwo.Krzêtnie i wrzaskliwie pêdzali swe trzody przez swoj¹ k³adkê: jak gdyby kuprzysz³oœci tylko jedna œcie¿ka wiod³a! Zaprawdê, i pasterze ci nale¿eli doowiec!Ma³e duchy, a obszerne dusze posiadali ci pasterze; lecz, bracia moi, jak¿ema³emi krainami bywa³y dotychczas najobszerniejsze dusze!Krwawe znaki wypisywali na drodze, po której chadzali, a szaleñstwo ichpoucza³o, ¿e krwi¹ dowodzi siê prawdy.Lecz krew jest najgorszym œwiadkiem prawdy; krew zatruwa najczystsz¹ nawetnaukê, czyni¹c z niej ob³êd i nienawiœæ serc.A jeœli ktoœ dla swej nauki przez ogieñ przejdzie — czegó¿ to dowodzi?Zaprawdê, wiêcej wa¿y to, gdy w³asna nauka z w³asnego rodzi siê ¿aru!Serce wezbrane, a g³owa zimna: gdzie one siê zetkn¹, tam rodzi siê zawierucha,tam powstaje „wybawiciel".Bywali wiêksi i zaprawdê, bardziej wysoko urodzeni od tych, których ludzbawicielami zowie, te ponosz¹ce zawieruchy!Lecz i od tych wiêkszych niŸli wszyscy wyzwoliciele winniœcie siê wyzwoliæ,bracia moi, abyœcie drogê ku wolnoœci znaleŸli!Nigdy nie istnia³ jeszcze nadcz³owiek.Nago ujrza³em ich obu: najwiêkszego inajmniejszego cz³owieka.Zbyt podobni s¹ obaj.Zaprawdê, i najwiêkszy by³ mi nadto ludzki!Tako rzecze Zaratustra.O CNOTLIWYCHPiorunami i ogniem niebieskim nale¿y przemawiaæ do œpi¹cych i do sennychzmys³Ã³w.Lecz g³os piêknoœci cichy jest: on wkrada siê tylko do najczujniej-szych dusz.Lekko zadr¿a³a i zaœmia³a siê dziœ tarcza ma; to piêkna œwiêty œmiech idr¿enie.Z was, cnotliwi, œmia³o siê dziœ me piêkno.I tak oto nawiedzi³ miê g³os jego:„Oni chc¹ jeszcze byæ zap³aceni!"Wy chcecie jeszcze byæ zap³aceni, wy cnotliwi! Chcecie zap³aty za cnotê, niebaza ziemiê i wiecznoœci za wasze dziœ?I oto z³orzeczycie mi za to, ¿e pouczam, i¿ nie ma zap³aty, nie maszp³atmistrza? I zaprawdê, uczy³em ja nieraz, ¿e cnota jest w³asn¹ sw¹ zap³at¹.Och, tem jest smutek mój, i¿ na dno rzeczy wt³aczano nagrodê i karê — iwreszcie na dno dusz waszych, wy cnotliwi!Lecz jako kie³ dzika niechaj s³owa me bêd¹ i niech wam dusze a¿ do dna rozerw¹;lemieszem chcê wam byæ.Wszystkich skrytoœci waszych g³êbi na œwiat³o dobêdê; a gdy tak lemieszemprzeorani i skruszeni na s³oñcu legniecie, wówczas k³amstwo wasze od prawdy³acno siê oddzieli.Gdy¿ tem jest prawda wasza: jesteœcie za schludni na brud s³Ã³w takich, jak:zemsta, kara, zap³ata, odwet.Kochacie sw¹ cnotê, jak matka dzieciê kocha, i któ¿ s³ysza³ kiedy, ¿eby rnatkaza tê mi³oœæ op³acona byæ chcia³a?Cnota wasza to wasze najdro¿sze w³asne ja.Pragnienie pierœcienia jest w was:by samego siebie dosiêgn¹æ, toczy siê i obraca ka¿dy pierœcieñ.Jako gwiazda, co gaœnie, jest ka¿dy postêpek cnoty waszej: œwiat³o jej wci¹¿jeszcze w drodze, wêdruje wci¹¿ — i kiedy¿ ono drogê sw¹ ukoñczy?Tak i œwiat³o cnoty waszej wci¹¿ jeszcze jest w drodze, choæ dzie³o ju¿dokonane jest.Niechaj zapomniane bêdzie, niech zamrze: promieñ œwiat³a jegowci¹¿ jeszcze wêdruje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]