[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przeszli przez nie wzi¹wszy ododŸwiernego latarniê.Na stromej drodze miêdzy starymi murami by³o ciemno,tylko snop œwiat³a rzucany przez rozko³ysan¹ latarniê wydobywa³ z mroku po obustronach filarki d³ugich rzeŸbionych balustrad.Schodzili wci¹¿ w dó³, apowolne ich kroki rozlega³y siê echem w tym kamiennym korytarzu, a¿ w koñcuznaleŸli siê w Rath Dinen – ulicy Milczenia – miêdzy bielej¹cymi niewyraŸniekopu³ami, pustymi pa³acami i pos¹gami z dawna umar³ych ludzi.Weszli do DomuNamiestników i tu postawili ³Ã³¿ko z rannym Faramirem na pod³odze.Rozgl¹daj¹c siê z niepokojem wko³o, Pippin ujrza³ du¿¹ sklepion¹ komnatê,ozdobion¹ jak gdyby draperiami ogromnych cieni, które ma³a latarka rzuca³a naobite kirem œciany.W mroku rozró¿ni³ szeregi rzeŸbionych marmurowych sto³Ã³w, ana ka¿dym z nich postaæ spoczywaj¹c¹ jakby we œnie, z rêkoma skrzy¿owanymi napiersi, z g³ow¹ opart¹ na kamiennej poduszce.Lecz jeden wielki stó³,najbli¿szy, by³ pusty.Tam na rozkaz Denethora z³o¿ono Faramira; ojciecwyci¹gn¹³ siê obok niego, a s³udzy nakryli obu jednym ca³unem i stanêli chyl¹cg³owy jak ¿a³obnicy nad ³o¿em œmierci.Denethor œciszonym g³osem powiedzia³:- Tu bêdziemy czekali.Nie przysy³ajcie mistrzów balsamowania.Przynieœciedrzewo wysuszone dobrze, pod³Ã³¿cie k³ody wokó³ nas i pod tym sto³em, oblejciewszystko oliw¹.A kiedy dam znak, wrzucicie w stos zapalon¹ ¿agiew.Tak wamrozkazujê.Nic ju¿ teraz nie mówcie do mnie.¯egnajcie!- Przepraszam, mi³oœciwy panie, ale teraz muszê ciê opuœciæ! – zawo³a³ Pippin,zawróci³ na piêcie i w panice umkn¹³ z tego domu œmierci.„Biedny Faramir! –myœla³.– Trzeba co prêdzej odnaleŸæ Gandalfa.Biedny Faramir! Prawdopodobniebardziej przyda³yby mu siê lekarstwa ni¿ ³zy.Och, gdzie szukaæ Gandalfa?Pewnie tam, gdzie najgorêcej kipi walka.Nie bêdzie mo¿e mia³ czasu dostracenia dla umieraj¹cych albo ob³¹kanych”.W drzwiach zagadn¹³ jednego z pacho³ków, którego zostawiono tutaj na stra¿y.- Twój pan nie wie, co czyni – powiedzia³.– Zwlekajcie z wykonaniem jegorozkazów.Nie podpalajcie stosu, dopóki Faramir ¿yje.Nie róbcie nic,czekajcie, a¿ przyjdzie Gandalf.- kto rz¹dzi w Minas Tirith? Nasz pan, Denethor, czy ten szary W³Ã³czêga? –odpar³ s³uga.- jak siê zdaje, Szary W³Ã³czêga i nikt poza nim – odpowiedzia³ Pippin i puœci³siê ile si³ w nogach z powrotem krêt¹ drog¹ pod górê, min¹³ zdumionegoodŸwiernego, wypad³ za wrota i pêdzi³ dalej, dalej, a¿ znalaz³ siê wreszcie wpobli¿u bramy twierdzy.Wartownik krzykn¹³ na niego i Pippin pozna³ g³osBeregonda.- Dok¹d tak pêdzisz, moœci Peregrinie?- Szukam Mithrandira! – odkrzykn¹³ Pippin.- Zapewne w³adca wys³a³ ciê w pilnych sprawach i nie chcia³bym ci w wykonaniujego zleceñ przeszkadzaæ – rzek³ Beregond – lecz jeœli mo¿esz, powiedz mipokrótce, co siê w³aœciwie dzieje? Dok¹d uda³ siê Namiestnik? Dopiero coobj¹³em wartê, ale s³ysza³em, ¿e poszed³ ku Zamkniêtej Furcie, a s³udzy nieœliprzed nim Faramira.- Tak – odpar³ Pippin.– Poszed³ na ulicê Milczenia.Beregond zwiesi³ g³owê na piersi, by ukryæ ³zy.- Mówili ludzie, ¿e umiera – westchn¹³.– A wiêc naprawdê umar³!- Nie! – zaprzeczy³ Pippin.– Jeszcze nie! I myœlê, ¿e nawet teraz mo¿na by good œmierci ocaliæ.Ale w³adca grodu podda³ siê, Beregondzie, zanim wróg zdoby³jego gród.Popad³ w niebezpieczny ob³êd.– Szybko opowiedzia³ Beregondowi odziwnych s³owach i postêpkach Denethora.– Muszê natychmiast odnaleŸæ Gandalfa– zakoñczy³.- W takim razie musisz iœæ w najgorêtszy wir bitwy.- Wiem.Denethor zwolni³ mnie ze s³u¿by.Tymczasem, Beregondzie, b³agam ciê,zrób co w twojej mocy, ¿eby nie dopuœciæ do spe³nienia tych okropnoœci.- W³adca nie pozwala tym, którzy nosz¹ barwy czarne i srebrne, opuszczaæposterunków pod ¿adnym pozorem, chyba jego osobisty rozkaz.- A wiêc wybieraj miêdzy wiernoœci¹ rozkazom a ¿yciem Faramira – powiedzia³Pippin.– A poza tym jestem przekonany, ¿e w tej chwili nie mamy ju¿ doczynienia z w³adc¹, lecz z ob³¹kanym starcem.Ale na mnie czas.Wrócê, gdy bêdêmóg³.Pobieg³ w dó³ w stronê zewnêtrznych krêgów miasta.Spotyka³ ludzi uciekaj¹cychz p³on¹cych dzielnic, a niektórzy na widok jego barw odwracali siê krzycz¹cobelgi, lecz hobbit nie zwa¿a³ na nic.Wreszcie min¹³ Drug¹ Bramê, za któr¹spomiêdzy murów wszêdzie bucha³y p³omienie.Mimo to panowa³a niesamowita cisza.Nie dochodzi³ tu zgie³k bitwy ani krzyki walcz¹cych, ani szczêk broni.Naglerozleg³ siê okropny wrzask, ziemia zadr¿a³a od potê¿nego wstrz¹su, da³ siês³yszeæ g³êboki, grzmi¹cy ³oskot.Przezwyciê¿aj¹c strach, który go ogarn¹³ iniemal rzuci³ dygoc¹cego ze zgrozy na kolana, Pippin wypad³ zza zakrêtu na du¿yotwarty plac tu¿ za Bram¹ grodu.Stan¹³ jak wryty.Odnalaz³ Gandalfa, leczcofn¹³ siê skulony w cieñ muru.Od póŸnego wieczora nieprzerwanie trwa³ szturm na miasto.Grzmia³y werble.Odpó³nocy i od po³udnia Nieprzyjaciel rzuca³ coraz to nowe pu³ki do walki podmury.Olbrzymie bestie Haradu, mumakile, niby ruchome domy w czerwonym blaskumigotliwych p³omieni przesuwa³y siê pomiêdzy wie¿ami oblê¿niczymi i miotaj¹cymiogieñ machinami.Wódz Mordoru nie dba³ o to, jak walcz¹ jego podw³adni i iluich zginie.Wys³a³ ich do boju tylko po to, by wypróbowaæ si³y obroñców irozproszyæ je na ca³ej d³ugoœci murów.G³Ã³wne natarcie przygotowywa³ na Bramêgrodu.By³a potê¿na, wykuta ze stali i ¿elaza, broniona przez wie¿e i bastionyz niewzruszonego kamienia, lecz stanowi³a klucz, najs³abszy punkt wnieprzeniknionym krêgu murów.Werble odezwa³y siê g³oœniej.P³omienie wystrzeli³y w górê.Ciê¿kie machinyruszy³y przez pole; miêdzy nimi ogromy taran, niby pieñ olbrzymiego drzewad³ugi na sto stóp, ko³ysa³ siê na ³añcuchach.Od dawna wykuwano go pracowicie z¿elaza w posêpnych kuŸniach Mordoru; potworna g³owica odlana by³a z czarnejstali na kszta³t wilczego ³ba szczerz¹cego zêby, a na niej wypisane by³yz³owieszcze runiczne zaklêcia.Zwano ten taran Grond, na pami¹tkê legendarnegoM³ota pradawnych podziemnych krajów.Ci¹gnê³y go olbrzymie mumakile, otacza³ygo t³umy orków, a na koñcu szli trolle z gór, si³acze, którzy umieli siê nimpos³ugiwaæ.M³ot pe³zn¹³ naprzód.Ogieñ go siê nie ima³.Ogromne bestie ci¹gn¹ce taranwpada³y niekiedy w sza³ i tratowa³y st³oczonych wokó³ orków szerz¹c wœród nichœmieræ, lecz nikt siê tym nie wzrusza³; odsuwano tylko z drogi trupy i zarazmiejsce pomordowanych zajmowali nowi ¿o³dacy.M³ot pe³zn¹³ naprzód.Werble dudni³y dzikim rytmem.Nad zwa³ami trupów zjawi³asiê straszliwa postaæ: wysoki jeŸdziec z twarz¹ ukryt¹ w kapturze, spowityczarnym p³aszczem.Z wolna, mia¿d¿¹c pod kopytami wierzchowca cia³a poleg³ych,zbli¿a³ siê nie zwa¿aj¹c na niebezpieczeñstwo strza³.Zatrzyma³ konia ipodniós³ d³ugi, blady miecz.Strach porazi³ wszystkich, zarówno napastników,jak obroñców; ludziom na murach rêce zwis³y bezw³adnie, ani jedna strza³a nieœmignê³a w powietrzu.Na chwilê zaleg³a g³ucha cisza.Werble wci¹¿ gra³y.Z potê¿nym rozmachem rêce olbrzymów pchnê³y naprzód¿elazny M³ot.Dosiêgn¹³ Bramy.Zako³ysa³ siê, uderzy³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]