[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mog�abym ci� ok�ama� na�mier�.Przesz�y�my przez parking i ruszy�y�my po schodach.Na korytarzu nie by�o �ywejduszy, a z mieszkania Briggsa nie dochodzi�y �adne odg�osy.Rozp�aszczy�am si� na �cianie, �eby nie by�o mnie wida�, a Lula zapuka�a dwarazy do drzwi.- No i jak? - spyta�a.- Wygl�dam okay? Ani �ladu gro�by.Ta twarz mówi: �Nodalej, pojeba�cu, otwieraj�.Gdybym ujrza�a Lul� po drugiej stronie swoich drzwi, z tym pokojowym wyrazemtwarzy, to wlaz�abym ze stra�chu pod �ó�ko.Ale ja to ja.- Dzie� dobry - powiedzia�a Lula.- Mieszkam pi�tro ni�ej, mam tu petycj� dopodpisania.W zwi�zku z pod�wy�k� czynszu.- Nie s�ysza�em o �adnej podwy�ce czynszu - o�wiad�czy� Briggs.- Nikt mi nicnie mówi�.- Niewa�ne, i tak go podnios� - pocieszy�a Briggsa Lula.- Skurwysyny - skomentowa� Briggs.- Zawsze co� wykombinuj� w tym cholernymdomu.Nie wiem, po co tu siedz�.- Ze wzgl�du na niski czynsz? - zainteresowa�a si� Lula.Drzwi si� zamkn�y, zgrzytn�� �a�cuch, i po chwili otworzy�y si� na o�cie�.- Hej! - zawo�a� Briggs, kiedy razem z Lula wcisn�y��my si� do mieszkania.-Nie mo�ecie si� do mnie wdzie�ra�.To podst�p.- Jeste�my �owczyniami nagród - wyja�ni�a Lula.-Mo�emy si� wdziera�, je�lichcemy.Mamy prawo.- Nie macie �adnego prawa - zaprotestowa� Briggs.-Oskar�enie jest lipne.Toby� nó� ozdobny.Grawerowany.- Nó� ozdobny - powtórzy�a ironicznie Lula.- Akurat taki ma�y facet, jak ty,nosi�by przy sobie ozdobny nó�.- W�a�nie - odpar� Briggs.- Jestem nies�usznie oskar�ony.- Nie ma znaczenia - o�wiadczy�a Lula.- I tak musisz i�� z nami do ciupy.- Pracuj� w�a�nie nad wielkim projektem.Nie mam czasu.- Hm - mrukn�a Lula.- Pozwól, �e ci wyja�ni�, jak dzia�a system.Mija termin,nie ma zmi�uj.Briggs zacisn�� usta i skrzy�owa� r�ce na piersi.- Nie zmusicie mnie, �ebym z wami poszed�.- Oczywi�cie, �e zmusimy - powiedzia�a Lula.- Jeste� tylko ma�� miernot�.Jakzechcemy, to za�piewasz cienko ko�ysank�.Nie zrobimy tego oczywi�cie, bojeste�my profesjonalistkami.Wyci�gn�am z tylnej kieszeni kajdanki i zapi�am jed�n� bransoletk� nanadgarstku Briggsa.Briggs popatrzy� na kajdanki jak na obrzydliwego robala.- Co to jest?- Bez obaw - wyja�ni�am.- Standardowa procedura.- Eeeeeee! - wrzasn�� przera�liwie.- Eeeeeee!- Przesta�! - krzykn�a Lula.- Drzesz si� jak baba.Ciarki mnie przechodz�.Zacz�� biega� po pokoju i wymachiwa� r�kami, nie przestaj�c wrzeszcze�.- Eeeeeee!- Z�ap go - powiedzia�a Lula.- Eeeeeee!Próbowa�am chwyci� za kajdanki, ale nie uda�o mi si�.- Stój w miejscu - rozkaza�am.Briggs przemkn�� obok oszo�omionej Luli, która za�styg�a w miejscu jakprzy�rubowana, i wybieg� na ko�rytarz.- Z�ap go! - wrzasn�am, przyskakuj�c do niej.- Nie pozwól mu uciec!Wypchn�am j� za drzwi i rzuci�y�my si� po schodach za Briggsem.Briggs pokona� niedu�y hol na dole, wypad� przez drzwi i pobieg� na parking.- Cholera - zakl�a Lula.- S�ysz�, jak tupie tymi swoi�mi nó�kami, ale niewidz� go.Schowa� si� mi�dzy samo�chodami.Rozdzieli�y�my si� i ruszy�y�my na parking.Lula z jed�nej strony, ja zdrugiej.Przystan�y�my na samym ko�cu, nas�uchuj�c kroków.- Ju� go nie s�ysz� - o�wiadczy�a Lula.- Biegnie teraz na paluszkach.Ruszy�y�my z powrotem, gdy dostrzeg�y�my Briggsa.Wynurzy� si� zza naro�nikabudynku i wbieg� do �rodka.- Jak rany! - wrzasn�a Lula.- Pryska do mieszkania.Pop�dzi�y�my przez parking prosto do drzwi, po czym wbieg�y�my po schodach,pokonuj�c po dwa stopnie na�raz.Kiedy dotar�y�my pod mieszkanie Briggsa, drzwiby�y ju� zamkni�te na amen.- Wiemy, �e tam jeste�! - zawo�a�a Lula.- Lepiej otwórz.- Mo�ecie si� zar�n�� na �mier�, a nie sforsujecie tych drzwi - odpowiedzia�Briggs.- Jasne, �e nie - poinformowa�a go Lula.- Mo�emy odstrzeli� zamek.A potemwejdziemy do �rodka i wyci�g�niemy ci� jak szczura.Brak odpowiedzi.- Halo? - zawo�a�a Lula.Nas�uchiwa�y�my pod drzwiami i po chwili do naszych uszu dotar� d�wi�kw��czonego komputera.Briggs wraca� do pracy.- Niczego tak nie znosz� jak przem�drza�ych kar�ów -o�wiadczy�a Lula,wyci�gaj�c czterdziestk� pi�tk� z toreb�ki.- Odsu� si�.Rozwal� te cholernedrzwi.Pomys� by� niez�y, ale chyba nie op�aca�o si� strzela� w budynku mieszkalnym zpowodu faceta wartego sie�demset dolarów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]