[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tej jamie Skylla229 siedzi, s³ychaæ j¹ z daleka;kobiety pól ptaki, œpiewem wabi³y ¿eglarzy i uœmierca³y;228 Argo - statek Argonautów; Argonauci byli to bohaterowie greckiej wyprawy poz³ote runo do Kolchidy krajukróla Ajetesa; wyruszyli na statku Argo pod dowództwem Jazona;229 Skylla i Charybda - dwa potwory zamieszkuj¹ce Cieœninê Messyñsk¹ ipo³ykaj¹ce ¿eglarzy;134Skomli jakby miot szczeni¹t i jak one szczeka.Okropna to poczwara, i nikt jej widokuNie zniesie; sam bóg nawet nie dotrzyma kroku.£ap dwanaœcie szkaradnych jest u tej bestyi,I szeœæ szyj wyci¹gniêtych, a na ka¿dej szyi£eb sproœny, w paszczy zêbów trzy rzêdy, a przy tymGêstych, a chropocz¹cych przeraŸliwym zgrzytem.Zwykle na dnie pieczary le¿y tu³Ã³w spory,A ³by tylko wystawia z g³êbi onej nory,I ³apczywie czatuj¹c w paszcze swoje chwytaDelfina, psa i wszystko, co ma AmfitrytaW swoim pañstwie podwodnym, wszystko, co siê zdarzy,Nie pochlubi³ siê dot¹d nikt z tylu ¿eglarzy,By nie mia³ od niej szkody; ka¿da jej paszczekaZwykle z ³odzi unosi jednego cz³owieka.Blisko od niej zobaczysz drug¹ tak¹ ska³ê,Lecz ni¿sz¹, bo przerzucisz przez ni¹ ka¿d¹ strza³ê.Jest tam figowe drzewo ze ska³y zwieszone,Pod nim groŸna Charybda ³yka morze s³one;Trzykroæ w dzieñ je wyrzuca, trzykroæ wci¹ga w siebie.A gdy wci¹ga, o! niech¿e nie bêdzie tam ciebie!Ju¿ by i sam Posejdon nie móg³ ciê ratowaæ.Pamiêtaj, Odyseju, ³Ã³dŸ swoj¹ sterowaæNajbli¿ej popod Skyllê, gdy¿ wiêkszym jest zyskiemSzeœciu ludzi utraciæ ni¿ zgin¹æ ze wszystkiem.-Skoñczy³a, a jam na to tak jej odpowiedzia³:- Boginio! Chciej ods³oniæ prawdê! Niechbym wiedzia³,Czy uchodz¹c Charybdy ³akomego gar³a,Móg³bym Skyllê ukaraæ, ¿e moich po¿ar³a? -Tom mówi³, a bogini rzek³a tymi s³owy:- Ty byœ i Skyllê wyzwaæ na rêkê gotowy;Ty byœ siê porwa³, œmia³ku, i na same bogi.Bo przecie¿ nieœmiertelnym jest ten potwór srogi:Nie da on ci siê zabiæ, i nic go nie z³amie.Jeden œrodek: uciekaæ - na nic silne ramiê.Jeœli staniesz pod ska³¹, by wydaæ bój Skylli,Ona szeœæ ³bów powtórnie z czeluœci wychyliI drugich szeœciu porwie.Spiesznie wiêc przep³ywajKo³o niej, a boginkê Kratais230 przyzywaj,Matkê Skylli, co ¿ycie da³a tej szkaradzie.Ta j¹ wstrzyma, i odt¹d nie bêdzie na zdradzie.Dalej ostrów Trinakii trafisz: tam na ³¹ceDo boga s³onecznego stada nale¿¹cePas¹ siê; jest stad siedem owczych, siedm wo³owych,A w ka¿dym po piêædziesi¹t; nigdy liczba owychNie zwiêksza siê, nie zmniejsza.Dwie nimfy je pas¹:230 Kratais - boginka morska, matka Skylli, jej ojcem by³ bo¿ek morski Forkys(Forkis);135Lampetia z Faetus¹231, obie cudne kras¹.Helios je mia³ z Neajr¹.O swe córki dba³aMatka, gdy ju¿ podros³y, daleko wys³a³aA¿ na ostrów Trinakii, by trzody ojcowskieI wo³y ciê¿korogie pas³y dziewy boskie.Jeœli, na powrót pomny, oszczêdzisz te trzody,To wrócisz, chocia¿ nêdzarz, do swojej zagrody.Lecz jeœli je naruszysz, twój okrêt z dru¿yn¹Zgin¹æ musi - ty ujdziesz, ale ciê nie min¹Nieszczêœcia, i choæ wrócisz do dom i rodziny,To póŸno, biedny bardzo, sam jeden, jedyny.-Tak mówi³a.Wtem jutrznia zab³ys³a na niebieKirka miê po¿egnawszy odesz³a do siebie;Ja na okrêt zwo³a³em czeladŸ rozpierzchnion¹,Kaza³em, by od brzegu liny odczepiono.A gdy wszyscy zasiedli rzêdem d³ugie ³awy,Wios³ami pruæ zaczêli morski nurt s³onawy.Wtem od ziemi na okrêt nasz modrawodziobnyWiatr poci¹gn¹³, nas³any od Kirki nadobnéj,Piêknow³osej bogini, przewodnik ¿eglugi.£ad zrobiwszy na nawie, p³yniemy czas d³ugiMilcz¹cy, nieruchomi, na wiatr i ster zdani.W koñcu tak siê ozwa³em:- Druhowie kochani!Nie jednemu ni kilku zwierzam siê wybranymZ przeznaczeniem, od Kirki mnie przepowiedzianym,Lecz wszystkim chcê obwieœciæ, jak¹ przysz³oœæ wró¿y;Czy zginiem, czy szczêœliwie powrócim z podró¿y?Najpierw, radzi bogini, na œpiewy zwodz¹ceG³uchym byæ owych Syren, co siedz¹ na ³¹ce.Mnie jednemu li wolno s³uch mieæ dla ich œpiewu,Lecz trzeba miê przywi¹zaæ k’masztowemu drzewuI spêtaæ powrozami za nogi i rêce,Bym nie drgn¹³; lecz je¿eli owe wiêzy skrêcêLub zawo³am: Puszczajcie! - odmówcie pos³uchuI mocniejszymi pêty skrêpujcie co duchu.-Tak wiêc czêœæ przepowiedni zwierzy³em dru¿ynie.Okrêt nasz, gnany wiatrem, pod ostrów podp³ynieDwóch Syren, a wtem naraz wiatr ucich³ i wodneFale siê wyg³adzi³y jak niebo pogodne:Któryœ bóg je uciszy³.Poskoczyli nagleTowarzysze na nogi, aby zwin¹æ ¿agleI na dnie ³odzi z³o¿yæ; po czym rozbijanoNurt wios³ami, a¿ morze pokry³o siê pian¹.Jam wtedy miednym no¿em kr¹g wosku na czêœciKraja³ drobno i gniót³ z nich ga³ki w silnej piêœci;Wosk prêdko sta³ siê miêkki, ju¿ samym gnieceniem,Ju¿ rozgrzany gor¹cym Heliosa promieniem;231 Lampetia z Faetus¹ - nimfy, dzieci S³oñca; ich imiona oznaczaj¹ Jasnoœæ iBlask;136Co zrobiwszy, ka¿demu zalepi³em s³uchy232.Potem do mnie siê wziêto; zwi¹zali miê druhyDo masztu powrozami za nogi i barkiI wzi¹wszy siê do wiose³, gnali okrêt szparki.A gdyœmy siê zbli¿yli do wyspy tej brzegu,Syreny, widz¹c nawê gnan¹ w pe³nym biegu,Pieszczonymi g³osami œpiew zawiod³y taki:- Zbli¿ siê, chlubo Achiwów, Odysie z Itaki!Zbli¿ do l¹du! Pos³uchaj, jak œpiewamy cudnie!Nikt tu jeszcze na czarnym nie przemkn¹³ siê sudnie,¯eby siê nie zatrzyma³ na dŸwiêk naszych pieni;Owszem, wszyscy œpiewaniem tym rozweseleni,Oœwieceni m¹droœci¹ p³yn¹ sobie daléj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]