[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zreszt¹, czy naprawdê myœlisz, ¿e w drugiej po³owie dwudziestegowieku literatura jest w stanie spe³niaæ rolê tak¹, jak¹ spe³nia³a w swoimz³otym wieku dziewiêtnastym? Wtedy, kiedy ludzie tworzyli koloniê Tolstojowców,zapijali siê udrêczeni wizj¹ Dostojewskiego,.kiedy nieszczêœliwi m³odzi ludziestrzelali sobie bez pud³a w g³owê po przeœledzeniu cierpieñ Wertera ?Nie jesteœ chyba naiwny, aby tak przypuszczaæ.Wydaje mi siê, ¿e obecnieliteratura jest bezradna wobec ¿ycia i ¿e przez d³ugi czas tak bêdzie.Dziej¹siê na œwiecie takie tragedie, o jakich nie œni³o siê bohaterom Szekspira iStendhala.Czy trzeba ci przyk³adów? W ka¿dej gazecie znajdziesz ich tysi¹ce.Chcesz dramatów? Ja dziœ nie wiem, co jest dramatem, a co nie.Chcesz tragediina miarê antyczn¹? Wydaje mi siê, ¿e jesteœmy œwiadkami tragedii wyrastaj¹cychponad ka¿d¹, dot¹d przyjêt¹ miarê.Komunista niewinnie wiêziony we w³asnymkraju,.rewolucjonista, który wszystkie swe si³y poœwiêci³ sprawie wyzwoleniacz³owieka i od którego odwraca siê w³asny naród, oskar¿ony o nikczemnoœæ izdradê - czy znany ci jest w historii œwiata czas, w którym tego typu tragediasta³aby siê - tak jak dziœ- tragedi¹ dnia codziennego? Czym¿e wobec ogromu itragizmu tych spraw jest literatura? Œmieszn¹ zabaw¹, w któr¹ trudno bêdzieuwierzyæ komukolwiek.Na jakim papierze, na jakich kamieniach, na jakiej taœmiefilmowej i na deskach jakiego teatru uda siê utrwaliæ te cierpienia? S¹ one -jak myœlê - poza krêgiem tego wszystkiego, co dot¹d nazywa³o siê literatur¹.Mniejsza z tym, czy przyjaciel mój - mówi¹c o sprawach literatury - ma racjê,czy te¿ jej nie ma.Literatura stawa³a ju¿ wobec niejednej zbrodni i niejednegoszaleñstwa daj¹c sobie jakoœ radê; ludzie zawsze bêd¹ chcieli czytaæ o losachinnych ludzi i dowiadywaæ siê o ich ¿yciu i cierpieniach nie z suchejpublicystyki, lecz z kart ksi¹¿ek piêknych i m¹drych, bolesnych i œwiadomych -tak mu wtedy odpowiada³em.Nie chodzi mi tu jednak o sprawy literatury.Kilka tygodni temu w Warszawiegoœci³ studencki teatr satyryków z Gdañska "Bim-Bom".Teatr ów wyst¹pi³ zprogramem "Radoœæ powa¿na".Przez wiele dni ludzie odchodzili z niczym od kassympatycznych studentów; widownia zapchana by³a do ostatniego mo¿liwegomiejsca, a gazety pe³ne entuzjastycznych recenzji."Bim-Bom" nazwano "teatremwielkiej metafory", "siedmio-milowym krokiem naprzód"; mówiono o nim jako onajbardziej wspó³czesnej - jeœli chodzi o œrodki wyrazu - scenie w Polsce;zachwycano siê jego wdziêkiem, filozofi¹ i odwag¹.Przypuszczam, ¿e studentom zGdañska wyrz¹dzono wielk¹ krzywdê i teraz bêd¹ przez d³ugi czas musieli st¹paætwardym krokiem po ziemi, aby im woda sodowa nie uderzy³a do g³owy.Tak zreszt¹zawsze dzieje siê w Polsce; wystarczy tylko, aby zaistnia³o jakieœ wartoœciowezjawisko, aby natychmiast zniszczyæ je i pogrzebaæ przesad¹,niesprawiedliwoœci¹ i brakiem proporcji.Nie czas tu ani miejsce, aby wyliczyætych wszystkich mistrzów palety, pióra i sportu, którym wyrz¹dzono niedŸwiedzi¹przys³ugê wynosz¹c ich pod niebiosa i nastêpnie œci¹gaj¹c brutalnie na kamienn¹ziemiê.Teatr "Bim-Bom" nie jest teatrem wielkiej m¹droœci, a przed filozofi¹jego nie nale¿y klêkaæ jak przed wschodz¹cym s³oñcem - bojê siê, ¿e efektownebaloniki i mydlane bañki puszczane przez urocz¹ dziewczynkê w istocieprzykrywaj¹ pustkê.Trudno orzec - i dziwiæ siê nale¿y bezkrytycznym ocenomnaszych recenzentów - czy "Bim-Bom" jest teatrem par excellence nowoczesnym, boteatru nowoczesnego Polska nie widzia³a od dawien dawna - jest to wiêc gadanieœlepego o têczy."Bim-Bom" - to przede wszystkim zespó³ m³odych œwietnychludzi, którym nale¿y jak najprêdzej i jak najkonkretniej pomóc w znalezieniuklucza do rozumienia dzisiejszego ¿ycia.Bohaterami ich spektaklu s¹: smutek,rozgoryczenie, niewiara i przygnêbienie.To nie by³ teatr satyryków.To by³teatrzyk przegranych z³udzeñ, nadziei i pragnieñ.Nie by³a to szczedrynowskasatyra - ostra, bezwzglêdna i brutalna, siêgaj¹ca do samych korzeni spo³ecznegoz³a.To by³ tylko - rozmieniony na efektowne, mydlane bañki - smutek.Smutek,owo uczucie, któremu oddawaæ siê mo¿na z niejak¹ nawet przyjemnoœci¹ pij¹cwódkê w doro¿karskiej knajpie lub patrz¹c z ciep³ego pokoju przez okno na œwiatsmagany jesiennym deszczem; smutek, owo uczucie, którego doznaje mê¿czyzna nawidok przechodz¹cej, ³adnej kobiety; owo uczucie, które jest raz mniej, a razbardziej drêcz¹ce, lecz id¹c po którego szlakach trafiæ mo¿na tylko na ciemn¹rzekê zw¹tpienia, aby tam do reszty pogrzebaæ swoje nadzieje i pragnieniewalki.Walczyæ nim jednak nie mo¿na o ¿adn¹ sprawê.Walczy siê pragnieniami,mi³oœci¹ lub nienawiœci¹ - tym wszystkim w³aœnie, czego nie potrafili czy te¿nie chcieli pokazaæ w swoim teatrze studenci z Gdañska.Vive la tristesse!Zadziwiaj¹c¹ rzecz¹ jest nasze najm³odsze pokolenie - owi ludzie, którzydobiegaj¹ pierwszej dwudziestki swego ¿ycia lub zaledwie j¹ przekroczyli.Zadziwiaj¹c¹ rzecz¹ jest znikomy hart tego pokolenia.Wypisano ju¿ tysi¹ce kartna temat ich cynizmu, okrucieñstwa, demoralizacji, rozwydrzenia i moralnejnêdzy.W rzeczy samej sprawa wygl¹da inaczej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]