[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz musimy sporz¹dziæ listê kobiet o którychwiemy, ¿e posiadaj¹ pewne predyspozycje w tym kierunku.Lecz na razie niemówcie o tym nikomu.Chcê zaskoczyæ tym Starszych póŸniej, gdy bêd¹ zmêczeni iwytr¹ceni z równowagi.Zanim dotarli do zarwanego odcinka Drogi, zapad³a noc.Ponownie jechali podgórê.Po prawej stronie wznosi³a siê skalna œciana, a po lewej Droga styka³asiê jedynie z ciemnoœci¹.S³ysz¹c sygna³ dŸwiêkowy radaru czo³owego, Jan zaczaipowoli wytracaæ szybkoœæ.Gdy w oddali dostrzeg³ wreszcie b³ysk metalu, zgasi³g³Ã³wne reflektory i wyci¹gn¹³ d³oñ po mikrofon.- Rozpoczynamy hamowanie! - powiedzia³.Rozci¹gniêta kolumna poci¹gów zaczê³a stopniowo zwalniaæ.Kiedy pierwszy,prowadzony przez Jana zatrzyma³ siê wreszcie, Otakar zapisa³ czas w swymdzienniku i ustawi³ prze³¹czniki w pozycji spoczynkowej.Jan wsta³ z fotela iprzeci¹gn¹³ siê.By³ zmêczony - wiedzia³ jednak, ¿e dla niego ta noc bêdziepe³na pracy.- Przejechaliœmy dzisiaj 987 kilometrów - powiedzia³ Otakar zapisuj¹c to wdzienniku.- NieŸle - Jan nachyli³ siê, próbuj¹c rozmasowaæ zesztywnia³e miêœnie nóg.- Awiêc pozosta³o nam jedynie jakieœ dwadzieœcia szeœæ tysiêcy.- Najd³u¿sza nawet podró¿ zawsze rozpoczyna siê pierwszym obrotem ko³a -wtr¹ci³ Eino, wynurzaj¹c siê z luku prowadz¹cego do przedzia³u silnikowego.- Filozof dla ubogich - parskn¹³ œmiechem Jan.- Wy³¹cz silniki, ustawwszystkie systemy w pozycji spoczynkowej i zajmij siê wymontowaniem tego zaworuz wagonu siódmego.Zaraz przyniosê ci nowy.I sprawdŸ przy okazji filtr.Otworzy³ drzwi wejœciowe; w twarz uderzy³o go gor¹ce, wilgotne powietrze.Ci¹gniki i wagony by³y klimatyzowane, zapomnia³ wiêc, ¿e znaleŸli siê ju¿ doœædaleko na po³udniu.Schodz¹c po drabince w dó³, czu³, jak skóra pokrywa siêkropelkami potu.Ju¿ nied³ugo przy wychodzeniu na zewn¹trz bêd¹ zmuszeni doubierania siê w ¿aroodporne kombinezony.Przeszed³ sto metrów w stronê postrzêpionego klifu, gdzie urywa³a siê Droga ispojrza³ na obszar zalany jaskrawym œwiat³em, po którym uwija³y siê czo³gi.Ryksilników i g³uchy odg³os eksplozji odbija³y siê echem od wysokich œcian.Bluzgaj¹ce atomowym ogniem czo³gi wyciê³y ju¿ wnêkê w litej skale, by omin¹æwyrwê w Drodze.Czêœæ z nich poszerza³o i pog³êbia³o wykop.Jan nie wtr¹ca³ siêwiedz¹c, ¿e poradz¹ sobie doskonale bez niego.Mia³ zreszt¹ interes doStarszych Rodzin.Spotkanie wyznaczone zosta³o w najwiêkszym pomieszczeniu mieszkalnym RodzinyTaekeng.To oni, najbardziej konserwatywni i niechêtni obcym, wci¹¿ kultywowalizwyczaje z odleg³ej Ziemi.Na œcianach wisia³y osobliwe zwierzêta lub makatki zsentencjami w jêzyku, którego oprócz nich nikt nie zna³.Byli Rodzin¹ obejmuj¹c¹ liczne grupy.Prawie wszyscy zgromadzili siê w³aœnie naDrodze, tu¿ obok wagonu, w którym odbyæ siê mia³o zebranie.Dyskutowali zpodnieceniem o pracy, o gwiazdach nad g³owami, o dziwnych, niepokoj¹cychwyziewach d¿ungli.Dooko³a roi³o siê od dzieci, które nawo³ywano ha³aœliwie,gdy zbli¿a³y siê zbyt blisko przepaœci.Niemowlêta zawodzi³y i milk³y dopiero wtedy, gdy przystawiano je do piersi.Janprzepchn¹³ siê przez t³um i wszed³ do wagonu.Chocia¿ to on zwo³a³ zebranie, obrady rozpoczê³y siê bez niego.Mo¿na siê by³otego spodziewaæ.Przed G³owami Rodzin sta³ Hein Ritterspach, który przesta³mówiæ, gdy tylko dostrzeg³ wchodz¹cego Jana.Pos³a³ mu pe³ne nienawiœcispojrzenie i odwróci³ siê plecami.Jan rozejrza³ siê po krêgu powa¿nych,kamiennych twarzy i natychmiast zorientowa³ siê, co Hein próbowa³ zrobiæ.By³spokojny, ¿e nic z tego nie wyjdzie.Podszed³ powoli do pustego krzes³a i opad³na nie ciê¿ko.- Zebranie mo¿e rozpocz¹æ siê dopiero wtedy, gdy wyjdzie st¹d Ritterspach -powiedzia³ twardo.- Nie - w³¹czy³ siê Chun Taekeng.- Hein wysun¹³ przed chwil¹ kilka powa¿nychoskar¿eñ, które powinny zostaæ wys³uchane.Powiedzia³.- Nie dbam o to, co powiedzia³.Je¿eli chcecie zwo³aæ zebranie, aby gowys³uchaæ, mo¿ecie zrobiæ to w ka¿dej chwili.Nawet jeszcze dziœ w nocy.Aledopiero wtedy, gdy zakoñczymy omawiaæ nasze sprawy.To ja zwo³a³em to zebraniejako Koordynator, poniewa¿ czekaj¹ nas niezwykle powa¿ne decyzje.- Nie mo¿esz mnie st¹d wyrzuciæ! - wrzasn¹³ Hein.- Jako Kapitan Proktor mampe³ne prawo uczestniczyæ w tym zebraniu.Jan zerwa³ siê na równe nogi i podszed³ do poczerwienia³ego z gniewu oponenta.- Masz jedynie prawo wyjœæ st¹d, nic ponadto.To jest rozkaz.- Nie mo¿esz mi rozkazywaæ.Zaatakowa³eœ mnie, s¹ œwiadkowie.- Ty pierwszy wyci¹gn¹³eœ broñ, Hein, dzia³a³em wiêc w samoobronie.I na to te¿s¹ œwiadkowie.Mo¿esz mnie oskar¿yæ, gdy dotrzemy do Southtown.Je¿eli bêdzieszmi zawraca³ tym g³owê teraz, to po prostu zaaresztujê ciê pod zarzutemzagra¿ania bezpieczeñstwu podró¿y.A teraz wynoœ siê st¹d.Hein, w poszukiwaniu pomocy, przebieg³ wzrokiem otaczaj¹ce go twarze.Chunotworzy³ usta, lecz prawie natychmiast je zamkn¹³, nie wypowiadaj¹c ani s³owa.Hradil siedzia³a nieruchoma i spiêta, niczym gotowy do ataku w¹¿.Wpomieszczeniu panowa³a cisza.Hein chrz¹kn¹³ i ruszy³ w stronê drzwi.Uj¹³klamkê lew¹ d³oni¹ i po chwili rozp³yn¹³ siê w ciemnoœciach nocy.- Sprawiedliwoœci stanie siê zadoœæ w Southtown - rzuci³a z³owrogo Hradil.- Niech bêdzie i tak - odpar³ Jan pozbawionym jakiejkolwiek emocji g³osem.- Popodró¿y.A teraz do rzeczy.Czy s¹ jakieœ k³opoty, o których powinienemwiedzieæ?- S¹ narzekania i skargi - powiedzia³ Ivan Semenow.- Nawet nie chcê o tym s³yszeæ.Morale, skargi, ¿ywnoœæ, problemy osobiste - towszysto mo¿e byæ za³atwione przez G³owy Rodzin
[ Pobierz całość w formacie PDF ]