[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Kr¹¿y³y ró¿ne plotki.— I nic nie zrobi³aœ?— Prywatne przyjemnoœci Chandry Gokhale, jakkolwiek godne pogardy s¹ w moichoczach, nie przeszkadza³y mu doskonale wype³niaæ obowi¹zków G³Ã³wnego InspektoraArchiwów.Szczególnie dobrze radzi³ sobie z tworzeniem nowych Ÿróde³dochodów.— Rzeczywiœcie.— G³os Duszo³ap, który przed chwil¹ jeszcze by³ ch³odny irzeczowy, jakby siê trochê zawaha³.Murgen mia³ potem donieœæ o rozbawieniu,jakie go ogarnê³o, kiedy pomyœla³, ¿e byæ mo¿e ona naprawdê mia³a jakieœmoralne zastrze¿enia.— Napadniêto go w ten sam sposób jak Khojiego.— Sugerujesz wiêc, ¿e byæ mo¿e ktoœ ¿ywi urazê do ministerstwa jako ca³oœci?Albo ¿e K³amcy za swój cel wybieraj¹ ludzi cechuj¹cych siê t¹ akurats³aboœci¹?— Gokhale nie zamordowali K³amcy.Tego akurat jestem pewna.To zosta³o zrobioneprzez tych samych ludzi, którzy wywabili £abêdzia na zewn¹trz i tam go zabili.Jeœli naprawdê go zabili.— Jeœli? — Radishê najwyraŸniej zaskoczy³o to podejrzenie.— Nie znaleŸliœmy cia³a.Zwróæ uwagê, ¿e tym razem równie¿ nie ma cia³a.Ludzieprzebrani za naszych ¿o³nierzy natychmiast pojawili siê na miejscu i zabralitrupy.Dwóch cz³onków Tajnej Rady zaginê³o na przestrzeni mniej ni¿ tygodnia.Bior¹c pod uwagê kwestie organizacyjne, nale¿eli do najwa¿niejszych.Dziêki nimca³a maszyneria dzia³a³a.Gdyby Wielki Genera³ znajdowa³ siê gdzieœ tutaj,mo¿na by bez wiêkszych obaw pomy³ki przewidywaæ, ¿e on sta³by siê nastêpnymcelem.Ta banda kap³anów nic nie znaczy.Nic nie robi¹.Nie panuj¹ nad niczym.Moja siostra dowiod³a, ¿e jeœli siê ich pozabija, w ci¹gu kilku chwil mog¹zostaæ zast¹pieni innymi nierobami.A nikt nie zast¹pi ani £abêdzia, aniGokhale.W szeregi Szarych ju¿ zaczyna wkradaæ siê rozprzê¿enie.Murgen odnotowa³ sobie w pamiêci, aby wspomnieæ, ¿e Wierzba £abêdŸ wcale niemusia³ byæ takim figurantem, za jakiego chcia³ uchodziæ w oczach œwiata.— Dlaczego nie mieliby to byæ Dusiciele? — zapyta³a Radisha.— Poniewa¿ temu akurat wê¿owi ci sami ludzie ju¿ wczeœniej uciêli ³eb.—Przedstawi³a jej relacjê z wydarzeñ w Ogrodzie Z³odziei.NajwyraŸniej niezada³a sobie trudu, by wczeœniej o czymkolwiek poinformowaæ Ksiê¿niczkê.Jasneby³o, ¿e Protektorka uwa¿a j¹ za konieczn¹, lecz m³odsz¹ wspólniczkê w swymprzedsiêwziêciu.— W ci¹gu kilku dni ci ludzie, o których myœla³yœmy, ¿ezostali na dobre zniszczeni, odciêli ³eb jednemu wrogowi, a drugiego powa¿nieokaleczyli.Stoi za tym wszystkim jakiœ naprawdê niebezpieczny intelekt.Wcalenie by³ niebezpieczny.Jego posiadaczka nawet nie mia³a tyle szczêœcia, o ilej¹ pos¹dzano.Ale umys³ ow³adniêty stosown¹ dawk¹ szaleñstwa odkryje wzory ipowi¹zania tam, gdzie tak naprawdê tylko los spiskowa³.A Duszo³ap zawszeczujnie rozgl¹da³a siê w poszukiwaniu z³a równie wielkiego jak ona sama.— Wiedzia³yœmy przecie¿, ¿e nie pozostan¹ na zawsze w cieniu — powiedzia³aRadisha.I szybko siê poprawi³a: — Przynajmniej ja wiedzia³am.Kapitandostatecznie czêsto mi o tym przypomina³.— Nie powinna ekshumowaæ przesz³oœcii otwarcie ¿a³owaæ b³êdów, jakie pope³ni³a.Diabe³ zosta³ g³êboko pogrzebany,setki mil st¹d.Kobieta uosabiaj¹ca znacznie bardziej bezpoœrednie zagro¿eniesiedzia³a tu i teraz, tu¿ obok niej.Protektorka to by³ b³¹d, na którego naprawienie, jak to od dawna ju¿podejrzewa³a, nie starczy jej ¿ycia.Nie dbaj¹c o konsekwencje, zdecydowa³a siêw swoim czasie na oœlep dosi¹œæ tygrysa.Teraz mog³a jedynie mocno siê trzymaæ,póki nie nast¹pi koniec jazdy.Duszo³ap powiedzia³a:— Musimy wezwaæ Wielkiego Genera³a.Jeœli uda nam siê obsadziæ miasto jego¿o³nierzami, zanim wróg wykona nastêpne posuniêcie, bêdziemy dysponowaæ si³¹ludzk¹, która pozwoli nam ich wyœledziæ.Powinnaœ natychmiast wys³aæ rozkazy.Igdy tylko kurier bezpiecznie opuœci miasto, obwieœcimy, ¿e Wielki Genera³wraca.Wyj¹tkowa nienawiœæ, jak¹ ¿ywi¹ wobec Mogaby, ka¿e im odroczyæ wykonaniewszystkich innych planów, póki nie uda im siê i jego porwaæ.— Wydaje ci siê, ¿e potrafisz przewidzieæ, co zrobi¹?— Wiem, co ja bym zrobi³a, gdyby znienacka opanowa³ mnie ten rodzaj gwa³townegoprzyp³ywu wybuja³ej ambicji, któr¹ siê najwyraŸniej zarazili.Zastawiam siê,czy to przypadkiem nie jest wstêp do jakiegoœ zamachu stanu albo czegoœtakiego.Radisha, zniecierpliwiona tymi rozwa¿aniami, wtr¹ci³a pytanie:— Co zrobi¹ w nastêpnej kolejnoœci?— Na razie informacjê o tym zatrzymam dla siebie.Nie chodzi o to, ¿e ci nieufam.— Duszo³ap prawdopodobnie siebie sam¹ te¿ bezustannie podejrzewa³a.— Poprostu chcê siê upewniæ, ¿e zdo³a³am w³aœciwie poj¹æ wzorzec dzia³añ i jestemzdolna przewidzieæ, jak funkcjonuje ten nowy intelekt.Sama wiesz, ¿e dysponujêpewnymi talentami w tym kierunku.Niestety, Radisha doskonale wiedzia³a.Nie powiedzia³a nic.Duszo³ap równie¿siedzia³a w milczeniu, jakby czekaj¹c, a¿ Ksiê¿niczka odezwie siê pierwsza.Radisha jednak nie mia³a nic do powiedzenia.Wreszcie Protektorka zaczê³a myœleæ na g³os:— Zastanawiam siê, kto to mo¿e byæ? Czarodziejów znam jeszcze z dawnych czasów.¯aden nie mia³ doœæ ambicji, wyobraŸni czy woli, aczkolwiek twardzi byli obajwystarczaj¹co
[ Pobierz całość w formacie PDF ]