[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żeby tylko nie zachorowała.Zapukała po drodze do pokoju Berti i przekonała się, że dziewczyny jeszcze nie ma.Potem poszła się przebrać do obiadu.Gdy była gotowa, zeszła na dół.Ralf, już przebrany i wyświeżony, stał przed wejściem, rozglądając się na wszystkie strony.Ciocia Stefcia zbliżyła się do niego.- Czy Berti dotąd nie powróciła, Ralfie?- Nie, nie rozumiem tego wcale.Przecież powinna była od dawna przyjść na obiad.Teraz z pokoju stołowego wyszła pani Lankwitz.Ralf zwrócił się do niej.- Czy pani dziś rano widziała moją narzeczoną? Może pani zauważyła, w jakim kierunku poszła?- Widziałam jaśnie panienkę tylko przez chwilę, gdy jadła śniadanie.Rozmawiałyśmy o pogodzie.Potem poszłam do kuchni i nie widziałam później panienki.Teraz Ralf zaniepokoił się na dobre.Przez łąki udał się spiesznie do lasu, spodziewając się, że lada chwila spotka narzeczoną.Ponieważ nie nadchodziła, zawrócił do domu.Tymczasem Linda zeszła na dół.Odzyskała zupełnie panowanie nad sobą.Śmiejąc się zawołała do Ralfa:- Ach, ty biedaku! Twoja narzeczona tak zapamiętale szkicuje piękne widoki, że zupełnie zapomniała o tobie.Ralf, spojrzawszy na Lindę, przestraszył się.Była śmiertelnie blada, oczy miała podkrążone, sprawiała wrażenie ciężko chorej.Powitał ją uprzejmie i rzekł:- Jak się teraz czujesz, Lindo? Ciocia Stefcia mówiła mi, że cię głowa bolała - rzekł Ralf.- Przespałam się i trochę mi lepiej.Wyobraź sobie, że położyłam się zaraz po śniadaniu i do tej chwili spałam jak suseł.Teraz jestem głodna.Miejmy nadzieję, że Roberta nam zbyt długo nie każe czekać na siebie.Wszyscy troje weszli do domu.Przy drzwiach jednak Ralf zawrócił.- Muszę wyjść Berti naprzeciw.Czy nie wiesz, Lindo, dokąd poszła?- Zdaje się, że do olszynki.Przynajmniej wczorajszego wieczoru mówiła, że ma zamiar tam pójść.Ralf pobiegł w kierunku olchowego gaiku, lecz wkrótce powrócił.Powtarzało się to kilka razy, ale Berti wciąż nie powracała.Ralf z coraz większym niepokojem spoglądał na zegarek.Obie panie starały się go uspokoić, a pani Lankwitz weszła do kuchni i kazała wstawić obiad do piekarnika.Tak upłynęła godzina.Ralf nie mógł już dłużej opanować lęku.Obawiam się, że Berti coś się stało.Niestety, nie wiadomo dokąd poszła.Trzeba jej poszukać.Linda zbliżyła się do niego.- Udam się także na poszukiwanie Roberty.Ty idź do gaju olchowego, ja pójdę jej szukać w ruinie.Przecież tylko w tych dwóch miejscach można będzie ją znaleźć, bo gdzieżby poszła.- Dobrze, chodź! - odparł Ralf.Oboje ruszyli spiesznie w drogę, każde w innym kierunku.Ralf pobiegł do olszynki, a Linda zaczęła się wspinać w górę.Nie zaszła jednak daleko.Gdy znalazła się na miejscu, gdzie nikt nie mógł jej zobaczyć, przystanęła, patrząc przed siebie tępym wzrokiem.Przy najlżejszym szmerze, przy szeleście gałęzi, drżała i trwożnie rozglądała się wokoło.Potem orzekła, że minęło już dość czasu, że teraz może powrócić do dworu.Wolnym krokiem poczęła schodzić z góry.Ciocia Stefcia, pełna lęku, wybiegła jej naprzeciw.- Czy Roberta nie wróciła? - spytała Linda.Staruszka przecząco potrząsnęła głową.- Nie! Więc i ty również jej nie znalazłaś?- Na górze jej nie ma.Czy Ralf już przyszedł?- Jeszcze nie.- On ją na pewno znajdzie.Może miała jakiś drobny wypadek, może zwichnęła nogę i nie może chodzić.Mogło się jej zdarzyć coś takiego.- Spodziewam się, że nie spotkało jej nic złego.Tak się boję o to dziecko.W tej chwili nadbiegł Ralf, zdyszany i zaniepokojony.Ujrzawszy obie kobiety idące mu naprzeciw przestraszył się.- Więc ty także nie znalazłaś jej, Lindo? - zapytał.- Nie, Ralfie.A szukałam wszędzie.A ty?- Nie natrafiłem na najmniejszy ślad, ani w olszynce, ani we wsi.Poszła na pewno inną drogą i może zabłądziła.Lękam się ogromnie.Wybiegł na podwórze i zwołał ludzi, którzy pozostali we dworze.Było ich niewielu, bo wszyscy prawie pracowali w polu.Kazał im wszystkim iść do lasu i w różnych kierunkach szukać Berti.Kto by ją znalazł, miał natychmiast zawiadomić Ralfa.Ralf dosiadł konia i pojechał nad rzekę, a potem do wsi, obierając także drogę przez las.Ciocia Stefcia i Linda udały się również na poszukiwanie do lasu.Około piątej wszyscy wrócili do domu.Poszukiwania okazały się daremne.Nie natrafiono nawet na ślad, mogący wskazać drogę do zaginionej.Ralf blady i znękany, biegał po całym dworze wykrzykując imię narzeczonej.Szukał jej we wszystkich kątach i zakamarkach, nawet w zabudowaniach gospodarskich i w stajniach.Ciocia Stefcia i Linda, bardzo blade, siedziały na werandzie.Ralf podszedł do nich i powiedział:- Nie mogę wytrzymać w domu, pójdę jeszcze raz do lasu.Może ludzie nie szukali jej dobrze, pójdę sam.Potem pędem wybiegł z domu.Linda śledziła go wzrokiem i stwierdziła z zadowoleniem, że udał się w kierunku wsi.Była coraz spokojniejsza, nabierała pewności, że nikt nie odkryje jej zbrodni.Ralf postanowił jeszcze raz poszukać Berti w wiosce.Zatrzymał się jednak w połowie drogi.Wpadło mu nagle do głowy, że może Linda niezbyt gruntownie przeszukała ruiny.Nie znała tego miejsca tak dobrze jak on.Berti mogła się przecież potknąć, poślizgnąć.Może leży w jakimś kącie, a Linda nie widziała jej.Postanowił, że na wszelki wypadek pójdzie na górę.Ta myśl dodała mu trochę otuchy i nadziei.Nie wszedł na ścieżkę, wijącą się w górę, lecz pobiegł na przełaj, przedzierając się przez gąszcz.Gdy wreszcie znalazł się na szczycie góry, zaczął wołać na cały głos:- Berti! Berti!Przeszukał wszystkie kąty ruiny.Wreszcie doszedł również do baszty.I oto nagle ujrzał przy wejściu do baszty coś czerwonego.Schylił się i podniósł kolorową kredkę, owiniętą w czerwony, błyszczący papier.Berti używała takich kredek do szkicowania.Papierek był zupełnie gładki i czysty, wyglądał tak, jakby upadł tu dopiero dzisiaj.Ralfowi wydało się to niezbitym dowodem, że Berti musiała dzisiejszego dnia być w ruinach.Nabrał pewności, że wchodziła także do baszty.Pędem wbiegł na schody, wołając wciąż pełnym trwogi głosem imię Berti.Odpowiadała mu jednak upiorna cisza.Wszedł aż na taras i z wysokości zaczął ją wołać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]