[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Położył jej dłonie na swojej piersi, tak że poczuła jego twarde mięśnie pod T-shirtem i bicie serca pod nimi.- Szkoda, że nie mogę zostać - wyszeptała.- Nie żałuj.- W jego głosie było napięcie, które ją zaskoczyło.- Jocelyn nie chce, żebyś się stała taka jak ja.I wcale się jej nie dziwię.- Jace, dobrze się czujesz? - spytała, zdumiona nutą goryczy w jego tonie.Zamiast odpowiedzieć, pocałował ją, mocno tuląc do siebie.Przycisnął ją do chłodnego lustra w metalowej ramie, otoczył ramieniem w talii, wsunął dłonie pod sweter.Zawsze lubiła sposób, w jaki ją obejmował.Ostrożnie, ale nie aż tak delikatnie, by czuła, że on ma większą kontrolę nad sytuacją niż ona.Żadne z nich nie panowało nad tym, co do siebie nawzajem czują, i Clary się to podobało.Lubiła, kiedy jego serce tak dudniło, że czuła je na skórze, lubiła, kiedy szeptał z ustami na jej ustach.Winda zatrzymała się ze zgrzytaniem, krata się rozsunęła.Clary zobaczyła pustą nawę katedry, migotliwy blask świeczników stojących wzdłuż środkowego przejścia.Przywarła do Jace'ego, zadowolona, że w windzie panuje półmrok, dzięki czemu nie widzi w lustrze swojej rozpalonej twarzy.- Mogłabym jeszcze chwilę zostać - wyszeptała.Jace nie odpowiedział.Wyczuła w nim napięcie i sama też zaczęła się denerwować.To było coś więcej niż pożądanie.Całe jego ciało drżało, kiedy wtulił twarz w zagłębienie jej szyi.- Jace - szepnęła Clary.Puścił ją nagle i cofnął się o krok.Jego policzki płonęły, oczy się jarzyły.- Nie - rzekł zdecydowanym tonem.- Nie chcę dawać twojej matce kolejnego powodu, żeby mnie nie lubiła.Ona już uważa, że jestem wcieleniem swojego ojca.Umilkł, nim Clary zdążyła zaprotestować: „Valentine nie był twoim ojcem".Jace starał się używać nazwiska Morgenstern, nigdy nie mówił „mój ojciec".jeśli w ogóle go wspominał.Zwykle unikał tego tematu, a Clary nigdy nie powiedziała mu o skrywanych obawach jej matki, że jest taki jak Valentine.Wiedziała, że sama sugestia bardzo by go zraniła.Jedyne, co mogła robić, to trzymać tych dwoje z dala od siebie.Zanim się odezwała, Jace otworzył szarpnięciem drzwi windy.- Kocham cię, Clary - wyznał, nie patrząc na nią, tylko na wnętrze kościoła, na rzędy zapalonych świec.Ich złote płomyki odbijały się w jego oczach.- Bardziej niż kiedykolwiek.Boże.Chyba bardziej niż powinienem.Wiesz o tym, prawda?Clary wyszła z windy i odwróciła się do Jace'ego.Chciała mu powiedzieć tysiąc rzeczy, ale on już odwrócił od niej wzrok i wcisnął guzik.Zaczęła protestować, ale drzwi się zatrzasnęły i winda ruszyła z powrotem na wyższe piętra Instytutu.Przez chwilę gapiła się na wizerunek Anioła z rozpostartymi skrzydłami i uniesionym wzrokiem.Anioł był namalowany na wszystkim.Jej głos wypełnił echem puste pomieszczenie, kiedy powiedziała:- Ja też cię kocham.3.SIEDMIOKROTNA POMSTA- Wiecie, co jest fantastyczne? - rzucił Erie, siadając do bębnów.- Mieć wampira w zespole.To jest rzecz, która wyniesie nas na szczyt.Kirk opuścił mikrofon i przewrócił oczami.Erie wciąż mówił o sukcesach i sławie, ale na razie ich największym osiągnięciem był występ w Knitting Factory i to, że przyszły na niego cztery osoby.Jedną z nich była mama Simona.- Nie rozumiem, jakim cudem zaprowadzi nas to na szczyt, skoro nikomu nie możemy powiedzieć, że on jest wampirem.- Szkoda - odezwał się Simon.Siedział przy jednym z głośników, obok Clary, zajętej esemesowaniem, prawdopodobnie do Jace'ego.- I tak nikt wam nie uwierzy, bo tylko na mnie spójrzcie.Jestem Chodzącym za Dnia.- Pokazał na słońce sączące się przez dziury w dachu garażu Erka, ich obecnym miejscu prób.- Rzeczywiście, trochę to źle wpływa na naszą wiarygodność - przyznał Matt, odgarniając z oczu jasnorude włosy.- Mógłbyś, na przykład, nosić fałszywe kły.- On nie potrzebuje fałszywych kłów - wtrąciła z irytacją Clary, odkładając telefon.- Ma prawdziwe.Przecież je widzieliście.To była prawda.Simon musiał wysunąć kły, kiedy przekazywał nowinę zespołowi.Z początku koledzy sądzili, że odniósł ranę głowy albo przeszedł załamanie nerwowe.Kiedy błysnął kłami, zmienili zdanie.Erie nawet stwierdził, że nie jest szczególnie zaskoczony.- Stary, zawsze wiedziałem, że istnieją wampiry.No bo, wiecie, są ludzie, którzy zawsze wyglądają tak samo, nawet kiedy mają.dajmy na to, sto lat.Jak David Bowie.Bo są wampirami.Simon postanowił nie mówić kolegom, że Clary i Isabelle są Nocnymi Łowczyniami.To nie on powinien wyjawić ten sekret.Nie wiedzieli również, że Maia jest wilkołakiem.Sądzili, że Maia i Isabelle to dwie gorące dziewczyny, które jakimś cudem zgodziły się chodzić z Simonem.Jak się wyraził Kirk, musiał na nie podziałać „seksapil wampira".Simona nie obchodziło, jak nazywają przyczynę jego niezrozumiałego powodzenia, dopóki trzymali język za zębami i nie mówili Mai o Isabelle i na odwrót.Na razie udawało mu się zapraszać je na występy na zmianę, tak że nigdy nie pojawiły się obie na tym samym.- Może powinieneś pokazać kły na scenie, stary? - zaproponował Erie.- Tak jak wtedy nam.Błysnąć nimi przed tłumem.- Gdyby to zrobił, przywódca nowojorskiego klanu wampirów zabiłby was wszystkich- odezwała się Clary.- Przecież wiecie, prawda? - Pokręciła głową, patrząc na Simona.- Nie mogę uwierzyć, że im powiedziałeś - dodała ściszonym głosem, tak że tylko on ją słyszał.- Oni są idiotami, gdybyś wcześniej tego nie zauważył.- Są moimi przyjaciółmi - odszepnął Simon.- Przyjaciółmi i idiotami.- Chcę, żeby ludzie, na których mi zależy, znali prawdę.- Tak? - rzuciła Clary niezbyt miłym tonem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]