[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był tajemniczy i przez to bardziej pociągający, ale nie lubię zbyt długich ceregieli, więc wróciłam do wyglądania przez okno.— Mogę się przysiąść?Odwróciłam się i cofnęłam z powodu jego nagłej bliskości, pozwalającej mi dostrzec jedynie proste czarne włosy i okulary słoneczne, jakie noszą piloci.Nie, miał także niezłą brodę; silną, kwadratową szczękę.— Skąd wiedziałeś, że lubię kir z limoną?Zdjął ciemne okulary.To był Bruce Beetz.— Wiem o tobie bardzo wiele, Anthea.Diafragmę trzymasz w nocnym stoliku przy łóżku w fioletowym, plastikowym pudełeczku.Jesz tuńczyka tylko firmy „Bumblebee” i trochę chrapiesz podczas snu.Cóż jeszcze? Twój ojciec ma na imię Corkie.Corkie Powell.Matka nie żyje; masz brata i dwie siostry.Wiem o tobie sporo, Anthea!— Po co ci to?Uśmiechnął się, wzruszając ramionami.— Muszę wiedzieć różne rzeczy o swoich ludziach.— A dlaczego jestem jednym z twoich ludzi, John?Przestał się uśmiechać.Nadeszła moja kolej.— To twoje imię, prawda? John Cray.— Skąd to wiesz?Ręka na podołku trzęsła mi się; zacisnęłam ją mocno, a potem rozluźniłam.— Śniłam cię.Nie wiem, czy wyszedłeś z mojego snu, czy też wszedłeś do niego.Wstał.— O czym ty, do licha, opowiadasz?— Gdzie są twoje białe włosy, Johnie Cray? Odeszły wraz z Bruce’em Beetzem?Wyciągnął w moim kierunku palec.— Obserwowałem cię! Wiem o tobie mnóstwo rzeczy, Anthea!Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się.— A zatem nasza kolizja samochodowa nie była tak całkiem przypadkowa?Przeciął palcem powietrze.— My nie popełniamy błędów.Zawsze mamy rację w stosunku do ludzi, których wybieramy!— Może ja nie jestem „ludzie”?Walter śledził wzrokiem odejście Craya; potem podszedł.— To był krótki romans, Anthea.Coś ty mu powiedziała? Że masz AIDS?Wysączyłam do końca drinka i wyciągnęłam kieliszek po następny.— Coś w tym rodzaju.Widziałeś go kiedykolwiek wcześniej, Walter?— Nigdy.Ale to z całą pewnością przystojny facet.— Masz na myśli przystojną kobietę.Walter spojrzał na mnie prawdziwie zaskoczony.— Nie! Jestem mistrzem w zgadywaniu, kto jest kto! Nie powiesz mi, Anthea, że to była kobieta?!Skinęłam głową i posunęłam kieliszek w jego kierunku.— To jest kobieta.Bardzo się stara, by nią nie być, ale jej podbródek mimowolnie ją zdradził.Jest zbyt miękki.— Twój „John Cray” to tak naprawdę jest Joanne Cray.Mieszka z inną lesbą o nazwisku Petra Hackett.Prawdopodobnie to ona jechała tamtej nocy na rowerze.Aranżują takie sytuacje; robiły to już wcześniej.Są aktorkami nie wykonującymi już swojego zawodu.Wymyśliły więc sobie teraz dobry interes, polegający na zastraszaniu ludzi, aby działali zgodnie z ich wolą.W dzisiejszych czasach to zyskowne zajęcie.— Jak to robią?Założył nogę na nogę i wziął kolejnego papierosa z mojej paczki.— Tak, jak sama to nazywasz.Głównie przez Wielki Nacisk.— Co to jest „Wielki Nacisk”?— Szantaż.Słyszałem, że kiedyś porwały dziecko, ale to była tylko plotka.Specjalizują się w przerażaniu ludzi do tego stopnia, by ci spełniali ich życzenia.Tak, jak usiłowały zrobić to z tobą — roześmiał się i opadł na oparcie krzesła.— Jezu, gdyby tylko wiedziały, w kogo się wpieprzyły, co?Obciągnęłam spódniczkę i schowałam włosy za ucho.— Coś jeszcze?Zerknął do rozłożonego na kolanach notatnika.— Żadna z nich nie jest notowana, bo ciągle zmieniają wcielenia.Większość ludzi sądzi, że ma do czynienia z mężczyznami! Często także przeprowadzają się z miasta do miasta; dużo podróżują, ale cieszą się dobrą reputacją.— Nadają się dla nas? Jesteś tego pewien?— Absolutnie tak.Nie ma co do tego wątpliwości.Skinęłam głową, że może odejść.Momentalnie wstał.— Mógłbym jeszcze coś dla pani zrobić, panno Powell?Zawsze był ożywiony pragnieniem uczynienia czegoś więcej; jedna z jego niewielu miłych cech.Poza tym był kolejnym wścibskim, małym szczurem, który pracował dla mnie, kiedy mu na to pozwalałam.— Nie, dziękuję.Będę w kontakcie.Trzymając kapelusz w ręce, skłonił się i wyszedł.Oparłam się wygodnie o krzesło i wyjrzałam przez okno.Chciałam pomyśleć, zanim się za nie wezmę.Poglądy innych ludzi nie zawsze pokrywają się z moimi.Podobały mi się pomysły z samochodzikiem w wannie oraz książką w łóżku, ale mogły służyć jedynie jako momenty inspirujące — jak górne C dla tenora, któremu udało się je osiągnąć raz w życiu, po czym resztę swej kariery spędził na bezowocnym usiłowaniu powtórzenia tego sukcesu.Prawdziwa inspiracja nie polega na szczęściu — to geniusz.I tylko geniusze ją osiągają.A zatem zaczęłam je śledzić.Bruce Beetz/John/Joanne Cray lubił(a) różne erotyczne gierki — podrywać w barach kobiety i zabierać je do domu samotnie lub do Petera (Petry), a potem wyciąć im jakiś kawał — jednocześnie pieprzny i wprawiający nie podejrzewającą niczego ofiarę w zakłopotanie.Proste rzeczy, jak zrobienie zdjęć, którymi po kilku dniach wymachiwały wokoło niczym libijską flagą, jeżeli dana osoba nie chciała spełnić ich próśb.Najciekawsze było jednak to, że wcale nie zawsze żądały pieniędzy czy równie oczywistych rzeczy.Czasami chodziło im o upokorzenie kogoś.Nakłoniły pewną snobkę, by przeszła nago handlową promenadą i została aresztowana za obrazę moralności.Innego nieszczęśnika zmusiły do oczywistej zdrady wobec jego syna, rujnując w ten sposób w ciągu kilku zaledwie chwil ich długi i wspaniały związek.Pewnego popołudnia, siedząc w samochodzie przed domem, w którym mieszkały, zasnęłam i śniłam ponownie o dziecku w tajemniczym mieście.Tyle tylko, że tym razem było dwoje dzieci — John Cray i Peter Hackett.Obaj trzymali mnie za ręce i szliśmy uszczęśliwieni przez anonimowe, nieciekawe ulice.— Daleko jeszcze, Anthea?— Już blisko, John.Tylko kilka bloków.— Czy ja także mogę tam pójść?— Pewnie.John pytał mnie już o to, a ja się zgodziłam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]