[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale w istocie przypominamy mechaników samochodów rajdowych: dostrajamy bardzo kapryśne maszyny.Ettrich i jego syn, trzymając się za ręce, weszli do szpitala i wsiedli do jednej z kilku wind.Mimo że kabina pomknęła zaraz w górę z cichym szumem, zatrzymała się trzy razy, nim dotarła do szóstego piętra.Wchodzili do niej i wychodzili ubrani na biało lekarze, ze stetoskopami na szyi i notesami w ręku.Sprawiali wrażenie zdecydowanych i pewnych tego, że postępują w jedyny właściwy sposób.Ettrich zazdrościł im – bardzo by chciał, żeby jego praca była równie ważna i nie ograniczała się do wciskania ludziom rzeczy, które promował w swoich reklamach.Westchnął i bezwiednie chwycił mocniej rękę Jacka.Chłopiec odpowiedział mu uściskiem, spojrzał na niego i uśmiechnął się.Ettrich opuścił wzrok i ponownie uścisnął go dwoma krótkimi ruchami.Winda zwolniła i zatrzymała się.Za drzwiami ukazały się trzy czarne pielęgniarki, rozmawiające z ożywieniem.Dwie z nich weszły do środka.Trzecia stanęła w drzwiach, nie przerywając rozmowy.Ettrich zauważył ją ostatnią, gdyż pozostałe siostry były znacznie ładniejsze.Kobieta oznajmiła tubalnym głosem:– Chcę powiedzieć, że ta rozmowa nie jest zakończona.– Jej głos był tak imponujący, że przedarł się do świadomości Ettricha szybciej niż ona sama.– Och, Michelle, ostatnie słowo zawsze należy do ciebie – poskarżyła się Pierwsza Śliczna Pielęgniarka, kręcąc głową.Dopiero wtedy Ettrich spojrzał na stojącą przed windą kobietę.Była ogromna.Wydawało się, że bez trudu pchnęłaby kulą poza obręb stadionu.Na sekundę ich spojrzenia się przecięły, po czym pielęgniarka odwróciła się do swoich koleżanek.Znał ją; pamiętał.Tylko skąd? Kiedy drzwi zaczęły się zasuwać, zerknął na jej plakietkę: Maslow.Michelle Maslow.– Hej! – zawołał bez namysłu, ale winda już ruszyła.– Co się stało, tatku?– Nic, Jack.Coś sobie przypomniałem.Pytanie skrobało wnętrze jego mózgu jak palec zakończony długim paznokciem.Popatrzył na metalowe drzwi i zmrużył oczy.Kim ona jest? Dlaczego był tak pewny, że ją zna? Wielka czarna pielęgniarka nazwiskiem Maslow.Kim jest?– Przepraszam, czy mogłyby mnie panie poinformować, gdzie pracuje ta siostra? – Ettrich zwrócił się do kobiet, wskazując otwartą dłonią na zamknięte drzwi.– Znasz ją, tato?– Tak sądzę.– Uśmiechnął się.Pierwsza pielęgniarka spojrzała na Jacka i puściła do niego oko.– Jak się masz, przyjacielu? Wpadniesz do nas z wizytą? – Jej wzrok przesunął się na Ettricha.– Siostra Maslow dyżuruje w czwartym punkcie pielęgniarskim na czwartym piętrze.– Trudno ją przeoczyć – dodała druga i zerknęła na swoją koleżankę, która skinęła głową z uśmieszkiem.– Dziękuję paniom.– Skąd ją znasz, tato?– Nie jestem pewny.Wydaje mi się tylko, że znam.Druga pielęgniarka nie mogła się oprzeć pokusie zapytania:– Był pan kiedyś na naszym oddziale intensywnej opieki?Ton jej głosu sprawił, że Ettrich potraktował jej pytanie na serio.– Ee, nie.– Właśnie tam można ją znaleźć.Na tym nie koniec.Kiedy szli korytarzem w stronę gabinetu Capshewa, Ettrich zobaczył po drodze wolno stojący dystrybutor wody o futurystycznym kształcie.Wiedział na pewno, że nigdy z niego tutaj nie korzystał; jednocześnie zaś był przekonany, że próbował napić się z takiego samego dystrybutora, tyle że znajdującego się na innym piętrze szpitala.Przypomniał sobie, że nie mógł wtedy rozgryźć, jak go uruchomić.Jego nieporadność sprawiła, że poczuł się głupio i bezsensownie.O mało się nie rozpłakał.Podparł się o ścianę, by zachować równowagę, tak bardzo czuł się zmęczony, słaby i chory.Był ciężko chory.Pamiętał to.Ale kiedy, do diabła, to było? Jego umysł miotał się.Ettrich nie miał cienia wątpliwości, że doświadczenia te odcisnęły się na jego życiu.Że chciał się napić wody, ale nie mógł się połapać, jak uruchomić ten cholerny dystrybutor.Pamiętał przerażenie, jakim przejęły go odruchy własnego ciała.Dawniej zawsze mógł na nie liczyć.Odwzajemniał mu się tym samym – wysypiał się, ćwiczył, zdrowo się odżywiał.Pamiętał wyraźnie, że w pewnym momencie zapytał głośno: „Czemu mi to robisz? Dlaczego mnie zawodzisz?” Jego ciało bowiem złamało ich święte przymierze – przestało o niego walczyć, bronić go przed chorobą.Pozwalało mu umrzeć.Wgapiony w dystrybutor Ettrich coraz bardziej zwalniał kroku, a głowę wypełniała mu spadająca lawina wspomnień.Ale czy to rzeczywiście były jego wspomnienia? Jak to możliwe? Skąd się wzięły w jego życiu?– Który numer ma jego gabinet, tatku? – Znajomy głosik Jacka sprowadził Ettricha do teraźniejszości, ale nie całkowicie.– Na końcu korytarza.Zaraz będziemy na miejscu.– Zawsze wciska mi do ucha to świństwo.Nie znoszę tego.Brandt.Był taki jeden, sanitariusz – jak się nazywają ci pracownicy szpitala, którzy przynoszą ci jedzenie i zmieniają pościel? Sanitariusze? Pielęgniarze? Na ich oddziale był nadzwyczaj przystojny, młody mężczyzna o nazwisku Brandt, który pracował na dziennej zmianie.Nazywali go Jimpy, choć właściwie miał na imię Jim.Chodził ciągle spięty, podkręcony.Uśmiechał się z byle powodu; paznokcie miał obgryzione do żywego ciała.Wykonywał swoje obowiązki dobrze, ale zbyt prędko, jakby bez przerwy się spieszył.Michelle Maslow ochrzciła go Jimpy.I tak już zostało.– Denerwujesz mnie, Jimpy.Chyba pod skórą zalęgła ci się chmara myszek.Jak tylko cię zobaczę, zaraz mi skacze tętno.I to nie dlatego, że czuję do ciebie miętkę, kapujesz? Serce ściska mnie za gardło, bo ty ciągle pędzisz jak nawiedzeniec.W odpowiedzi na jej zaczepki Brandt błyskał swoim dzikim uśmiechem i zabierał się do pracy.Michelle Maslow.Jimpy Brandt.Skąd Ettrich zna te nazwiska?Dotarli do gabinetu doktora Capshewa i weszli do środka.W poczekalni siedziało kilkoro pacjentów, którzy wyglądali, jakby bawili tu od dłuższego czasu.Ettrich pomyślał, że ta wizyta może trochę potrwać.Na stole w kącie pomieszczenia piętrzył się stos czasopism, zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych.Ettrich i Jack wzięli po kilka z nich.Nie zdążyli ich jednak otworzyć, gdyż recepcjonistka wyczytała nazwisko Jacka.Podnieśli się.Ojciec ruszył za synem do gabinetu, zakłopotany, że wpycha się bez kolejki.Co gorsza, po dwóch minutach Ettrich został stamtąd odprawiony.Capshew postanowił poddać Jacka dodatkowym badaniom, żeby wykluczyć poważniejszą chorobę niż nawrotowe zapalenie ucha.W związku z tym poprosił o przeniesienie chłopca do szpitala.Zaproponował Ettrichowi, żeby wyskoczył na kawę i wrócił za czterdzieści pięć minut.Ettrich przemknął się więc z powrotem przez poczekalnię, jakby dopiero co zwędził wszystkim pacjentom portfele.Przechodząc tamtędy, czuł na sobie ich milczące pretensje.Gdyby byli wężami, pożegnaliby go ogłuszającym grzechotem.Znalazłszy się na korytarzu, odczuł mieszaninę ulgi i niepokoju.Miał blisko godzinę wolnego czasu.Nie chciał nigdzie iść, obawiał się bowiem, że znowu najdą go te realistyczne wizje miejsca i czasu, o których wolałby już zapomnieć.Przez kilka sekund zastanawiał się, czy nie zejść na czwarte piętro i nie poszukać Michelle Maslow.Ale co miałby jej powiedzieć? O co zapytać? Znam panią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]