[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jęczała.Oboje byli bardzo młodzi.- Steve, przyjechali lekarze - wyjaśnił ratownik, kucając niedaleko chłopaka.- Chcemy, żeby ocenili wasz stan.- Zwrócił się do Emmy.- Ma niskie ciśnienie, osiemdziesiąt na pięćdziesiąt.Sądzę, że ma złamaną, nogę.Skarży się na bardzo silny ból.Strażacy obawiają się, że na coś się nadział, i dlatego tak wolno pracują.- Nic dziwnego, że doznał wstrząsu.- Dziesięć mililitrów morfiny dożylnie? - upewniła się Emma.- Oraz elektrolity!- Cierpliwości, Steve.- Emma dotknęła ramienia chłopaka.- Zaraz ból ustąpi.Gdy wbijała mu igłę w ramię, siekący deszcz zmienił się w grad, a chwilę później rozległ się odległy pomruk grzmotów.Czy to możliwe, żeby jeszcze pół godziny temu leżała w ciepłym łóżku?Sean powiódł wzrokiem po tym, co zostało z budynku: obnażone ściany, płaty tapet, drzwi kołyszące się na jednym zawiasie.Przez cały czas z rumowiska wydobywało się złowieszcze skrzypienie.Podszedł do nich umorusany strażak.- Trzeba się spieszyć - oznajmił.- Niepokoi nas stan murów.Jeśli poruszymy belkę, to wszystko może zwalić się prosto na nich.Zaczniemy od dziewczyny.Ma na imię Amy.- Ratujcie ją - powiedział Steve ochrypłym głosem.- Zaczęła rodzić.To dlatego próbowałem podłączyć się do gazu.Było jej zimno i chciałem dać jej coś ciepłego do picia.- Czy wiesz, jak często miała skurcze? Czy były silne? - dopytywała się Emma.- Bardzo ją bolało.Chyba co pięć minut.To przeze mnie - wyszeptał.- Co z nią będzie?- Uratujemy ją - zapewniła go Emma, maskując przerażenie z powodu częstotliwości skurczów.Wyjęła z torby opakowanie z płynem wieloelektrolitowym i spojrzała na Seana.- Jej też dam kroplówkę, żeby zmniejszyć szok.- Oczywiście.Jakie ma ciśnienie? Ratownik spojrzał na oksymetr.- Ciśnienie podwyższone, poziom tlenu niski.Dziewczyna otworzyła oczy, rozejrzała się nieprzytomnie dokoła i nagle zaczęła histerycznie krzyczeć:- Ratujcie mnie! Ratujcie! Nie chcę tu rodzić! Sean chwycił ją za rękę.- Spokojnie, dziecko.Jesteśmy lekarzami.Skup się teraz.Powiedz mi, czy oprócz skurczów coś jeszcze cię boli.Masz czucie w nogach? Czy coś ciężkiego leży ci na brzuchu?- Nie.Jestem uwięziona, ale nic mnie nie boli.Chyba ciągle mam pod sobą krzesło, na którym siedziałam, kiedy nastąpił wybuch.Ratownicy spojrzeli po sobie z ulgą, a Sean mówił dalej:- To twoje pierwsze dziecko, a pierwsze dzieci zazwyczaj się nie spieszą, więc postaraj się uspokoić.Przez ten czas strażacy uwolnią, cię spod gruzu.Oby miał rację, pomyślała Emma.Pochyliła się nad dziewczyną.- Oddychaj głęboko i powoli.To dobrze zrobi dziecku i tobie.Bądź cierpliwa, bo strażacy muszą pracować z ogromnym wyczuciem, więc trochę to potrwa.Dużo ludzi zgłosiło się do pomocy, żeby jak najszybciej was stąd wydostać.Sean po raz kolejny w życiu nie mógł się nadziwić, jak wielką, moc ma fizyczny kontakt i dobre słowo.Z twarzy dziewczyny powoli znikało przerażenie, a po chwili zdobyła się na słaby uśmiech pod adresem chłopaka.- Obiecaj, że zabierzesz mnie na drinka, jeśli stąd wyjdziemy - szepnęła.Sean nie puszczał jej dłoni, gdy strażacy zdejmowali kamień po kamieniu, starając się nie naruszyć sterty gruzu tuż nad przysypanymi.- Czy w tej sytuacji można im podać tlen? - Emma zwróciła się do strażaka kierującego akcją.- To by im bardzo pomogło.- Jeszcze nie.Może się okazać, że będziemy musieli użyć palnika acetylenowego do przecięcia większych kamieni.Wystarczy nam ten jeden wybuch.Gdy Amy nagle krzyknęła wniebogłosy, ratownicy znieruchomieli.- Czy to był skurcz? - spytał Sean półgłosem.- Jak będziesz czuła, że nadchodzi następny, ściśnij moją rękę.- Dobrze - wysapała Amy.- Niech oni się pospieszą.Nie wytrzymam dłużej.- Jeszcze trochę, Amy.Robią., co mogą - powiedział Steve ledwie słyszalnym głosem.Czas płynął nieubłaganie.- Trzy minuty między ostatnimi dwoma skurczami - ostrzegł Sean Emmę.- Poproś ich, żeby się jednak pospieszyli.Jeden ze strażaków musiał usłyszeć jego prośbę, bo skinął głową i powiedział:- Zaraz podnosimy belkę.To nie potrwa długo.Po chwili świadkowie akcji jak jeden mąż westchnęli z ulgą.Ratownicy natychmiast przenieśli Amy na nosze i błyskawicznie zapakowali do karetki, która ruszyła z piskiem opon, poprzedzana autem policyjnym na sygnale.Emma i Sean mogli teraz zająć się chłopakiem.Przez cały czas rozmawiali z nim paramedycy z ekipy ratunkowej, aby odwrócić jego uwagę od tego, co się dzieje.- Przygotujcie sobie zawczasu szynę oraz deskę - przypomniał im Sean.Nagle Emmę porwały czyjeś silne ramiona.To jeden ze strażaków w ostatniej chwili przeniósł ją dalej od walącej się ściany.Emma przeraziła się, że Sean i Steve zostali przysypani.Przez chwilę słychać było tylko wycie wiatru i szum deszczu.Potem jednak rozległ się pełen irytacji głos Seana:- Panowie, kiedy go wreszcie uwolnicie?! Dziesięć minut później chłopak w kołnierzu ortopedycznym leżał już na specjalnej desce.- Na razie nic nie wiemy o jego innych obrażeniach.Trzeba zawiadomić traumatologię, że mają mu prześwietlić miednicę, obie kości piszczelowe i udowe.Jak myślisz, co jest z tą nogą?Delikatnie obmacywała zakrwawioną, kończynę.- Nie stwierdzam otwartego złamania, ale może to być zmiażdżenie, wziąwszy pod uwagę ciężar, jaki go przygniótł.- Utną mi nogę? - wyszeptał chłopak.- Na pewno nie.- Sean uśmiechnął się.- Ale przez jakiś czas nie będziesz mógł grać w piłkę.Gdy niesiono go do karetki, Steve rzekł półgłosem:- Dziękuję za uratowanie Amy.Gapie rozchodzili się powoli, a strażacy stawiali ogrodzenie dokoła zniszczonego budynku.- Zmarzłaś? - Objął ją.- Nie, ale padam z nóg.Mimo to bardzo się cieszę, że oboje żyją.Jutro muszę sprawdzić, co się dzieje z Amy.Mam nadzieję, że dziecko urodzi się zdrowe.- Wracajmy.Należy się nam coś gorącego.Wsiedli do auta i niedługo potem znaleźli się nad jej domem.Sean postanowił odprowadzić ją pod same drzwi.Na dole stanęli jak wryci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]