[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Zatrzymał się z własnej nieprzymuszonej woli.–Och, błagam! – Ruth przewróciła oczami.– No i co? Wiedziałaś go?–Kogo?–Wiesz kogo.Tego twojego dziwaka.Westchnęłam.–Widziałam.–I co?–I pstro.Widziałam go.On mnie nie.Koniec.–Boże! – Ruth parsknęła śmiechem.– Jesteś ciężkim przypadkiem, wiesz? O, co to?–Co co?–To – pokazała palcem.– Czerwona plama na twoim bucie.Podniosłam stopę i przyjrzałam się plamce czerwieni na beżowym espadrylu.–Och, to tylko krew Karen Sue Hankey.–Krew? O mój Boże! Coś ty jej zrobiła?–Trzasnęłam ją w twarz – odparłam, wciąż odczuwając rodzaj dumy na samo wspomnienie.– Szkoda, Ruth, że nie widziałaś.To było piękne.–Piękne? – Ruth walnęła czołem o kierownicę.– O Boże! A byłaś już na dobrej drodze.–Ona na to w pełni zasłużyła.–To cię nie usprawiedliwia – odparła Ruth, podnosząc głowę.– Można kogoś uderzyć, i to jest usprawiedliwione, tylko w jednym wypadku, Jess, a mianowicie, kiedy ktoś chce pobić ciebie, a ty się bronisz.Nie możesz tłuc ludzi naokoło tylko, dlatego, że nie podoba ci się, co mówią.Zobaczysz, będziesz miała poważne kłopoty.–Nie.Nie tym razem.Złapali mnie, a pan Goodhart nie powiedział mi złego słowa.Kazał mi po prostu iść do domu.–Taak, bo w jego biurze siedział chłopak podejrzany o morderstwo! To pewnie trochę odwróciło jego uwagę.–Mark Leskowski nie jest mordercą – oświadczyłam.– I całkowicie poparł mój zamach na buziunię Karen Sue.Twierdzi, że jest pretensjonalna.–O Boże – jęknęła Ruth.– Dlaczego musiałeś mnie pokazać taką porąbaną przyjaciółką?Nie obraziłam się, bo akurat w tej chwili myślałam o niej dokładnie to samo.–Poćwiczmy razem – zaproponowałam.– O dziewiątej, dobrze?Ponieważ mieszkamy obok siebie, często otwieramy okna gramy razem, urządzając darmowy koncert dla sąsiadów.–Dobrze – powiedziała Ruth.– Ale jeśli wydaje ci się, że możesz uderzyć Karen Sue Hankey i zapomnieć o tym, to jesteś w błędzie, przyjaciółko.Śmiałam się do siebie, wbiegając po schodach.Jakby było się czym martwić! Karen Sue tak się przeraziła, że na pewno już nigdy nie będę musiała znosić jej złośliwych uwag.Poza tym, czas przesłuchania w czwartek, ze spuchniętym nosem, zawsze jeszcze gorzej niż zwykle.Zadowolona wśliznęłam się do domu.Ledwie tylko postawiłam stopę na stopniu schodów prowadzących do mojego pokoju, kiedy z kuchni dobiegł mnie głos mamy.Niezbyt zadowolony.Wołała mnie, więc poszłam grzecznie do kuchni.–Cześć, mamo!Ku mojemu zdumieniu tata też tam był.Tata nigdy we wtorki nie wracał do domu przed szóstą.–Cześć, tato! – Zwróciłam uwagę, że wyglądali jakoś nieszczególnie.Serce łomotało mi z niepokoju.– Co się stało? – zapytałam.– Czy Douglas…–Douglasowi – powiedziała mama głosem zimnym jak lód – nic nie dolega.–Och.– Popatrzyłam na nich uważnie.– Nie chodzi o…–Michael – przerwała mi mama tym samym tonem – również czuje się świetnie.Odetchnęłam z ulgą.Cóż, jeśli nie chodziło ani o Douglasa, ani o Mike'a, nie mogło być tak źle.Może to nawet coś dobrego.Wiecie, moi rodzice mogli uważać, że coś jest złe, a ja dokładnie odwrotnie.Na przykład gdyby ciotka Rose padła nagle na atak serca.–Więc co się dzieje? – odezwałam się, przybierając na wszelki wypadek poważny wyraz twarzy.–Przed chwilą mieliśmy telefon – rzekł ponuro tata.–Nigdy nie zgadniesz, kto to był – dodała mama.–Poddaję się – powiedziałam, myśląc: O kurczę, ciotka Rose naprawdę odeszła z tego świata.– Kto to był?–Pani Hankey – odparła mama.– Matka Karen Sue.O rany.Wpadłam.Wpadłam jak nigdy.Ale wiecie, co? Naprawdę uważam, że nie mieli prawa się wściekać.W końcu broniłam honoru rodziny.Co za jędza z tej Karen Sue! Żeby nagadać na mnie matce! I oczywiście przedstawiła całe zdarzenie w wersji poprawionej.Według Karen Sue usiłowałam wymknąć się z uroczystości, a ona mnie zatrzymała.Zrobiła to rzecz jasna ze szlachetnych pobudek: dla mojego własnego dobra, a także z szacunku dla pamięci Amber.Ja jednak koniecznie chciałam zwiać i dlatego ją uderzyłam.A te bzdury, które wygadywała o moich zdolnościach? Ze popełniłam grzech, wypierając się daru od Boga? A to, co mówiła o Douglasie? Ze jego choroba to kara boska i że na nią zasłużył? Nie, tego oczywiście nie powtórzyła rodzicom.Mama nie uwierzyła, kiedy jej o tym powiedziałam.Karen Sue zamąciła mojej mamie w głowie, podobnie zresztą jak swojej.Kiedy moja mama patrzy na Karen Sue, widzi idealną córkę, jaką zawsze chciała mieć.Wiecie, miłą, posłuszną córeczkę, która co roku prezentuje słodycze własnej roboty na wiejskim targu, a na noc zakłada lokówki, tak, że rano włosy zawijają się we właściwą stronę.A mojej mamie trafiła się córka, która odkłada każdy grosz na harleya i nosi krótkie włosy, żeby nie zawracać sobie głowy układaniem fryzury.Och, i w dodatku ciągle wdaje się w bójki, i kocha się w chłopaku, który jest pod opieką kuratora.Biedna mama.Tata mi uwierzył.Uwierzył we wszystko.Mama nie.Słyszałam z góry, jak się kłócą.Bo oczywiście wysłali mnie do mojego pokoju, żebym „przemyślała to, co zrobiłam".Miałam się również zastanowić, w jaki sposób zwrócę Karen Sue koszt leczenia (dwieście czterdzieści dziewięć dolarów za jazdę na pogotowie.Nie musieli jej nawet zakładać szwów)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]