[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Wyszed³em ca³o z wypadku, który zabra³ mi matkê.– Kto siê ksiêdzem opiekowa³?– Bóg – odpar³.– Ca³kiem dos³ownie zes³a³ mi innego ojca.Do szpitala, gdziele¿a³em, przyszed³ pewien biskup z Palermo i zaopiekowa³ siê mn¹.Wówczas wcalemnie to nie zdziwi³o.Nawet gdy by³em ch³opcem, czu³em nad sob¹ opiekuñcz¹ rêkêBoga.Pojawienie siê biskupa uzna³em po prostu za potwierdzenie tego, co ju¿przeczuwa³em.Mianowicie, ¿e Bóg wybra³ mnie, abym mu s³u¿y³.– Wierzy³ ksi¹dz, ¿e Bóg go wybra³?– Tak.I nadal wierzê.– W g³osie kamerlinga nie by³o ani cieniazarozumia³oœci, tylko wdziêcznoœæ.– Przez wiele lat pracowa³em podprzewodnictwem tego biskupa.W koñcu zosta³ on kardyna³em.Mimo to nigdy o mnienie zapomnia³.To on jest ojcem, którego pamiêtam.– W tym momencie na jegotwarz pad³o œwiat³o latarki i Vittoria dostrzeg³a w jego oczach samotnoœæ.Dotarli w koñcu pod potê¿ny filar, a wówczas œwiat³o latarek skupi³o siê naotworze w pod³odze.Vittoria zajrza³a do œrodka i na widok schodów prowadz¹cychw przepaœæ, poczu³a nagle ochotê, ¿eby siê wycofaæ.Tymczasem gwardziœcipomagali ju¿ kamerlingowi dostaæ siê na schody, a po chwili tak¿e j¹podtrzymali.– Co siê z nim sta³o? – schodz¹c, kontynuowa³a poprzedni¹ rozmowê, staraj¹csiê, ¿eby g³os jej nie dr¿a³.– Z kardyna³em, który siê ksiêdzem zaopiekowa³?– Opuœci³ Kolegium Kardynalskie, ¿eby zaj¹æ inne stanowisko.Zaskoczy³o j¹ to.– A potem, przykro mi to mówiæ, odszed³.– Le mie condoglianze – powiedzia³a.– Dawno?Kamerling odwróci³ siê do niej, a cienie jeszcze podkreœli³y ból maluj¹cy siêna jego twarzy.– Dok³adnie piêtnaœcie dni temu.W³aœnie idziemy go zobaczyæ.84Ciemne œwiat³a pal¹ce siê w boksie archiwum nagrzewa³y wnêtrze.Topomieszczenie by³o znacznie mniejsze od tamtego, w którym Langdon by³poprzednio.Mniej powietrza.Mniej czasu.¯a³owa³, ¿e nie poprosi³ Olivettiegoo w³¹czenie systemu recyrkulacji powietrza.Szybko odnalaz³ dzia³ zawieraj¹cy ksiêgi kataloguj¹ce Belle Arti.Trudno goby³o nie zauwa¿yæ, gdy¿ zajmowa³ niemal osiem pe³nych rega³Ã³w.Koœció³katolicki by³ w³aœcicielem milionów dzie³ sztuki rozsianych po ca³ym œwiecie.Langdon przegl¹da³ pó³ki w poszukiwaniu Gianlorenza Berniniego.Zacz¹³ mniejwiêcej w po³owie wysokoœci pierwszego rega³u, gdzie, jak s¹dzi³, zaczynali siêartyœci na literê B.Prze¿y³ chwilê panicznego strachu, ¿e akurat tego katalogubrakuje, i dopiero gdy siê uspokoi³, uœwiadomi³ sobie, i¿ wcale nie s¹ oneu³o¿one alfabetycznie.Czemu mnie to nie dziwi?Musia³ jednak wróciæ do pocz¹tku i wejœæ po przesuwanej na kó³kach drabinie a¿na wysokoœæ ostatniej pó³ki, ¿eby zrozumieæ, jak zorganizowano tu katalogi.Dopiero na najwy¿szej pó³ce znalaz³ najgrubsze ksiêgi dotycz¹ce mistrzówrenesansu – Micha³a Anio³a, Rafaela, Leonarda da Vinci, Botticellego.Uœwiadomi³ sobie, ¿e zgodnie z nazw¹ „Aktywa watykañskie”, ksiêgi u³o¿onowed³ug wartoœci finansowej ca³oœci spuœcizny danego artysty.W koñcu pomiêdzyRafaelem i Micha³em Anio³em znalaz³ katalog poœwiêcony Berniniemu.Mia³ ponaddziesiêæ centymetrów gruboœci.Oddychaj¹c z trudem, zszed³ z nieporêcznym tomem na dó³, gdzie jak dziecko zkomiksem, po³o¿y³ siê na pod³odze i otworzy³ ok³adkê.Ksiêga by³a oprawiona w p³Ã³tno i bardzo solidnie wykonana.Informacje zosta³ynapisane rêcznie po w³osku.Ka¿da strona przedstawia³a jedno dzie³o i zawiera³akrótki opis, datê powstania, lokalizacjê, koszt materia³u i czasem surowyszkic.Langdon przerzuci³ strony – ponad osiemset.Bernini by³ bardzopracowitym cz³owiekiem.Bêd¹c jeszcze m³odym studentem historii sztuki, Langdon zastanawia³ siê nieraz,jakim cudem jeden artysta móg³ stworzyæ tak du¿o prac.PóŸniej dowiedzia³ siê,ku swojemu rozczarowaniu, ¿e s³ynni artyœci wykonywali w³asnorêcznie tylkonieliczne prace.Mieli oni studia, w których m³odzi adepci sztuki uczyli siê irealizowali ich projekty.RzeŸbiarze, tacy jak Bernini, tworzyli miniaturydzie³ w glinie, a inni powiêkszali je w marmurze.Gdyby Bernini mia³ osobiœciewykonaæ wszystkie swoje dzie³a, to pracowa³by jeszcze do dzisiaj.– Indeks – powiedzia³ na g³os, staraj¹c siê odpêdziæ pajêczynê zasnuwaj¹c¹ muumys³.Przerzuci³ kartki niemal do koñca, zamierzaj¹c poszukaæ pod liter¹ „F”tytu³Ã³w zawieraj¹cych wyraz fuoco, ale okaza³o siê, ¿e „F” te¿ nie s¹ razem.Zakl¹³ pod nosem.Do cholery, co ci ludzie maj¹ przeciw uk³adowialfabetycznemu?Zorientowa³ siê, ¿e has³a s¹ u³o¿one chronologicznie, zgodnie z porz¹dkiem, wjakim Bernini tworzy³ kolejne dzie³a.W niczym mu to nie mog³o pomóc.Kiedy wpatrywa³ siê w tê listê, przysz³a mu do g³owy jeszcze jednazniechêcaj¹ca myœl.Tytu³ rzeŸby wcale nie musi zawieraæ s³owa „ogieñ”.Przecie¿ tytu³y poprzednich – Habakuk i anio³ oraz West Ponente nie mia³yzwi¹zku z Ziemi¹ i Powietrzem.Przez minutê czy dwie przerzuca³ kartki na chybi³ trafi³, licz¹c, ¿e któryœszkic obudzi w nim jakieœ skojarzenia.Nic z tego.Obejrza³ mnóstwo ma³oznanych dzie³, o których nigdy nie s³ysza³, ale by³o te¿ wiele takich, którerozpozna³ bez trudu: Daniel i lew, Apollo i Dafne oraz kilka fontann.Widz¹c teostatnie, zamyœli³ siê na chwilê.Woda.Ciekawe, czy czwarty o³tarz nauki oka¿esiê fontann¹.By³by to doskona³y ho³d dla wody.Mia³ jednak nadziejê, ¿e z³api¹zabójcê, zanim bêdzie musia³ rozwa¿aæ, gdzie jest Woda, gdy¿ Bernini wyrzeŸbi³dziesi¹tki rzymskich fontann, a wiêkszoœæ z nich znajduje siê przedkoœcio³ami.Po chwili przywo³a³ siê do porz¹dku i wróci³ do tego, co teraz by³onajpilniejsze.Ogieñ.Kiedy przegl¹da³ ksiêgê, s³owa Vittorii dodawa³y muotuchy.O tamtych dwóch rzeŸbach s³ysza³eœ.tê pewnie te¿ znasz.Znowu zaj¹³siê indeksem, tym razem szukaj¹c znajomych tytu³Ã³w.Znalaz³ ich trochê, ale nienasunê³o mu siê ¿adne skojarzenie.Uœwiadomi³ sobie, ¿e nie zd¹¿y zakoñczyæposzukiwañ, zanim wyczerpie siê powietrze w boksie, tote¿ wbrew rozs¹dkowizdecydowa³, ¿e wyniesie ksiêgê na zewn¹trz.To tylko katalog, przekonywa³ samsiebie.To nie to samo, co wyniesienie oryginalnej ksi¹¿ki Galileusza [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl