[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wciąż miała go w sobie.Dzięki uwrażliwionym przez BioChromę zmysłom zauważyła coś dziwnego.Aura dziewczynki - zwykła, aura przeciętnego człowieka - lekko migotała, jakby była niepełna.Zjawisko było bardzo słabo widoczne, ale dzięki Pierwszemu Wywyższeniu Vivenna była gotowa przysiąc, że prawdziwe.Przecież Denth powiedział mi, że to działa na zasadzie: wszystko albo nic pomyślała.Jeśli oddaje się Oddech, to w całości, a przede wszystkim nie słyszałam, by ktoś mógł oddać część pojedynczego Oddechu.Ale - na co miała kilka innych dowodów - Denth był kłamcą.Vasher wyprostował się i dziecko wspięło mu się na ręce.Vivenna podeszła i ze zdziwieniem usłyszała, że dziewczynka mówi.- Jestem brudna - powiedziała, spuszczając wzrok.- Mamusia nie lubi, kiedy się brudzę.I sukienkę też mam upaćkaną.Vasher ruszył przed siebie.Księżniczka śpiesznie go dogoniła.- Idziemy do domu? - spytała dziewczynka.- Gdzie byliśmy?Jest późno i nie powinnam być poza domem.A co to za pani?Ona nic nie pamięta, zrozumiała Vivenna.Nie pamięta, co się z nią działo.Nie wie nawet, gdzie była.Podniosła wzrok na Vashera.Szedł z dzieckiem na ręku, wpatrzony przed siebie.Gdy zbliżył się do bramy rezydencji, otworzył ją kopnięciem.Wszedł na teren posesji.Dziewczyna ruszyła za nim niespokojnie.Dwa stróżujące psy zaczęły szczekać.Ich wycie i powarkiwanie rozlegało się coraz bliżej.Vivenna skrzywiła się ze strachu, ale gdy tylko zwierzęta ujrzały Vashera, ucichły i podbiegły do niego radośnie.Jeden z nich podskoczył i polizał dłoń mężczyzny.Co się tu, na Kolory, dzieje? - zastanawiała się księżniczka.Przed posiadłością pojawiło się nieco ludzi z latarniami w rękach.Chcieli sprawdzić, dlaczego psy wszczęły alarm.Jeden z nich zobaczył Vashera, powiedział coś towarzyszom i wszyscy zawrócili do budynku.Zanim Vivenna i Vasher stanęli na patio, z frontowych drzwi wyszedł jakiś człowiek.Miał na sobie tylko długą, białą koszulę.Obok niego stanęła dwójka żołnierzy, którzy ruszyli, by zastąpić Vasherowi drogę, ale mężczyzna w nocnym stroju głośno krzyknął i wyprzedził ich.Ze łzami w oczach odebrał dziecko z ramion przybysza.- Dziękuję - wyszeptał.- Dziękuję.Księżniczka stała nieco z tyłu w milczeniu.Psy wciąż lizały dłonie Vashera, choć wyraźnie uważały, by nie dotknąć Szpona Nocy.Nieznajomy uściskał córeczkę, a po chwili oddał ją kobiecie, która także wyszła przed dom - matka, jak założyła Vivenna.Kobieta zakrzyknęła radośnie.- Dlaczego ją oddajecie? - spytał mężczyzna, przyglądając się Vasherowi.- Ci, którzy ją porwali, zostali ukarani - odpowiedział Vasher cicho, gardłowo.- Nic więcej nie powinno być dla ciebie w tej chwili ważne.- Czy ja cię znam? - Pan domu zmrużył oczy.- Spotkaliśmy się już - przytaknął Vasher.- Prosiłem cię, byś opowiedział się przeciwko wojnie.- Tak, pamiętam! - rzucił mężczyzna.- Nie musiałeś mnie przekonywać, ale po tym jak odebrali mi Misel.Nie było mi wolno nikomu o tym powiedzieć i musiałem przejść na drugą stronę.Grozili, że w przeciwnym razie ją zabiją.Vasher odwrócił się i ruszył z powrotem ścieżką ku bramie.- Zabierz swoją córkę i pilnuj jej - rzucił, oglądając się za siebie.- I zadbaj o to, by Hallandren nie dokonało rzezi przy pomocy swoich Nieżywych.Mężczyzna skinął głową.Wciąż płakał.- Tak, tak, oczywiście.Dziękuję ci, tak bardzo ci dziękuję.Vasher nie zatrzymywał się.Vivenna dogoniła go, co chwila spoglądając na psy.- W jaki sposób je uciszyłeś?Nie odpowiedział.Rzuciła spojrzeniem na rezydencję.- Odkupiłaś się - powiedział cicho, wychodząc przez tonącą w ciemności bramę.- Co?- Denth i tak porwałby tę dziewczynkę.Nawet gdybyś się nie pojawiła w T'Telir - powiedział Vasher.- Nigdy bym jej nie odnalazł.Denth współpracuje ze zbyt wieloma szajkami złodziei.Wydawało mi się, że włamanie miało po prostu na celu zakłócenie dostaw soli.Podobnie jak wszyscy, nie zwróciłem uwagi na powóz.Zatrzymał się i popatrzył dziewczynie w oczy.- Uratowałaś temu dziecku życie.- To był przypadek - odparła.W mroku nocy nie widziała swych włosów, ale poczuła, że gwałtownie czerwienieją.- To nie ma znaczenia.Vivenna uśmiechnęła się.Z jakiegoś niezrozumiałego powodu ta pochwała znaczyła dla niej dużo więcej, niż powinna.- Dziękuję.- Przepraszam, że straciłem nad sobą panowanie - podjął.- Tam, w tej ich norze.Wojownik powinien być przez cały czas spokojny.Nie wolno dopuszczać by, w trakcie pojedynku czy potyczki gniew przejmował nad tobą kontrolę.Dlatego nigdy nie byłem zbyt dobry w pojedynkach.- Zrobiłeś co trzeba - zauważyła - a Denth stracił kolejnego pionka.Wyszli na ulicę.- Żałuję jednak, że zobaczyłam tę luksusową posiadłość.Ten widok nie poprawił mojej opinii o kapłanach z Hallandren.Vasher pokręcił głową.- Ojciec Nanrovaha był jednym z najbogatszych kupców w mieście Jego syn poświęcił się służbie bogom, z wdzięczności za ich błogosławieństwa.Za swoją pracę nie bierze pieniędzy.- Och.- Vivenna się zatrzymała.Mężczyzna wzruszył ramionami.- Zawsze łatwo jest obarczyć winą kapłanów.To wygodne kozły ofiarne - rzucił z ironią.- W końcu każdy, kto wierzy w coś innego niż ty, musi być albo kłamliwym manipulatorem, albo oszalałym fanatykiem, prawda?Księżniczka zarumieniła się po raz kolejny.Vasher zatrzymał się na ulicy i spojrzał na nią.- Przepraszam - powiedział.- Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało.- Zaklął pod nosem i znów ruszył przed siebie.-Uprzedzałem cię, że niespecjalnie potrafię rozmawiać.- Nic się nie stało - zapewniła.- Zaczynam się już przyzwyczajać.Skinął głową.Odniosła wrażenie, że Vasher myśli o czymś innym.To dobry człowiek, pomyślała, a przynajmniej szczery człowiek, który bardzo chce być dobry.Znów poczuła się źle.Nie powinna oceniać.Zdawała sobie jednak sprawę, że nie można żyć wśród ludzi, nie osądzając ich choć trochę.Więc pozwoliła sobie ocenić Vashera.Nie tak jak Dentha, który opowiadał żartobliwe historie i pokazywał jej tylko to, co sama chciała zobaczyć.Vashera osądzała po jego uczynkach.Po tym, jak się zachowywał.Zapłakał na widok dziecka w niewoli.Zwrócił je ojcu, jedynie w zamian za mglistą obietnicę działania na rzecz pokoju.Żył niemal bez pieniędzy, całkowicie poświęcając się sprawie.Tak, był szorstki w obejściu.Był brutalny.Miał nieprzyjemny charakter i łatwo wpadał w gniew.Ale był również dobrym człowiekiem, a idąc obok niego, po raz pierwszy od wielu tygodni czuła się bezpiecznie.50- Więc każde z nas ma teraz po dwadzieścia tysięcy - odezwała się idąca obok Dara Pieśni Poranna Rosa.Szli po otaczającej amfiteatr kamiennej ścieżce.- Owszem - przyznał Powracający.Kapłani i słudzy kroczyli za nimi świętym stadem, choć oba bóstwa odmówiły lektyki, czy choćby parasola.Szli sami, ramię w ramię, nieco z przodu.Dar Pieśni w złocie i czerwieni.Poranna Rosa choć raz ubrana w suknię, która przysłaniała jej wdzięki.To zdumiewające jak do twarzy jej w takim stroju, pomyślał.Widać, że się postarała i że się szanuje.Sam nie był pewien, z jakiego powodu nie lubił odważnych ubrań bogini.Może w poprzednim życiu był pruderyjny? A może po prostu jest pruderyjny w tym? Uśmiechnął się.Czym jeszcze obciążę dawnego siebie? Przecież tamten człowiek umarł.To nie on wplątałsię w polityczną aferę.Amfiteatr powoli się wypełniał.Dziś, co miało miejsce bardzo rzadko mieli się w nim pojawić wszyscy bogowie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]