[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Tak, zamierzałem.– Elvis poprawił mikrofon.– A więc tak, Chicken ledwo mówi, gardło ma poparzone, tylko szepce.Mówi: „Kowboj Ron mi to zrobił, Elvis.Kowboj Ron podpalił”.Przysięgli poruszyli się na ławie, rzucając na siebie niepewne spojrzenia.Nie darzyli sympatią Elvisa, ale Tom wiedział, że trudno im będzie całkowicie zlekceważyć jego zeznanie.Elvis był jedynym świadkiem oprócz chóru biegłych powołanych przez obronę.Tom pamiętał, że biegli potrafią uwieść nawet najinteligentniejszych przysięgłych.Krew zagotowała się w żyłach Toma.Wiedział, jak było naprawdę, i musiał to tylko udowodnić: to Ranelle podpalił konkurencyjną melinę Chicken Billa.Chicken Bill zginął zgodnie z planem, a wszyscy inni przeżyli, łącznie z Elvisem, który w śmierci kumpla dostrzegł życiową szansę.Jeśli uda mu się uwolnić Ranelle’a od oskarżenia o morderstwo, będzie miał zapewnioną posadę w jego siatce do końca życia.Dla jednego grób, dla drugiego wrota do szczęścia – ta reguła sprawdza się nawet wśród handlarzy narkotykami.Harrison oparł się na barierce.– Czy wie pan, kogo miał na myśli Chicken Bill, mówiąc o Kowboju Ronie?– Tego fagasa, co nosi kowbojski kapelusz.Mieszka na sąsiedniej ulicy.– Czy Kowboj Ron trudni się handlem narkotykami?– Tak, słyszałem o tym.Kowboj Ron był konkurencją dla Chicken Billa.– Czy Kowboj Ron znajduje się na tej sali?Elvis rozejrzał się.– Nie, proszę pana.– Czy oskarżony James Ranelle nazywany jest Kowbojem Ronem?– Nie.Oskarżony nie jest Kowbojem Ronem.Kowboj Ron to ktoś inny.Nie ma go tutaj.– Rozumiem.Harrison zastygł w bezruchu przed ławą przysięgłych.Udawał, że myśli, ale chodziło mu tylko o to, żeby słowa świadka utrwaliły się w pamięci przysięgłych.Harrison nie zrobił w życiu niczego, jeśli przedtem tego nie przećwiczył przed lustrem.Dzięki temu był doskonałym obrońcą.– Dziękuję panu.Tom zerwał się na równe nogi.– Chciałbym zadać świadkowi kilka pytań, Wysoki Sądzie.Zatrzymał się widząc, że strażnik szepcze coś sędziemu do ucha.Canova machnął pomarszczoną ręką.– Jeszcze nie teraz, panie Moran.Proszę usiąść.Tom zerknął na zadowolonego Harrisona.Każda chwila działała teraz na jego korzyść.– Panie i panowie – zwrócił się sędzia do przysięgłych.– Proszę mi wybaczyć.Muszę wyjść na chwilę do gabinetu.To nie potrwa długo, a nie chcę teraz ogłaszać przerwy, żebyście państwo nie musieli później wracać.Proszę wstać, sąd idzie, jak mawiają w telewizji.Przysięgli uśmiechnęli się i odprężyli po wyjściu sędziego.Tom nie mógł sobie na to pozwolić.Tak długo, jak oni tam byli, trwało jego przedstawienie.Harrison zaimprowizował rozmowę z Ranellem, który wyglądał jak kandydat do święceń kapłańskich.Tom przepowiadał sobie w myślach plan przesłuchania.Był wdzięczny sędziemu za przerwę, ale i zaniepokojony.Tylenol nie będzie działał zbyt długo.Ukradkiem zerknął na zegarek: dziesiąta piętnaście.Trzeba się jednak trochę odprężyć.Do jedenastej czterdzieści pięć nie ma się czym martwić, a to szmat czasu.Ale o jedenastej czterdzieści pięć sędziego nadal nie było.Przysięgli drzemali w ławach, a strażnik czytał sportową kolumnę w gazecie.Stenotypistka czyściła czarne klawisze maszyny specjalnym płynem.Widzowie rozmawiali półgłosem.W sali wyczuwało się atmosferę oczekiwania.Tylko Tom walczył z opanowującym go przerażeniem.Jego koszula przesiąkła potem.Zamazał gryzmołami całą kartkę w notesie, zakładał nogę na nogę.Nagle usłyszał szelest dochodzący z torby.Chryste Panie.Czyżby Brittany się zbudziła?Schylił się i niby od niechcenia otworzył walizkę.Na twarz dziecka padła plama światła.Brittany zmarszczyła buzię i otworzyła oczy, ale w tej samej chwili Tom przymknął jej powieki.Co robić? Gdzie się podział sędzia?Rozejrzał się, zdesperowany.Masterson siedzący w pierwszym rzędzie widzów, pochylił się i podał mu kartkę: „Moran, do kurwy nędzy, co się z tobą dzieje?”Tom wsunął kartkę do kieszeni i zamknął oczy.Ojcze, wybacz mi, bo zgrzeszyłem.Zgubiłem notatki, a dziecko zamknąłem w walizce.I nie wiem, ile to jest milimetr.Otworzył oczy, gdy sędzia wsunął się do sali z zafrapowaną miną.– Panie i panowie – rzekł, zanim jeszcze dotarł do krzesła.– Proszę o wybaczenie.Zostałem wezwany w ważnej sprawie natury administracyjnej.Zdawało mi się, że potrwa to nie więcej niż pięć minut.Ale sami państwo wiedzą, jak to jest.Sędzia usiadł.Twarz miał zaczerwienioną.Przysięgli uśmiechnęli się wyrozumiale.Canova ruchem ręki dał znak Tomowi.– Panie Moran, proszę kontynuować.Chciałbym zobaczyć jakiś postęp, zanim pójdziemy na lunch.– Oczywiście, panie sędzio.Tom poruszył się niepewnie na krześle.Musiał skończyć przesłuchanie, zanim Brittany się zbudzi.– A więc, panie Fahey, był pan w domu Chicken Billa tamtej nocy, tak?– Byłem.– Czy pan tam mieszkał?– Nie, wpadłem tylko z wizytą.– Po co pan tam poszedł?Elvis zerknął na Harrisona, ten jednak nie zaprotestował.– Tak sobie.– To znaczy po co?Tom wstał.Z walizki znów dobiegł szelest.To chyba papierowe pieluszki Brittany.Serce zabiło mu mocniej w piersi.– Często wpadałem do domu Chicken Billa.– Żeby popalić trawkę, prawda?– Sprzeciw! – wrzasnął Harrison, zrywając się z krzesła.– Wysoki Sądzie – powiedział Tom.– Obrońca sam zapoczątkował wczoraj tę linię przesłuchania.świadek przyznał się do używania narkotyków, więc oskarżenie ma prawo to wykorzystać.– Podtrzymuję – rzekł sędzia.Uderzył młotkiem bez przekonania, lecz odgłos ten sprawił, że z walizki dał się słyszeć szmer papieru i ziewnięcie dziecka.Tom rozejrzał się nerwowo.Chyba nikt nie zwrócił uwagi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]