[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powróciwszy do Anglii, po tym jak zrzucono pierwszą bombę Gladstone’a, zrezygnowałem ze stanowiska w Londynie i udałem się do rodzinnego Sussexu.Podjąłem studia, publikowałem artykuły i pracowałem w spokoju - starannie unikając wszelkiego rozgłosu - jako radca prawny, który jeśli już mógł się poszczycić jakimikolwiek osiągnięciami, to jedynie w lokalnym wymiarze.Lecz obserwowałem rozwój wydarzeń w skali światowej, który nastąpił po tamtym jesiennym kataklizmie, i wydawało mi się czasem, że dalszy ciąg dziejów ludzkości rozwijał się niczym chorowity kwiat z tamtego jednego straszliwego ziarna, bomby Gladstone’a.Nie będę się rozwodził nad tym, jak wyglądał zrównany z ziemią Orlean.Oby Bóg oszczędził Ci takich widoków, Edwardzie.Lecz być może wymogi służby rzucą Cię w to upiorne miejsce, w którym nadal stoi „Książę Albert”, unieruchomiony przez pruską artylerię, rdzewiejący pomnik kolejnej wojny.Oczywiście, zbombardowanie Orleanu wyznaczyło koniec tamtego europejskiego konfliktu; jeśli nie wystarczył lęk przed kolejną brytyjską interwencję, to wola walki żołnierzy, zgromadzonych na równinach Loary, wyczerpała się podczas działań ratunkowych i zatruł ją smród Orleanu.Pamiętam widok pruskich kolumn, kiedy brudne, ucichłe i poważne formowały się, kierując się ku ojczyźnie, i wiedziałem, iż jedno pokolenie ma już dość wojny.Edwardzie, przeżywam wielki wstrząs, widząc, że zbombardowanie Orleanu nazywa się ogromnym triumfem Brytanii.Zdecydował przypadek - bomby nie wycelowano w miasto - a jeśli interwencja spełniła tak wiele celów, była to jedynie sprawa straszliwego pokłosia, które zostawiła: hekatomby i grozy.Wiosną 1871 roku, na kongresie w Tours, Francja i Prusy podpisały traktat pokojowy pod czujnym okiem Wielkiej Brytanii.Po niezwykle kosztownym ukróceniu ambicji Bismarcka, zmierzającego do zjednoczenia Niemiec, ten przebiegły i doświadczony dżentelmen był zmuszony walczyć o utrzymanie wpływów i władzy.(Oczywiście z korzystnym dla siebie rezultatem).I tak Niemcy pozostają po dziś dzień zlepkiem państewek rządzonych przez rozliczne książątka, podczas gdy pruski orzeł tkwi spętany w kącie.Taka sytuacja jest oczywiście wygodniejsza i korzystniejsza w oczach Brytyjczyków, niż powstanie wielkiego państwa niemieckiego, potęgi środkowoeuropejskiej.Tymczasem we Francji nowy rząd tymczasowy Gambetty z radością powitał wsparcie brytyjskie podczas uspokajania Paryża, targanego nieustannymi zamieszkami.Gambetta skorzystał następnie ze wsparcia wybitnych brytyjskich parlamentarzystów przy tworzeniu konstytucji trzeciego cesarstwa.I tak francuski parlament - identyczny jak manchesterska matka wszystkich parlamentów świata - spotyka się codzienne w Paryżu i przez cztery dziesiątki lat zasady konstytucyjne wrodzone naszym brytyjskim metodom rządzenia państwem zakorzeniły się we wszystkich sferach francuskiego społeczeństwa.Europa została zorganizowana tak, jak najuczciwszy i najbardziej skrupulatny - brytyjski - mąż stanu z lat sześćdziesiątych minionego wieku mógłby sobie tylko zażyczyć, a utrzymaniu tego porządku służą nasze garnizony, stacjonujące w tradycyjnie zapalnych punktach kontynentu: Belgii, Alzacji i Lotaryngii, Danii, a nawet na przedmieściach samego Berlina.Może nie wznieśliśmy normandzkich fortec, jak marzyli synowie Gaskonii, niemniej jednak udało się nam stworzyć brytyjską Europę.A jakby nie wystarczała ta cała dominacja polityczna i militarna, cud technologii antylodowej nie przestaje zadziwiać świata.Sieć napowietrznych kolei sięga coraz dalej w głąb kontynentu, a łodzie powietrzne, zarówno pasażerskie jak i towarowe, tak wielkie, że zdolne połknąć kochanego, starego „Faetona”, wzbijają się codziennie ponad chmury, skracając czas podróży z Manchesteru do Moskwy do kilku marnych godzin.Transatmosferyczne powozy kursują między Ziemią i Księżycem i Królewskie Towarzystwo Geograficzne co roku raczy nas sprawozdaniami o najświeższych odkryciach, sięgających w głąb Krateru Travellera i między Febian, skalne zwierzęta.I, oczywiście, w wyrzutniach ukrytych pod polami Kentu czekają bomby Gladstone’a, jedna na każde wielkie europejskie miasto.Dziwna teraz wydaje się wiara Josiaha Travellera, którą głosił pod koniec życia, że wraz z wyczerpaniem zapasów antylodu na biegunie południowym ustanie eksploatacja tego surowca - na dobre czy złe.Cóż za ironia losu, że jego ostatni rozpaczliwy czyn wskazał ludzkości, gdzie ma wyciągnąć chciwe ręce po dalsze pokłady antylodu, przekraczające wszelkie wyobrażenia, tak bogate, że praktycznie niewyczerpane!Kto by pomyślał, że Mały Księżyc składa się niemal wyłącznie z antylodu? Dla astronomów obserwujących eksplozję spowodowaną przez „Faetona” od razu było jasne, że tak ogromny wybuch mogła wywołać tylko detonacja antylodu.Obecnie uczeni wiedzą, że Mały Księżyc to cząstka komety zniszczonej po wyżłobieniu Krateru Travełlera, która znalazła się na orbicie okołoziemskiej, kiedy już być może otarła się kilkakrotnie o atmosferyczny płaszcz naszej planety.Naukowcy uważają, iż wszystko to stało się w XVIII wieku, a przecież w tym okresie australijscy Aborygeni widzieli inny fragment komety sunący nad nimi ku Antarktyce.Tak więc ogromne zasoby antylodu okrążają Ziemię, chronione przed roztopieniem i wybuchem szybką rotacją wokół swojej osi i periodycznie cieniem Ziemi.Po tym jak Traveller nieuchronnie wskazał kierunek, resztki ziemskich zapasów antylodu posłużyły do napędzenia nowych „Faetonów”, które doleciały na Mały Księżyc i powróciły z cennymi naczyniami Dewara, pełnymi zamrożonego paliwa.I teraz każdy Europejczyk może obserwować iskierki na niebie, brytyjskie łodzie orbitalne, które w nieskończoność wspinają się ku Małemu Księżycowi i spadają z powrotem w bańkę powietrza, utrwalając naszą potęgę.Biedny Traveller! Jakąż odrazą napełniłby go ten widok.Często się zastanawiam, czy podczas tamtego ostatniego momentu, kiedy straszliwe światło przepalało aluminiowe ściany „Faetona”, zrozumiał implikacje swojego czynu.Modlę się, aby tak nie było; mam nadzieję, że jego wielki genialny mózg zasnął na długo przed zniszczeniem statku, nieświadom nieskuteczności samobójczego aktu.Ale odbiegam od głównego wątku.Edwardzie, powracam do tematu naszej rozmowy tamtego sobotniego wieczoru.Czy świat stał się lepszy, gdy dzięki anty-lodowi, naszemu przemysłowi i administracji narzuciliśmy mu Pax Britannica?Muszę ze smutkiem odpowiedzieć: nie.Nawet dla nas samych, Brytyjczyków.Wiem, że Twoje zainteresowanie polityką jest w najlepszym wypadku pobieżne, ale nawet Ty z pewnością śledziłeś ostatnie upiorne wydarzenia w ojczyźnie, takie jak strajki przeciwko nowym podatkom na żywność, narzuconym przez Balfoura - podatkom, które uderzają głównie w pozbawioną praw obywatelskich biedotę - i brutalne zdławienie tychże strajków przez oddziały Churchilla.Anglia przez stulecia była wolna od podobnych zamieszek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]