[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powoli zacząłem wyczuwać, że spycha swoje cierpienie z widoku, chowając je gdzieś głęboko, w sobie tylko znanym miejscu.Może to by mnie nie niepokoiło, gdyby wszystko inne było po staremu.W końcu mógłbym przywyknąć do spokojniejszego, bardziej stonowanego Sachsa, ale zewnętrzne symptomy były dość niepokojące.Nie umiałem się pozbyć wrażenia, że sygnalizują zbliżające się nieszczęście.Sachs nie przyjmował żadnych zleceń z pism, nie starał się odnowić zawodowych znajomości, nie przejawiał najmniejszej ochoty, aby kiedykolwiek zasiąść znów do maszyny do pisania.Tuż po wyjściu ze szpitala powiedział mi, że pisanie przestało go interesować, ale mu wtedy nie uwierzyłem.Teraz jednak, gdy wciąż omijał z daleka swoje biurko, zacząłem się poważnie bać.Odkąd się poznaliśmy, życie Sachsa było nierozerwalnie związane z pracą; Sachs bez pracy jawił mi się teraz jak człowiek bez życia.Niczym patyk na wodzie, unosił się na falach dnia, z których jeden nie różnił się od drugiego, i z tego, co się mogłem zorientować, było mu najzupełniej obojętne, czy kiedykolwiek przybije z powrotem do brzegu.Któregoś dnia pomiędzy Świętami Bożego Narodzenia a Nowym Rokiem Sachs zgolił brodę i przyciął włosy do normalnej długości.Zmiana była tak radykalna, że wyglądał jak obcy człowiek.Miałem wrażenie, że się jakoś skurczył, że jednocześnie odmłodniał i się postarzał; chyba dopiero po miesiącu przyzwyczaiłem się do jego nowej twarzy i przestałem się dziwić, co to za facet, kiedy wchodził do pokoju.Nie o to chodziło, że wolałem go z brodą; nie, po prostu nie życzyłem sobie zmian, jakichkolwiek zmian.Kiedy spytałem Sachsa, dlaczego to zrobił, zareagował wzruszeniem ramion.Uświadamiając sobie po chwili, że oczekuję pełniejszej odpowiedzi, mruknął pod nosem, że nie chciało mu się dłużej pielęgnować brody.Że ma teraz bardziej ascetyczny stosunek do higieny osobistej.Poza tym pragnie w miarę swoich skromnych możliwości przysłużyć się idei kapitalizmu.Goląc się trzy lub cztery razy w tygodniu, będzie wspomagał zakłady produkujące żyletki, a wspomagając te zakłady, będzie się przyczyniał do rozwoju amerykańskiej gospodarki, a tym samym do szczęścia i dobrobytu rodaków.Było to mało przekonujące wytłumaczenie, ale po tej jednej rozmowie więcej do tematu zgolonej brody nie powracaliśmy.Sachs wyraźnie nie miał ochoty o tym mówić, a ja go nie naciskałem.Nie oznaczało to jednak, że nie przykładał wagi do tego, co zrobił.Oczywiście każdy człowiek ma prawo decydować o swoim wyglądzie, ale w wypadku Sachsa akt zgolenia brody i obcięcia włosów stanowił jakby brutalną, agresywną formę samookaleczenia.Lewa strona jego twarzy i głowy ucierpiała podczas upadku; lekarze założyli szwy w kilku miejscach przy skroni i na szczęce.Spoza długich włosów i brody blizn nie było widać.Teraz gdy Sachs pozbył się włosów i zarostu, wszystkie blizny i szramy wyszły na wierzch i stały się widoczne gołym okiem.Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że właśnie dlatego Ben zmienił swój wygląd.Chciał pokazać światu swoje blizny, ogłosić wszem wobec, że są one integralną częścią jego osoby; chciał, żeby codziennie rano, kiedy patrzy w lustro, przypominały mu o tym, co się wydarzyło.Były pamiątką, swego rodzaju amuletem, który chroni przeszłość przed zapomnieniem.Mniej więcej w połowie lutego umówiłem się z moją redaktorką na obiad w restauracji na Manhattanie.Restauracja mieściła się przy Zachodniej Dwudziestej którejś.Po posiłku ruszyłem Ósmą Aleją w stronę Trzydziestej Czwartej Ulicy, skąd zamierzałem wrócić metrem do Brooklynu.Znajdowałem się pięć czy sześć przecznic od celu, kiedy po drugiej stronie ulicy dojrzałem Sachsa.Nie jestem dumny z tego, jak postąpiłem, ale wtedy wydawało mi się to rozsądnym wyjściem.Ponieważ Ben tak niewiele o sobie mówił, uznałem, że muszę koniecznie zdobyć o nim jakieś informacje: gdzie się włóczy, dokąd wstępuje, co porabia.Zamiast go zawołać, zacząłem go śledzić.Było zimne popołudnie, niebo pokrywały ciężkie ołowiane chmury, z których lada moment mógł sypnąć śnieg.Przez dwie godziny nie spuszczałem Sachsa z oczu, łaziłem za nim po kanionach nowojorskich ulic niczym cień.Kiedy teraz o tym piszę, moje postępowanie wydaje się gorsze, niż było w rzeczywistości.Nie miałem zamiaru podglądać Bena, zgłębiać jego tajemnic.Chciałem jedynie odkryć coś, co by ulżyło moim troskom, dało mi promyk nadziei, powód do optymizmu.Powtarzałem sobie w myślach: zaraz mnie Ben zaskoczy, swoim zachowaniem zaraz mi udowodni, że nic mu już nie dolega.Ale dwie godziny minęły i nic
[ Pobierz całość w formacie PDF ]